Realnością polityczną w stosunku do Kijowa jest przyjęcie faktu, iż Krym jest na obecną chwilę terytorium rosyjskim i to nieformalnie już przyjął świat. Problem jednak polega na tym, iż Zachód przyjął, iż wschód i południe Ukrainy musi pozostać ukraińskie, bez względu na zdanie ludności zamieszkującej te obszary. Jest to poniekąd zobowiązanie Brukseli i Waszyngtonu za namawianie „Majdanu" do konfrontacji ze zwolennikami opcji rosyjskiej w tym państwie. Oczywiście to się ma nijak do zasad samostanowienia ludności obowiązującej w UE. Wspomniane poparcie Zachodu słabnie wprost proporcjonalnie do czasu, który upłynął od przewrotu konstytucyjnego na Ukrainie. Gospodarka nie zna trwałego prymatu celów politycznych nad ekonomicznymi. Dlatego też Kijów coraz bardziej zostaje sam ze swoimi problemami gospodarczymi i społecznymi, a idzie zima, która zaostrzy jeszcze ten element wzajemnych relacji pomiędzy zobowiązaniami Zachodu a oczekiwaniami Ukrainy na rzecz dryfowania tej ostatniej w kierunku szarej strefy bezpieczeństwa międzynarodowego.
Cele, jakie przyświecają separatystom, są jasne – suwerenność obwodów, a w konsekwencji integracja polityczna lub gospodarcza z Rosją. Czy jest od tego odwrót? Moim zdaniem, znikomy, ponieważ tysiące zabitych, zrujnowane wsie i miasta, głęboka nienawiść, masowe poparcie dla separatyzmu na tyle oddaliły poszczególne społeczności dotąd zamieszkujące szerokie obszary wspólnego państwa, iż bez wieloletniej obecności na tych terenach tysięcy żołnierzy międzynarodowych wojsk stabilizacyjnych nie da się trwale zaprowadzić spokoju i pokoju. Dla Rosji ingerowanie w wybór mieszkańców Donbasu to nie tylko cel polityczny, ale także niejako przymus. Rosja została wplątana w ten konflikt, a w konsekwencji w wojnę częściowo bezwolnie. Nikt w Moskwie nie mógł sobie pozwolić na utratę kilku procent etnicznych prawosławnych Rosjan na rzecz przeciwnika i pozwolić na zbliżenie infrastruktury polityczno-wojskowej na odległość umożliwiającą uderzenie z zaskoczenia wojskami lądowymi na stolicę państwa. Należy tu zadać sobie pytanie – jaki suwerenny rząd na świecie by sobie na to pozwolił? Brak tych faktów jako istotnych w momencie planowania operacji przez służby specjalne Zachodu doprowadziło do nieodpowiedzialnych posunięć na Ukrainie. Tylko koegzystencja wpływów Zachodu (a powinna być głównie Polski) i Rosji na terenie Ukrainy jest i będzie jedynym istotnym gwarantem stabilizacji regionu.
Udane wybory w „Noworosjii" staną się istotnym czynnikiem dezintegrującym Ukrainę. W momencie ich uznania przez Rosję dojdzie do sytuacji, gdzie atak na te regiony stanie się atakiem na sojusznika Moskwy ze wszystkimi konsekwencjami. Udane wybory będą także istotnym czynnikiem motywującym pozostałe regiony do pójścia drogą Doniecka i Ługańska, gdzie wspomniane republiki będą w stosunku do kolejnych rebelii odgrywały centrum decyzyjne i polityczne. Na taki scenariusz nie zgodzą się skrajni nacjonaliści i partia wojny w Radzie Najwyższej Ukrainy. Utrata Donbasu i groźba utraty kolejnych prowincji to także uderzenie w podstawy finansowe oligarchów, którzy wygrali faktycznie ostatnie wybory na Ukrainie. Rozpocznie się walka o wszystko! Nie tylko polityczna, ale także o byt dla wielu polityków w tym kraju, a to oznacza ze albo dojdzie szybko do jakiegoś porozumienia albo do zaostrzenia konfliktu.
Ukrainie dzisiaj potrzeba wszystkiego: gazu, węgla, pieniędzy czy też żywności. Donbasowi jeszcze bardzie jest niezbędna pomoc. Problem polega na tym, iż Donieck i Ługańsk otrzymają to od Rosji, praktycznie bezpłatnie, a Ukraina także otrzyma od Zachodu, tyle tylko ze głównie obietnice. Tym, którzy bezkrytycznie brnęli w omamie euforii w poparcie dla Majdanu i każdego, kto bardziej realnie podchodził do wydarzeń na Ukrainie, oskarżali o rusofilizm, a czasami wprost o rosyjską agenturę, przyjdzie chwilowo zamilknąć. Oczywiście ciągle nikt nie zadaje podstawowego pytania – ile ta awantura Polskę kosztowała politycznie i finansowo? A straty są ogromne.
Dr Andrzej Zapałowski - prawnik, historyk, wykładowca akademicki, ekspert ds. bezpieczeństwa, prezes rzeszowskiego oddziału Polskiego Towarzystwa Geopolitycznego
Komentarze
Przyznaję ze skruchą, że nie rozumiem Pana kłopotów z moją logiką.Powtórzę więc jeszcze raz: cokolwiek by nie zrobiła Ukraina w swoich dążeniach do integracji z zachodem -spowoduje to negatywną reakcję Rosji. Mniej lub bardziej drastyczną.Proces westernizacji bez wstępowania do struktur zachodu? Czemu nie! Ale kto to miałby zrobić? Pan Prezydent W.Janukowicz i jego kamraci? Nadto Ukraina jest bankrutem a do przeprowadzenia reform potrzebne są pieniądze. Te może dać jedynie UE i MFW - na określonych warunkach i pod ścisłą kontrolą. Ma Pan rację, że coś takiego nie leży w interesie oligarchów.Bo oni uznają inne, niecywilizowane standardy.
To, że Ukraina prowadzi narzuconą jej wojnę to tylko dobrze o niej świadczy.Że nie może tej wojny wygrać? Nie wiadomo...
Ukraina oddała Krym bez walki.Czy na tym się skończyło? Gdyby oddała wschód czy miałaby spokój? To nie są pytania retoryczne.
Inna droga jest, bo od 23 lat funkcjonowała. Te 23 lata to pełzający proces ukrainizacji. Po cichutku, powolutku, a Rosja nie znajdowała remedium. Po co w ogóle było się droczyć z rosyjskojęzycznymi?
I jeszcze jedno. Moim zdaniem, zasadnicze zadanie Ukrainy nie ma charakteru politycznego (wstąpienie do UE czy NATO), lecz cywilizacyjny – chodzi o rzeczywistą westernizację kraju, o wprowadzanie zachodnich standardów życia społecznego bez względu na formalne położenie w szarej strefie pomiędzy Wschodem a Zachodem. A to się nie dzieje. Jednak na przeszkodzie nie stoi wcale Moskwa, ale lokalna, ukraińska oligarchia. Bo takie przemiany to jej koniec.
Rosja wejście Ukrainy do UE a zwłaszcza do NATO traktuje wysoce niekorzystnie dla siebie. W związku z tym nie ma takiego sposobu, trybu, metody zbliżenia Ukrainy do Zachodu, która mogłaby zadowolić Rosję.Zawsze będzie źle dla Rosji. Autor felietoniku rzeczywiście krytykuje Ukrainę ale nie wskazuje innej metody bo takiej nie ma.A co za tym idzie, każda metoda dla Ukrainy, suwerennego Państwa jest dobra, nigdy dla Rosji.
Mnie bardziej martwi, że władze litewskie, zarówno pani prezydent, pan premier, Landsbergis a nawet pajac Panka - oni wszyscy grają tak, jakby wypełniali zamierzenia Moskwy. Zresztą może to i nie dziwne, skoro i Landsbergis i Grybauskaite i Butkeviscius to dawni komunistyczni aparatczycy wiernie służący sowieckiemu sojuzowi.
No więc dlaczego Kijów robi dokładnie to, o co Moskwie chodzi? Nie dostrzega Pani, że że właśnie ten błąd Autor felietonu wytyka Ukraińcom?
Zjawiska tego nie należy lekceważyć. Ale nie należy przeceniać. Świadczą o tym wybory, w których nacjonaliści zwykle przepadają.
Przeciętnie rozgarnięty gimnazjalista wie, że o to Rosji głównie chodzi...
Ukraincy mieli dość i to wyrazili, mają do tego prawo. Ale ktoś kto miał do nich inne plany (ruski) wiele poświęci aby zniszczyć ukraine. Nawet swoich zagłodzi ale ukraincow ukarze za "nieposłuszeństwo".
Gdy polacy się wyzwalali z pod oków ruskich to też nazwiesz ich nacjonalistami? Nikt nie chce być pod jarzmem kryminalistow rosyjskich co to do swojej "przyjazni" przymuszają.
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.