Pamiętam dość dobrze atmosferę sporu i debatę nad niepodległością Kosowa, która odbyła się w Parlamencie Europejskim w 2008 roku. Choć to, co się wtedy działo należałoby raczej nazwać dekompozycją Serbii, dokonywaną na oczach całej Europy. Tworzeniem faktów dokonanych w stosunkach międzynarodowych. Kreśleniem nowych granic, bez zwracania uwagi na kardynalną zasadę integralności terytorialnej państw. Był to swoisty sąd kapturowy nad Serbią, której odmówiono prawa do przedstawienia swoich racji. Większość ówczesnych wystąpień w parlamencie była pełna osądów i wyroków wydawanych na kraj, któremu przypisano odpowiedzialność za wojny bałkańskie. Tak, jakby tylko Serbia była winna wszystkim zaistniałym tam konfliktom. Debata przypominała miejscami nie prawdziwą wymianę poglądów, lecz legitymizację decyzji podjętej dużo wcześniej i na zupełnie innym poziomie, poziomie pozaparlamentarnym. Decyzja była więc łatwa do przewidzenia, europosłowie w zdecydowanej większości opowiedzieli się za niepodległym Kosowem. W taki oto sposób dokonał się kolejny raz rozbiór Serbii, tylko tym razem na salonach politycznych, a nie na polu bitwy. Chcąc nie chcąc analogia do Jałty czy konferencji wersalskiej nasuwa się sama. Europarlament akceptował to, co większość państw członkowskich uczyniła wcześniej, 22 kraje unijne uznały Kosowo, jako niepodległy byt państwowy.
Czy decyzja ta nie była zbyt pochopna? Przecież Kosowo to nie to samo co Chorwacja czy Słowenia. Kosowo było i jest uznawane nadal za kolebkę narodowościowo – religijną Serbów. To tam narodziła się ich państwowość. Nie dziwi więc emocjonalne podejście Serbów do tej krainy. To tak, jakby Polakom odebrano Gniezno, kolebkę polskości. To prawda, że większość dzisiejszych mieszkańców Kosowa stanowią Albańczycy, ale pamiętajmy, że jest to spadek po agresywnej kolonizacji osmańskiej, której ofiarami byli Serbowie. Dodajmy, agresji która ciągle trwa. Niszczenie serbskich i romskich wiosek, pomników i świątyń, z których najstarsze pochodzą z XII wieku, nie zakończyło się. „Odserbianie” Kosowa stało się dla Albańczyków celem samym w sobie. Działanie od 2011 roku specjalnej misji unijnej EULEX, szukającej dowodów zbrodni Armii Wyzwolenia Kosowa, a także aresztowanie kilkunastu byłych żołnierzy oraz polityków, nie powstrzymało prześladowań. Mimo tego, Kosowo, jako quasi państwo ma się dobrze, czując poparcie elit europejskich.
W całej tej sprawie najbardziej zastanawiająca jest rola Unii Europejskiej. Szybkie i nieprzemyślane do końca uznanie niepodległości Kosowa, a tym samym okrojenie po raz kolejny Serbii, stworzyło niebezpieczny precedens na przyszłość. Postawiło pytanie, czy każda jednostronna deklaracja niepodległości, ogłoszona przez tymczasowe instytucje jakiegoś regionu, tak jak to miało miejsce w przypadku Tymczasowego Samorządu Kosowa, będzie zawsze traktowana przez Unię, jako zgodna z prawem międzynarodowym? Jeśli tak, a do takich przypuszczeń po tym, co się stało, mamy prawo, postawi to instytucje unijne w niezręcznej sytuacji. Przyzwolenie na dekompozycję Serbii, oparte na wątpliwych przesłankach prawnych, może być bowiem początkiem dekompozycji wielu państw członkowskich Unii. A kosowski precedens, stworzony przy dużym wsparciu Unii Europejskiej, może obrócić się przeciwko jej członkom oraz jej samej. Krokiem przełomowym może okazać się rok 2014. To na ten właśnie rok zaplanowano referendum w sprawie niepodległości Katalonii, które popiera aż 75 procent Katalończyków. A to nie koniec problemów Hiszpanii, bo w kolejce do niepodległości czekają też Baskowie. Kolejny przykład to Szkocja. Jak zapowiedział miesiąc temu Alex Salmond, szef autonomicznego szkockiego rządu, referendum w sprawie niepodległości Szkocji odbędzie się 18 września 2014 roku. Od ich wyników zależeć będzie, czy za ich przykładem pójdą kolejne prowincje i regiony Europy, żądając, jeśli nie niepodległości, to autonomii w ramach swoich państw. Z zainteresowaniem sytuacji w Hiszpanii i Wielkiej Brytanii przygląda się choćby Ruch Autonomii Śląska. Ta zasiadająca w sejmiku śląskim partia stawia postulaty skrajnie separatystyczne. A co z Padanią we Włoszech, gdzie rządząca regionem Lega Nord domaga się niepodległości i rozpisania w tej sprawie referendum? A co z Belgią, a konkretnie Flandrią, w której wpływowa partia Vlaams Balang wnosi o zakończenie związku z Walonią? Tylko z tymi wyzwaniami już niedługo będzie musiała zmierzyć się Europa. A co z separatyzmami w innych częściach świata, vide Palestyna? Najczęstszą przyczyną istniejących problemów o podłożu separatystycznym jest niedostateczne poszanowanie praw mniejszości narodowych i etnicznych przez władze centralne tych państw.
Wspólnota międzynarodowa, a zwłaszcza Unia Europejska, zafundowały sobie, zresztą na własne życzenie, przyszłość pełną niespodzianek. Kosowska puszka Pandory została otwarta. Co z niej jeszcze wypełznie, pokaże przyszłość.
dr Bogusław Rogalski, politolog,
doradca EKR ds. międzynarodowych w Parlamencie Europejskim
Komentarze
Od dawna wiadomo ze jest proserbem
Zatem dość złowieszczo brzmią słowa: "Był to swoisty sąd kapturowy nad Serbią, której odmówiono prawa do przedstawienia swoich racji. To kreślenie nowych granic, bez zwracania uwagi na kardynalną zasadę integralności terytorialnej państwa."
Czasem wydaje się nawet, że Polacy na Litwie są zbyt spokojni.
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.