Jak doszło do pojawienia się kosowskiej państwowości? Żeby odpowiedzieć na to pytanie, musimy najpierw zrozumieć, czym była Serbia, a w każdym razie – za co uważały ją Niemcy. Otóż Niemcy, a wraz z nimi – Austro-Węgry – uznawały Serbię za enklawę rosyjskich wpływów w tej części Europy, którą i jedni i drudzy, a przede wszytkim Niemcy, uważały za “swoją”. I do pewnego stopnia tak było, czemu sprzyjała okoliczność, że dominującym w Serbii wyznaniem jest prawosławie, a Rosja od czasów Katarzyny, uznawała się za jego protektora. Poza tym w drugiej połowie XIX wieku, kiedy po bitwie pod Sadową w roku 1866, a zwłaszcza po wojnie francusko-pruskiej w roku 1871 i utworzeniu przez Bismarcka Cesarstwa Niemieckiego, ostatecznie załamał się w Europie polityczny porządek wiedeński, ustanowiony w roku 1815. Był on, jak pamiętamy, ufundowany na założeniu równowagi sił w Europie między trzema mocarstwami: Rosją, Prusami i Austrią. Kiedy więc ta równowaga się załamała, jej miejsce zajęła rywalizacja między Cesarstwem Niemieckim a Rosją o schedę po słabnącej Austrii, która – w odróżnieniu od jednolitych językowo i etnicznie Niemiec oraz Rosji, w której dominującą narodowością byli Rosjanie – zbudowana była, niczym na piasku – na narodach obcoplemiennych, a pojawienie się w XIX wieku ideologii nacjonalistycznej, której europejskim triumfem była Wiosna Ludów, Cesarstwo Austriackie rozsadzało, aż je w końcu w 1918 roku rozsadziło. W tej sytuacji Serbia była przez Rosję rzeczywiście wykorzystywana dla szachowania Austrii, podobnie jak w 1917 roku Ukraina była utworzona przez Niemcy i Austrię dla szachowania Rosji i utrzymywania w ryzach Polaków.
Po I wojnie światowej, którą Niemcy przegrały, a Austria – nie przetrzymała, utworzona została w Wersalu Jugosławia, czyli – tak naprawdę – Wielka Serbia – bo to właśnie Serbia w ramach Jugosławii zdominowała pozostałe krainy bałkańskie. Toteż kiedy Niemcy do spółki z Rosją, 23 sierpnia 1939 roku obaliły porządek wersalski z roku 1919, po rozgromieniu i rozebraniu Polski, przystąpiły do likwidacji Wielkiej Serbii, czyli Jugosławii. Jak podczas procesu norymberskiego zeznał generał Jodl, początkowo Niemcy obchodziłi się z Jugosławią z rewerencją, jakby “ubiegały się o względy sławnej śpiewaczki”. Ale kiedy Anglicy doprowadzili do zamachu stanu w Belgradzie, w następstwie którego nowy reżim odstąpił od paktu antykominternowskiego i zawarł porozumienie ze Stalinem, Hitler bez wahania dał sygnał do operacji “Marica” i po dwóch tygodniach było po Jugosławii, dzięki czemu powstała sprzymierzona z Niemcami Chorwacja. Ale Niemcy, jak wiadomo, przegrały również II wojnę, wskutek czego Jugosławia, czyli Wielka Serbia, została ponownie odtworzona, w dodatku – jako państwo socjalistyczne, chociaż, przynajmniej w pewnych okresach, z Sowietami skłócone.
I tak było do roku 1990, kiedy to Niemcy odzyskały względną swobodę ruchów w Europie i natychmiast przystąpiły do likwidacji Wielkiej Serbii, czyli Jugosławii. Chodziło nie tyle może o Serbię, co o wysadzenie w powietrze tzw. “heksagonale”, czyli porozumienia państw Europy Środkowej. W tym celu Niemcy zachęciły dwie republiki jugosłowiańskie: Słowenię i Chorwację do proklamowania niepodległości i tego samego dnia, jako pierwsze i początkowo jedyne państwo na świecie, niepodległość tę uznały. Doprowadziło to do wybuchu krwawej wojny domowej w Jugosławii, wskutek czego “heksagonale” przestało mieć znaczenie, a próżnię polityczną w Europie Środkowej, jaka pojawiła się po ewakuacji stąd imperium sowieckiego, zaczęły wypełniać Niemcy, poprzez rozszerzanie na wschód Unii Europejskiej, której były i są politycznym kierownikiem. Po tym sukcesie przystąpiły do likwidowania, a przynajmniej - ociosywania samej Serbii, żeby już nigdy się nie odrodziła w postaci Jugosławii.
W związku z tym w Kosowie ni stąd, ni zowąd, pojawił się nowy naród, tak zwanych “Kosowerów”, którzy, ma się rozumieć, zażądali niepodległości. Serbia, ma się rozumieć, nie chciała się na to zgodzić, w związku z tym samoloty miłującego pokój Paktu Atlantyckiego zaczęły ją bombardować i w ten sposób zmłotowały. Podobno wskutek tych bombardowań zginęli jacyś głupi serbscy cywile, ale w tych pogłoskach nie ma ani słowa prawdy, ponieważ NATO, dzięki sztucznej inteligencji naszych Umiłowanych Przywódców, używa inteligentnej amunicji, która potrafi odróżnić cywila od żołnierza, a podobno nawet zwyczajnego cywila. I tak powstało Kosowo, w którym Albańczycy – bo “Kosowery” to po prostu Albańczycy - zaczęli sekować Serbów.
Nawiasem mówiąc, Putin przestrzegał przed tym precedensem, ale kto by go tam słuchał! Toteż kiedy prezydent Obama w 2013 roku wyłożył 5 mld dolarów na ukraiński “majdan”, wysadzając w powietrze “porządek lizboński” z 20 listopada 2010 roku, Rosjanie nie tylko zajęli Krym, ale sprawili, że w obwodach donieckim i ługańskim pojawiły się donieckie i ługańskie “Kosowery”. Oczywiście, ma się rozumieć. zażądały niepodległości, na którą Ukraina, ma się rozumieć, się nie zgodziła, ale Rosja początkowo przyjęła postawę wyczekującą i dopiero gdy nadzieje na jakiś kompromis się rozwiały, nie tylko uznała niepodległość “Republiki Donieckiej” i “Republiki Ługańskiej”, ale na ich prośbę udzieliła im “bratniej pomocy”, za co Senat Stanów Zjednoczonych uznał Putina za “zbrodniarza wojennego”.
No a teraz, gdy różne znaki wskazują, że wojna na Ukrainie przechodzi w stan przewlekły, gwałtownie wzrosło napięcie między Serbią i Kosowem, a armia serbska została postawiona w stan “najwyższej gotowości”, wszelako z zaleceniem, by nie zaczepiała żołnierzy NATO, a – ewentualnie – tylko “Kosowerów”. W takiej sytuacji USA i NATO będzie chyba musiało się tym konfliktem zająć, a to może je doprowadzić do tak zwanego “rozdęcia imperialnego”, czyli stopniowego rozpraszania wysiłków, które może dla swoich niecnych celów wykorzystać zimny ruski czekista Putin.
Stanisław Michalkiewicz
www.prawy.pl
Komentarze
dr Bogusław Rogalski, politolog, doradca ds. międzynarodowych w PE
W całej tej sprawie najbardziej zastanawiająca jest rola Unii Europejskiej. Szybkie i nieprzemyślane do końca uznanie niepodległości Kosowa, a tym samym okrojenie po raz kolejny Serbii, stworzyło niebezpieczny precedens na przyszłość. Postawiło pytanie, czy każda jednostronna deklaracja niepodległości, ogłoszona przez tymczasowe instytucje jakiegoś regionu, tak jak to miało miejsce w przypadku Tymczasowego Samorządu Kosowa, będzie zawsze traktowana przez Unię, jako zgodna z prawem międzynarodowym? Jeśli tak, a do takich przypuszczeń po tym, co się stało, mamy prawo, postawi to instytucje unijne w niezręcznej sytuacji. Przyzwolenie na dekompozycję Serbii, oparte na wątpliwych przesłankach prawnych, może być bowiem początkiem dekompozycji wielu państw członkowskich Unii. A kosowski precedens, stworzony przy dużym wsparciu Unii Europejskiej, może obrócić się przeciwko jej członkom oraz jej samej.
Krokiem przełomowym może okazać się rok 2014.
Kosowscy Serbowie protestują, czują się opuszczeni przez swoich rodaków z macierzy. Swoje oburzenie dziesięć tysięcy demonstrantów wykrzyczało na ulicach miasta Kosovska Mitrovica wołając „zdrada, zdrada”. Powodem do tego było, wymuszone przez Brukselę, porozumienie w sprawie normalizacji stosunków z Kosowem, które zatwierdził rząd Serbii. Akt ten otwiera drogę do rozpoczęcia przez Belgrad negocjacji akcesyjnych z Unią Europejską. Datę rozpoczęcia rozmów Bruksela ma wyznaczyć w czerwcu. Polityka międzynarodowa i dyplomacja wymagają często ustępstw i kompromisów, to prawda, ale czy obecny rząd Serbii nie popełnia błędu? Czy w imię bliżej nieokreślonego w czasie, ewentualnego członkostwa w Unii, nie udziela milczącego przyzwolenia na akt rozbioru swojego państwa, którego ostatnią odsłonę widzieliśmy w 2008 roku? Przecież sprawa niepodległości Kosowa nie jest jeszcze zakończona.
Pamiętam dość dobrze atmosferę sporu i debatę nad niepodległością Kosowa, która odbyła się w Parlamencie Europejskim w 2008 roku. Choć to, co się wtedy działo należałoby raczej nazwać dekompozycją Serbii, dokonywaną na oczach całej Europy. Tworzeniem faktów dokonanych w stosunkach międzynarodowych. Kreśleniem nowych granic, bez zwracania uwagi na kardynalną zasadę integralności terytorialnej państw. Był to swoisty sąd kapturowy nad Serbią, której odmówiono prawa do przedstawienia swoich racji. Większość ówczesnych wystąpień w parlamencie była pełna osądów i wyroków wydawanych na kraj, któremu przypisano odpowiedzialność za wojny bałkańskie. Tak, jakby tylko Serbia była winna wszystkim zaistniałym tam konfliktom. Debata przypominała miejscami nie prawdziwą wymianę poglądów, lecz legitymizację decyzji podjętej dużo wcześniej i na zupełnie innym poziomie, poziomie pozaparlamentarnym. Decyzja była więc łatwa do przewidzenia, europosłowie w zdecydowanej większości opowiedzieli się za niepodległym Kosowem. W taki oto sposób dokonał się kolejny raz rozbiór Serbii, tylko tym razem na salonach politycznych, a nie na polu bitwy. Chcąc nie chcąc analogia do Jałty czy konferencji wersalskiej nasuwa się sama. Europarlament akceptował to, co większość państw członkowskich uczyniła wcześniej, 22 kraje unijne uznały Kosowo, jako niepodległy byt państwowy.
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.