Nie pomogły urzędnikowi żadne próby zastraszenia i szykanowania naszych mieszkańców. W listopadzie ubiegłego roku w Białej Wace grupy litewskiej młodzieży nacjonalistycznej straszyły mieszkańców, iż albo oni zdejmą, albo właściciel zapłaci mandat w wysokości 2 000 Lt. Sam p. Skaistys niejednokrotnie jeździł po rejonie i fotografował posesje z nazwami ulic na domach w języku polskim – a ten proceder nie należy do najprzyjemniejszych. Mieszkańcy opowiadali, że odwiedzała ich policja z nawoływaniem do zdejmowania nazw ulic bez żadnego uprawniającego ją do tego dokumentu. Zresztą, każdy może ocenić, jak wygląda próba zdjęcia nazw ulic - chociażby ze sławetnego programu "As myliu Lietuva" z incydentu w Ejszyszkach. Prób było znacznie więcej, ale urzędnicy spotkali jednak zdecydowany opór i upór ze strony Polaków.
"Goście" jeździli i straszyli naszych mieszkańców. To byli zwykli kłamcy i oszuści, ponieważ nieprawdą jest to, że zwykli mieszkańcy mogą być ukarani za wiszące na ich domach tabliczki w języku polskim. Straszenie ludzi wysokimi karami w niektórych przypadkach odniosło skutek, ale tylko dlatego, że ludzie wiedzą, że na Litwie nie ma niezawisłych i sprawiedliwych sądów. Na potwierdzenie moich słów, że mieszkańcy nie mogą być karani za wiszące u nich tabliczki, mogę przedstawić dowód. Otóż sama napisałam na siebie donos do Kalbos Inspekcji, że u mnie na domu wisi tabliczka z polską nazwą ulicy. Po ustawowym czasie otrzymałam odpowiedź, że łamię prawo, ale nie zostanę za to ukarana, karę za moją tabliczkę, jak za wszystkie inne, zapłaci dyrektor administracji. Do tej pory nie mogę zrozumieć, jak w demokratycznym państwie, za jakie chce uchodzić Litwa, możliwe jest takie kuriozum prawne, które polega na karaniu jednego człowieka za to, że prawo łamie inny.
Porażka Skaistysa i gest złudnej życzliwości
Ostatnio słyszymy, jak rozprawa za rozprawą kończy się tok postępowania w sprawie polskich nazw ulic. Wcześniej problem dwujęzycznych tablic rozwiązano w rejonie solecznickim, gdzie Polacy stanowią 80 procent mieszkańców. Tablice z polskimi nazwami pozostawiono na domach, zaś tablice z nazwami litewskimi znalazły się na specjalnych słupkach stojących na ulicach.
Podobny proceder miał miejsce w rejonie wileńskim zamieszkałym w 60 procentach przez Polaków. I to właśnie wystarczyło przedstawicielowi rządu, aby stwierdzić, że sprawę zamykamy. To jest rzeczą dziwną, ponieważ słupki z nazwami ulic w języku państwowym od 3-4 lat stały w kilkudziesięciu miejscowościach rejonu wileńskiego, np. w Mościszkach i Ciechanowiszkach, które też figurowały na liście p. Skaistysa. Dziennikarze nachodzili nic niewinnych ludzi, robili sensację, ale nikt nie widział słupków z nazwami ulic. Teraz nasz przedstawiciel przejrzał na oczy (tu mamy kolejny cud: widzi, czego wcześniej nie widział, a nie widzi tego, co widział wcześniej) i powiedział, że jest ok!? Co się zmieniło?
Bumerang powraca
Sprawa nazewnictwa polskiego na tablicach z nazwami ulic i miejscowości nieprzypadkowo stale powraca w rejonie wileńskim i solecznickim. Te incydenty zazwyczaj miały określony cel. Najczęściej spory o tablice z nazwami ulic były wszczynane w czasie afer politycznych na szczeblu centralnym. Wtenczas szuka się pretekstu do odwrócenia uwagi od rzeczywistego problemu i wyciąga się „kartę polską". Jednocześnie urzędnicy też często posuwają się do zaognienia tematu, żeby wykazać się aktywnością zawodową. Przykładowo w listopadzie 2008 roku, przed upływem swojej kadencji, przedstawiciel rządu na powiat wileński wszczął awanturę o tablice z nazwami ulic również po polsku w niektórych miejscowościach rejonu wileńskiego i solecznickiego. Po kilku tygodniach przedstawiciel rządu został ponownie zatwierdzony na kolejną kadencję. Obecny też próbował się wykazać.
Tyle razy stawialiśmy kropkę nad i w sprawie nazw ulic i miejscowości, ale znowu ta sprawa znajdowała się na wokandzie. Wątpię, że partie nacjonalistyczne odpuszczą w okresie wyborczym podstawowy wątek i hasła wyborcze, że język państwowy jest zagrożony, że zagraża to integralności Litwy bądź Polacy za dużo chcą. Nasze pragnienia są minimalne. Chcemy, aby Litwa przestrzegała międzynarodowych traktatów i porozumień, które sama podpisała. Pragniemy żyć godnie, bez jakiejkolwiek dyskryminacji i sądowego prześladowania.
Kto wyrówna straty moralne i materialne?
Po przyjęciu przez Sejm RL ustawy ratyfikacyjnej 17 lutego 2000 roku dotyczącej Konwencji Ramowej Rady Europy o Ochronie Mniejszości Narodowych Rząd RL słał kilkakrotnie uchwały do poszczególnych instytucji z nałożeniem obowiązku uzupełnienia luk prawnych oraz ujednolicenia systemu prawnego w zakresie prawa mniejszości narodowych z podaniem terminów wykonania. Minęło już 14 lat, jednakże urzędnicy tylko przestrzegają praw, które są korzystne dla nich samych i dla większości, natomiast Polacy na Litwie są na podstawie tych samych przepisów szykanowani i pociągani do odpowiedzialności sądowej. Władze Litwy wiedzą o kilku sprawach w różnych instytucjach Unii Europejskiej dotyczących łamania praw mniejszości oraz niczym nieuzasadnionego dyskryminowania swoich obywateli i nic nie robią, aby ten antyeuropejski proceder zatrzymać. Nasuwa się pytanie, kto wyrówna straty moralne i materialne, które ponieśli nasi rodacy. Tak błaha sprawa zajmuje 15 lat i końca nie widać. Rozprawy sądowe, tłumaczenia się naszych dyrektorów i urzędników - nic nie dały. Mandat 43 tys. Lt p. Bolesława Daszkiewicza, liczne płatności p. L. Kotłowskiej, kto przywróci spokój wśród naszych mieszkańców, którzy byli zastraszani? Jedyna kompensata – to duma, że nie daliśmy się złamać i zastraszyć! Dwujęzyczne tabliczki z polskim językiem były, są i będą na polskich domach na Wileńszczyźnie, ponieważ jest niezłomna wola samych właścicieli i ich święte prawo do tego.
Tylko w jedności stanowimy siłę
Tego nagłego oślepienia nie można przyjąć jako złagodzenia stosunku czy wyciągnięcia ręki w przyjacielskim geście władz do mniejszości polskiej. Jest to spowodowane przede wszystkim naszym uporem, wzmacniającą się pozycją AWPL, szczególnie po ostatnich sukcesach wyborczych i tym, że w ostatnich raportach różnych organizacji światowych i europejskich jest coraz więcej ostrej krytyki pod adresem władz Litwy co do ich działań wobec mniejszości narodowych.
Wygraliśmy sprawę z nazewnictwem ulic - podobnie jak przed kilku laty batalię o używanie szyldów w języku polskim w sferze turystyki, handlu i usług, gdyż kolejny raz udowodniliśmy, że w jedności stanowimy siłę. Mieszkańcy i przewoźnicy pokazali piękną postawę obywatelską, z kolei nasi politycy i władze samorządowe bronili z determinacją swoich mieszkańców. To nie my, uczciwi i lojalni obywatele Republiki Litewskiej, łamiemy prawo. To kolejni przedstawiciele rządu poprzez sądy litewskie łamią prawo międzynarodowe dotyczące mniejszości narodowych, czyli nasze prawa. Ale nawet w takiej sytuacji potrafimy zwyciężać!
Renata Cytacka
Komentarze
"Ale nawet w takiej sytuacji potrafimy zwyciężać!"
Jeszcze polskość nie zginęła, póki my żyjemy!!!
Pozytywnym faktem jest to, że tablice z polskimi napisami wciąż wiszą na domach. Ale to już zasługa samych Polaków.
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.