W Parlamencie Europejskim sprawa dyskryminacji Polaków na Litwie jest cały czas na wokandzie. Prowadzi ją Komisja Petycji w związku ze skargą, jaką w 2011 złożył gdański prawnik Tomasz Snarski. Komisja rozpatruje łamanie praw fundamentalnych na Litwie, w tym prawa do używania nazwisk w języku ojczystym, dwujęzycznych oznaczeń ulic i miejscowości oraz praw oświatowych w kontekście działań sprzecznych ze standardami ochrony praw człowieka w Unii Europejskiej. Po uzyskaniu opracowań prawnych przez Komisję Europejską i publicznym posiedzeniu w PE, w którym aktywny udział wziął europoseł Waldemar Tomaszewski, Komisja Petycji w 2013 roku zażądała od państwa litewskiego wyjaśnień. Dopiero kilka tygodni temu, po dwóch latach, w imieniu litewskiego rządu odpowiedzi udzielił ambasador Raimundas Karoblis ze Stałego Przedstawicielstwa Republiki Litewskiej przy UE. Przez dwa długie lata władze Litwy grały na zwłokę, przedłużały sprawę i „produkowały" odpowiedź tak, jakby od tego pisma zależała co najmniej niepodległość kraju. Ale to nic nowego w wykonaniu zaczadzonych nacjonalizmem polityków litewskich. Taką samą cyniczną grę Litwa prowadzi od ponad 20 lat z Polską, łamiąc dwustronny Traktat i składając obietnice bez pokrycia.
Ambasador dezinformuje
Odpowiedzi ambasadora Karoblisa przesłanej do Komisji Petycji nie powstydziłby się sam Pseudologos, grecki bóg kłamstwa, który potrafił zwieść nawet wielkiego Zeusa. A to dlatego, że są one wymijające, bazują na półprawdach i niedopowiedzeniach, a ich głównym celem jest dezinformacja, a nie rzetelna informacja na zadany temat. Co prawda ambasador Karoblis przekazał tylko stanowisko rządu, ale to on, a nie premier Butkevičius, sygnował to pismo, a zatem to na nim spoczywa wina za psucie sztuki dyplomacji. I te jego niedorzeczne tezy zawarte w liście trzeba tu zdemaskować po to, aby błędne opinie o sytuacji mniejszości narodowych na Litwie nie były bezwiednie powielane. Ambasador pisze, że konstytucja Republiki Litewskiej oraz inne ustawy gwarantują pełnię praw mniejszościom narodowym, które są szczególnie ważne dla państwa. A Litwa jest dumna z bycia krajem wielonarodowym i wielokulturowym. Piękne słowa, tyle że fakty mówią coś innego. Bo cóż wspólnego z pełnią praw mają sztucznie tworzone problemy w oświacie, choćby z akredytacją polskich szkół, czy utrudnienia w stosunku tylko do Polaków w zwrocie ziemi zagarniętej w czasach sowieckich? Nic. To przykład jaskrawej nierówności wobec prawa, której apogeum stanowi absurdalne prawo do „przenoszenia ziemi", ofiarą którego padają rdzenni mieszkańcy Wileńszczyzny, czyli Polacy. A czy rzekoma duma z wielonarodowości nie polega aby na rzucaniu kłód pod nogi koalicyjnym komitetom wyborczym, złożonym z mniejszości? Bo z tym mieliśmy do czynienia w przypadku utrudnień rejestracyjnych Bloku Waldemara Tomaszewskiego w wyborach samorządowych.
Tolerancja po litewsku
Ambasador pisze dalej, że rząd republiki kwestie mniejszości umiejscawia wysoko w swoim programie, a premier Butkevičius jest osobiście zaangażowany w te sprawy. Bez wątpienia tak jest, tyle że na szkodę mniejszości narodowych, o czym świadczy brak ustawy o mniejszościach, pomimo że zapisano to w programie rządowym, mającym moc ustawy. Jednakże premier i jego rząd z premedytacją nie wywiązują się z obietnic i podjętych na piśmie zobowiązań. Tak wygląda prawda w tej sprawie. Czytamy, że dla władz bardzo ważna jest promocja tolerancji a mniejszości narodowe cieszą się pełnią praw politycznych na Litwie. Jak widać propaganda w wydaniu litewskiej dyplomacji przybiera bezczelną postać. Bo jeśli na Litwie jest tolerancja i pełnia praw obywatelskich, to dlaczego ukarano grzywnami Bolesława Daszkiewicza i Lucynę Kotłowską, dyrektorów samorządów, za dwujęzyczne tablice informacyjne wiszące na prywatnych domach mieszkańców w rejonach solecznickim i wileńskim? Dlaczego nadal nie wolno zapisywać nazwisk w formie oryginalnej, czyli po polsku? Dlaczego język polski nie ma statusu języka pomocniczego nawet tam, gdzie Polacy stanowią aż 80% mieszkańców? Oto jak wygląda tolerancja w litewskim wydaniu.
Pokrętne tłumaczenia
Ambasador Karoblis używa pokrętnego tłumaczenia, że wszystko odbywa się na podstawie litewskiej konstytucji i ustaw. Tyle, że w Unii Europejskiej nie jest to żadne wytłumaczenie ani usprawiedliwienie dla metod stosowanych na Litwie. Bo jest jeszcze prawo międzynarodowe, które stanowi wartość nadrzędną nad prawem krajowym, tzw. supremacja prawa. Wiedzą o tym nawet początkujący dyplomaci. Pan ambasador słyszał chyba o zasadzie pacta sunt servanda, umów należy dotrzymywać. To jedna z podstawowych norm w stosunkach międzynarodowych, potwierdzana w wielu aktach prawa międzynarodowego. W konwencji wiedeńskiej o prawie traktatów zapisano, że każda umowa jest wiążąca, powinna być wypełniona w dobrej wierze i nie można złamania umowy usprawiedliwiać postanowieniami prawa wewnętrznego. A to właśnie czyni Litwa, usprawiedliwiając swoje działania prawem wewnętrznym. Czy władze litewskie znają tę zasadę? A jeśli tak, to dlaczego nie przestrzegają prawa międzynarodowego?
Złamane traktaty
Na wszelki wypadek warto przypomnieć do czego zobowiązała się Litwa w podpisanych i ratyfikowanych traktatach, aby zadać kłam manipulacji, której dopuszcza się litewska dyplomacja w korespondencji z Europarlamentem.
Traktat Lizboński. Kładzie wielki nacisk na ochronę dziedzictwa kulturowego i językowego, wspierając różnorodność językową jako jedną z zasad podstawowych Unii Europejskiej. Jest to prawo przyznane obywatelom Unii w art. 21 i 22 Karty praw podstawowych, co oznacza, że próba wprowadzenia wyłączności danego języka stanowi ograniczenie i naruszenie podstawowych wartości Unii. Samo zaś pojęcie różnorodności językowej obejmuje w prawie unijnym zarówno języki urzędowe jak też „współurzędowe", regionalne oraz języki, które nie są oficjalnie uznane na terenie państwa członkowskiego.
Ramowa Konwencja Rady Europy o Ochronie Mniejszości Narodowych, którą władze litewskie podpisały i ratyfikowały. Wbrew zasadom i dobrym obyczajom międzynarodowym nie implementowały jej do swojego systemu prawnego i tym samym nie przestrzegają jej. A Konwencja mówi wprost, że w rejonach tradycyjnie zamieszkałych przez znaczącą ilość osób należących do mniejszości narodowej będą umieszczane również w języku mniejszości nazwy lokalne, nazwy ulic i inne oznakowania topograficzne o charakterze publicznym. Nadto zapewnia się możliwość używania języka mniejszości w stosunkach pomiędzy mieszkańcami a organami administracyjnymi.
Traktat polsko - litewski stanowi, że osoby należące do mniejszości polskiej, które są polskiego pochodzenia albo przyznają się do narodowości, kultury lub tradycji polskiej oraz uznają język polski za swój język ojczysty, mają prawo indywidualnie lub wespół z innymi członkami swej grupy do swobodnego wyrażania, zachowania i rozwijania swej tożsamości narodowej, kulturowej, językowej i religijnej, bez jakiejkolwiek dyskryminacji. Zwrot „bez jakiejkolwiek dyskryminacji" ma tu kluczowe znaczenie. Mimo to, dla jasności interpretacyjnej, w dwóch kolejnych artykułach traktatu doprecyzowano i dookreślono szczególne prawo do swobodnego posługiwania się językiem mniejszości narodowej w życiu prywatnym i publicznie oraz używania swych imion i nazwisk w brzmieniu języka mniejszości narodowej. Kropkę nad traktatowym „i" postawił zaś zapis, że Strony powstrzymają się od jakichkolwiek działań mogących doprowadzić do asymilacji członków mniejszości narodowej wbrew ich woli oraz zgodnie ze standardami międzynarodowymi powstrzymają się od działań, które prowadziłyby do zmian narodowościowych na obszarach zamieszkanych przez mniejszości narodowe. Jak widać, Litwa narusza wszystkie wymienione traktaty i konwencje, taka jest wstydliwa prawda, którą władze próbują nieudolnie zatuszować.
Kłamstwo ma krótkie nogi
Stare porzekadło mówi, że kłamstwo ma krótkie nogi. Zdaje się, że litewska dyplomacja nie chce o tym pamiętać i serwuje nam wyjaśnienia dalekie od prawdy, które zafałszowują obraz rzeczywistości, aby zamazać niewygodne dla siebie fakty. A prawda jest taka, że na Litwie od wielu już lat trwa haniebna dyskryminacja polskiej mniejszości. I żadne pokrętne tłumaczenia ambasadora Karoblisa tego nie ukryją. Przed Komisją Petycji kolejne zadanie, ocena nadesłanego materiału. Najwyższy czas na to, aby instytucje europejskie położyły kres litewskim praktykom, niegodnym członka Unii Europejskiej.
Dr Bogusław Rogalski, politolog
Doradca EKR ds. międzynarodowych w Parlamencie Europejskim
Komentarze
są różne tłumaczenia a wszystkie głupawe i odbiegające od rzeczywistości. a prawda jest banalnie prosta, oto lietuvisi w swoim nacjonalistycznym obłędzie pełnym nienawiści dramatycznie naruszają prawa człowieka i normy europejskie, dyskryminując mniejszości narodowe, a szczególnie polskich autochtonów.
dezinformacja i pokrętne tłumaczenia, oto jest litewska codzienność.
A ja się pytam, gdzie jest reakcja państwa polskiego??
(no chyba że ono istnieje tylko teorertycznie, jak zapewniali prominentni politycy PO).
Dla władz litewskich podpisane zobowiązania nie mają większego znaczenia, gdy w grę wchodzą wewnątrzkrajowe rozgrywki zmierzające do ograniczania statusu mniejszości narodowych.
Takie działania są nie tylko sprzeczne z prawem i normami międzynarodowymi, ale wprost niegodne i hańbiące.
Gorącymi orędownikami naprawienia tej nienormalnej sytuacji są politycy AWPL, którzy konsekwentnie dopominają się zaprzestania wszelkich przejawów dyskryminacji ze względów na narodowość.
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.