Trzecią pozycję po I turze – zgodnie z przewidywaniami – zajął czarny koń tych wyborów, czyli Nemuno Aušra Remigijusa Žemaitaitisa (15 proc.). „Czarny koń” jednak może pozostać w sejmowej stajni na całą kadencję, gdyż raczej nie będzie zdolny koalicyjnie. Partie z czołówki pelietonu, a więc socjaldemokraci oraz konserwatyści nie widzą możliwości tworzenia rządu z udziałem Jutrzenki Niemeńskiej, co zresztą może bardzo skomplikować sam proces klecenia po wyborach nowej większości. Zwłaszcza że sami konserwatyści – mówiąc językiem wschodniego sąsiada – nie są „rukopażatnyje”. Również nie będą mieli raczej zdolności koalicyjnej w przyszłym Sejmie. Jedyna partia, na jaką mogą liczyć, to Ruch Liberałów, który w głosowaniu uciułał 7,7 proc., czego wyraźnie będzie za mało, by na nowo utworzyć rząd z partią landsbergistów. Inny dotychczasowy koalicjant konserwatystów partia „Laisvė”, choć i „turėjo neužbaigtu darbu”, to i tak ich nigdy „neužbaigs”. Jak poeta, który nie napisze wiersza, bo umarł. Laisvietisy polegli decyzją wyborców, którzy załatwili „nowoczesnych” ignorując ich listę i ich „niedokończone prace”. Wygląda, że Laisvė zostanie w ogóle bez jednego nawet mandatu, bo progu nie przekroczyła, a tych kilku kandydatów, jacy przedostali się do II tury, mają tylko matematyczne szanse. Najbardziej zideologizowana litewska partia przechodzi więc do historii. Jej dwa priorytety – legalizacja narkotyków oraz jednopłciowych związków partnerskich, które partia Armonaitė uznała za najważniejsze pod litewskim słońcem, wyborców nie przekonały, mimo nachalnej reklamy na Tik Toku i innych sieciach. Niezałatwione sprawy laisvietisów wyborców nie wzruszyły. Raczej dali oni im do zrozumienia, by załatwiali się sami bez ich udziału i to nie koniecznie w litewskim Sejmie.
W sondażowe prognozy niemal idealnie wpisała się z kolei partia byłego premiera Sauliusa Skvernelisa „Vardan Lietuvos”, zdobywając przewidywane jej 9 proc. Partia Skvernelisa tym samym wygrała prestiżowy pojedynek z partią Karbauskisa chłopi i zieloni, od której w minionej kadencji odłączyła się. Chłopi i zieloni Ramunasa Karbauskisa wypadli poniżej oczekiwań (tylko 7 proc.), mimo zaproszenia na swą listę profesora Ignasa Vegėlė. Vegėlė bardzo przyzwoicie wypadł w wiosennych wyborach prezydenckich jako kandydat antyestablishmentowy. Nie stał się jednak lokomotywą dla litewskiej partii chłopskiej, choć na liście partyjnej awansował o 140 pozycji – z ostatniego miejsca przed głosowaniem na drugą pozycję po wyborach. Ma zatem potencjał prezydencki za pięć lat, o ile wytrwa w polityce. AWPL-ZChR z blisko 4-procentowym wynikiem 5-procentowej bariery nie przekroczyła, choć kolejny raz udowodniła, że na Wileńszczyźnie dzierży wyraźny prym. Wygrała tam w absolutnej większości dzielnic wyborczych (w sumie było ich około stu). W skali kraju wśród 17 startujących partii zajęła 7 miejsce zostawiając za sobą tak do niedawna jeszcze znaczące na litewskiej scenie politycznej ugrupowania jak Partia Pracy (startująca tym razem pod koalicyjnym szyldem „Taikos koalicija”) czy chciażby narodowców ze Zjednoczenia Narodowego.
Wyniki pierwszej tury wyborów pokazały dwie tendencje. Po pierwsze, wyborcy mają dość konserwatystów oraz ich liberalnej polityki. Po drugie, litewska scena jest coraz bardziej podzielona i rozdrobniona. Oscyluje programowo i ideowo w kierunku centro-lewicy. Barierę wyborczą przekroczyło 6 ugrupowań, trzy kolejne wprowadziły swych posłów z okręgów jednomandatowych. W sumie sztuka ta udała się już w pierwszej rundzie dla 8 kandydatów, wśród których znalazło się dwóch z Akcji Wyborczej – Rita Tamašunienė oraz Jarosław Narkiewicz.
Politolodzy komentując taki rozkład sił w przyszłym parlamencie już po I turze wieszczą raczej „drżącą” większość dla przyszłej koalicji. Oczywiście, dopiero II tura, w której do wygrania zostaje jeszcze 63 mandaty, ostatecznie przesądzi o kształcie przyszłego rządu. Politolog Ainius Lašas, dziekan wydziału nauk humanistycznych i przyrodniczych na Kowieńskim Uniwersytecie Technologicznym, za najbardziej prawdopodobną przyszłą koalicję uznaje sojusz partii centro-lewicowych – socjaldemokratów, Vardan Lietuvos oraz Chłopów i Zielonych. Jest to dość prawdopodobny scenariusz zwłaszcza, że Blinkevičiutė i Skvernelis ucałowali się już w wieczór wyborczy. Gdyby – nie całując się – dłonie udało się uścisnąć też byłym kameradom Skvernelisowi i Karbauskisowi, to istotnie koalicja taka byłaby najbardziej naturalna programowo. Musiałaby też doprosić do tworzenia współnego rządu posłów jednomandatowców z Partii Regionów, byłej Partii Pracy oraz AWPL-ZChR. Wówczas na politycznym aucie okazaliby się zarówno konserwatyści, jak też Jutrzenka Niemeńska. Taki scenariusz tylko by się umocnił, gdyby konserwatystom udało się utarć nosa w jednomandatowych okręgach poza dużymi miastami. Kandydaci Akcji Wyborczej w okręgach Rzesza, Wilno Południe tudzież Nowa Wilejka staną przed takim wyzwaniem i mają szanse mu sprostać, gdyż we wszystkich trzech przypadkach za konkurentów mają właśnie kandydatów z jaskólczej partii. Naukowiec z Kowna prognozując różne scenariusze powyborcze nie wyklucza też, że socdemy zmienią swoje „pryncypialne nastawienie” przedwyborcze i jak będzie trzeba, to podpiszą umowę koalicyjną z Jutrzenką Niemeńską.
Jak będzie, dowiemy się za kilka tygodni. Pewne jest jedno: wyborcy domagają się zmian. Mają w absolutnej większości dość landsbergistów, o czym zresztą często było słyszeć z ulic, gdzie byli pytani przez dziennikarzy po oddaniu głosu. Ale wariant z drugą kadencją dla konserwatystów może się też ziścić. Postawa dużej części wyborców stolicy teoretycznie może o tym przesądzić. Wielu z nich głosuje na landsbergistów w ciemno. Można żartobliwie zaryzykować wręcz stwierdzenie, że w Wilnie wybory wygrałaby nawet furmanka, o ile do niej ktoś doczepiłby napis z nazwą „konservatoriai”. Oczywiście, reszta kraju jest w zdecydowanej większości na „nie”, więc potencjalna obecność konserwatystów w nowym rządzie byłaby zaprzeczeniem demokracji. Choć właśnie taki scenariusz już od wielu tygodni próbuje forsować lider konserwatystów Gabrielius Landsbergis, który jeszcze przed wyborami próbował wymusić na prezydencie, by ten nie godził się na udział w rządzie partii populistycznych i antysemickich. A więc tym samym pośrednio konserwatystów namaścił na drugą kadencję, ich jedynie uznając za zbawców narodu. Nausėda odmówił spotkania z konserwatystami w tej pilnej dla nich sprawie.
Za dwa tygodnie Litwa w nowej już rzeczywistości politycznej będzie musiała się zmierzyć z problemami, jakie ciążą nad zjednoczoną Europą. Nielegalna migracja staje się szczególnie pilnym wyzwaniem. Konserwatyści podpisując się pod unijnym Paktem Migracyjnym, zgodzili się na tysiące nielegalnych przybyszów w Wilnie i na całej Litwie. Teraz nowy rząd będzie musiał z tym i wieloma innym ideologicznymi problemami, jakie nam funduje Bruksela, zmierzyć się.
Tadeusz Andrzejewski,
radny rejonu wileńskiego
Komentarze
Jednak szefem sztabu jest marnym. Żaden polityczny strateg z tego Duchniewicza, socjaldemokratom prognozowano w sondażach poparcie rzędu 30 procent, a dostali jedynie 19. Czyli on tak naprawdę jest twarzą przegranej, bo ubyło socjaldemokratom głosów.
Natomiast w rejonie wileńskim, gdzie jest merem (z nadania konserwatystów) to socjaldemokraci uzyskali tylko wstydliwe 13 procent. Pewnie dlatego teraz tak nerwowo podskakuje...
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.