Jeżeli przyjmiemy paradygmat Hansa Morgenthau, że polityka międzynarodowa musi być polityką siły, to nie może nas dziwić, iż silni podejmują wobec siebie wyzwanie w postaci zmierzenia swoich własnych potencjałów oraz możliwości oddziaływania. Problem leży tylko w tym, iż obecnie jednym z pól tej próby jest Ukraina, a może za niedługo Białoruś, Mołdawia, Bośnia i Hercegowina i jeszcze w formie niemilitarnej – niektóre państwa Unii Europejskiej.
Rolą tych państw, które rzuca się jako figury lub pionki na szachownicę, jest nie dać się wyeliminować, ale brać udział w grze aż do momentu powstania remisu, który musi nastąpić. To jest właśnie zasadnicza rola odpowiedzialnych za swoją przyszłość państw. Jeżeli któreś z nich w porę nie rozpozna roli, jaką mu przypisano, wówczas zostanie użyte jako element, który należy poświęcić dla uzyskania ostatecznego wyniku rozgrywki. Obawy co do swojej roli zaczęły już wyrażać niektóre figury Unii, takie jak Cypr, Grecja, Węgry, Słowacja czy też Czechy. Z kolei pionki takie, jak Litwa uznały, iż bezwzględne oddanie się królowi pozwoli im na przetrwanie, gdyż właśnie takie gwarancje daje król. Polska nadal balansuje. Społeczeństwo w swojej przewadze chce grać figurę, zaś rząd woli oddać się, pod postacią pionka, bezwzględnie królowi. Nie jest to oczywiście tylko kwestia przemyślanej kalkulacji obecnych elit, ale głównie ich poziomu osobowego i mentalnego.
W tle tej partii szachów rozgrywa się również nie mniej interesująca gra w warcaby między Kijowem a Donieckiem. Jej wynik może być tylko jeden. Jest nim kompletna dezintegracja pola gry i myślę, że dobrze to wiedzą obydwaj gracze. Wiedzą także, iż nie można sięgnąć bezpośrednio po pomoc królów z szachów, bo ci grają o coś większego. Dlatego też jedna strona stara się wciągać do tej gry figury, które na tym polu mogą być tylko pionkami. Mają nimi być oczywiście Polska i Rumunia. Pierwszy kraj ma dać broń, pieniądze, żołnierzy oraz wystawić się na strzały króla strony przeciwnej. Drugi ma pomóc w odmrożeniu skrawka szachownicy, aby tam się przeciwnik zajął grą.
Ten trochę obrazowy wyraz obecnej sytuacji w Europie, oczywiście niezwykle uproszczony, pokazuje rolę, jaką wyznaczono wielu państwom. Oczywiście nawiązałem w nim do tytułu książki Zbigniewa Brzezińskiego „Wielka szachownica", gdyż to właśnie ten autor przed kilkunastoma laty sformułował inny paradygmat w relacjach międzynarodowych – bez Ukrainy Rosja nigdy nie będzie już światowym mocarstwem. To zapewne jego słowa wzięli sobie do serca stratedzy obu mocarstw tj. Stanów Zjednoczonych i Federacji Rosyjskiej. Przez kilkanaście lat również, jak to głosił Jurij Bezmienow w swoich wykładach o przygotowaniu przewrotów politycznych – przygotowywano grę o Ukrainę, o jej trwałe przejęcie. Strony szukały tylko czasu i dogodnej sytuacji. Okazało się, że dla Zachodu sytuacja się sama nadarzyła. Nie wzięto jednak pod uwagę dwóch rzeczy. Po pierwsze, społeczeństwo ukraińskie było przekonane do marszu na zachód tylko w połowie. Drugi problem polegał na tym, że kilka milionów "ukraińskich" Rosjan wolało pójść w przeciwną stronę – do swoich.
Obecnie wiele osób zadaje sobie pytanie, jak ten konflikt rozwiązać. Faktem jest, iż nie da się zmieścić w jednym domu, bez wyizolowanych pokojów, zwolenników Stepana Bandery, zwolenników wersji historii o Wojnie Ojczyźnianej i skrzywdzonych poprzez utratę bliskich w tej wojnie. Złudzenia mówiące, że można to załatwić poprzez instytucje międzynarodowe, siły pokojowe, specjalne statusy itp., jest nieporozumieniem. Nie ulega wątpliwości, iż separatyści trwale nie zrezygnują na swoim terenie z kontroli nad formacjami siłowymi, a takiego stanu Kijów nie będzie przecież akceptować. Po co się więc łudzić?
Problem tylko w tym, czy obie strony konfliktu tj. Rosja i Noworosja oraz Ukraina i Zachód chcą kontynuować tę konfrontację, łudząc się, iż zdobędą znacznie więcej pola, czy też jest to przygrywka do dużo większego konfliktu. Generał Rupert Smith zwracał uwagę, iż wykrycie, czy mamy do czynienia z konfrontacją czy już z konfliktem, leży w określeniu celu – czy jest nim zmiana zamiarów przeciwnika, czy też jego zniszczenie, a jeśli tak – na jakim polu ma nastąpić niszczące działanie?
Dla Polski i jej narodu, a co za tym idzie – dla mnie osobiście jest ważne, aby to pole niszczącego działania nie znalazło się pomiędzy Odrą a Bugiem, a najlepiej nawet nie pomiędzy Odrą a Zbruczem. Szkoda bowiem dziedzictwa materialnego I Rzeczypospolitej. To właśnie powinno być troską polityków w Polsce. Musimy być w tej grze figurą a nie pionkiem! Figurą, która gra bardziej z tyłu i wygrywa pokój bez strat.
dr Andrzej Zapałowski, prawnik, historyk, wykładowca akademicki, ekspert ds. bezpieczeństwa, prezes rzeszowskiego oddziału Polskiego Towarzystwa Geopolitycznego
Komentarze
Toć na Wołyniu był odwet za polonizację. No i wojna bratobójcza, czyli kiedy brat zabijał brata. Czyli kobiety w ciąży i niemowlaki rzucały się na Bogu ducha winnych upowców, a ci się bronili.
Już nigdy nie będzie pojednania na prawdzie. Wybijmy sobie to z głowy. Dalej tylko walka z wiatrakami. Ojczystymi w tej liczbie.
Panie Komorowski, Pan osobiście, i Ci wszyscy, co przygotowywali prezydencką wizytę na Ukrainę są współodpowiedzialni zbrodni. Zbrodni, która dokonała się ostatecznie i postawiono na niej grubą kreskę.
Tylko i wyłącznie wina Pana prezydenta w dzisiejszych wydarzeniach, bo ani razu, nie upomniał się o swoje. O pamięć niewinnie pomordowanych. Zresztą nikt z „polskich” polityków też. Pamięć pomordowanym w najokrutniejszy sposób w dziejach ludzkości rodakom, jest winien każdy Polak.
Panie Komorowski! Jako obywatel obarczam Pana winą za to wszystko, co obecnie się dzieje. I za to co będzie też.
Panie Komorowski, jest Pan winien. W tym, że w sąsiednim kraju któremu pomagacie bardziej niż każdemu swemu obywatelowi czy Polakowi poza granicą, czczą zbrodniarzy. To z waszej winy. Z winy całego rządu polskiego. Czy antypolskiego? Ciekawe, kiedy zaczniemy płacić kompensacje Ukrainie? Powodów mnóstwo. Od wojny za czasów Chmielnickiego do wydarzeń sprzed 70 lat.
Co za kraj? Ludzie! Gdzie my żyjemy? To pierwsze pytania które przychodzą do głowy po takich wydarzeniach. Wizyta Prezydenta RP na Ukrainie była punktem bez powrotu. Na zawsze i wieki wieczne. O co chodzi? O uznanie „bohaterstwa” OUN – UPA.
Przeszliśmy punkt zwrotny. Powrotu brak. Już brak jakichkolwiek złudzeń, że państwo które zawsze było i jest U-kraju Europy zmyje z siebie brudy i stare grzechy, zapomni o czczeniu zbrodniarzy i stawianiu im pomników.
Jeżeli w rządzie są tacy poprawni politycznie „mędrcy” jak on, to reakcja powinna być jedna: Ani jednego głosu na PO i jej kandydatów!
Na SLD też nie zagłosuję, ale muszę stwierdzić, że postkomuniści są o niebo rozsądniejsi niż ci, co wychowali się na Michniku i Giedroyciu.
Podczas programu "Polityka przy kawie" TVP W.Czarzasty (SLD) i S.Gawłowski (PO) posprzeczali się na temat roli UPA w polityce historycznej Ukrainy.
Jak mówił Czarzasty, "nie ma zgody" na to, by Ukraina honorowała przywódcę UPA Romana Szuchewycza, bezpośrednio odpowiedzialnego za ludobójstwo polskiej ludności Kresów Wschodnich w latach II wojny światowej. Z kolei Stanisław Gawłowski podkreślał, że nie można w całości budować relacji z sąsiadami na historii. Dodał, że w interesie Polski jest wspieranie niepodległej Ukrainy.
Żadnej umysłowej refleksji facet z PO nie wykazał.
Punkt 5. brzmi:
W polskiej polityce wschodniej uwzględnianie interesu polskiej ludności wysiedlonej po wojnie z Kresów Wschodnich II RP (tzw. Polaków – Zabużan, Polaków – Kresowian) i polskiej mniejszości pozostałej na terytorium niepodległych państw postsowieckich (m.in. penalizacja wszelkich przejawów ideologii szowinizmu ukraińskiego, białoruskiego i litewskiego, uznanie zbrodni wołyńsko-małopolskiej za ludobójstwo i ściganie z urzędu osób, które temu zaprzeczają).
Całość można znaleźć pod adresem:
http://www.kresy.pl/wydarzenia,azja-centralna?zobacz/11-postulatow-ruchu-kresowego#
http://l24.lt/pl/opinie-i-komentarze/item/9726-kosowska-puszka-pandory
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.