ZWYCIĘZCY I PRZEGRANI
Za fenomen wyborów można uznać to, że praktycznie żadna z partii uczestniczących w wyborach nie czuła się, a raczej nie przyznała, do przegranej. Czyżby to „pozytywne” nastawienie miało świadczyć o zmianie mentalności Litwinów? Wyniki wyborów zarówno merów, jak i rad samorządowych pozwoliły uznać za zwycięzców wyborów socjaldemokratów. Zdobyli oni najwięcej foteli merów – 17 (z czego 10 w I turze) oraz 358 radnych i, co szczególnie podkreślają – ich przedstawiciele są w każdym samorządzie. Jednak nadal są „niedostępne” dla tej partii praktycznie wszystkie większe miasta: Wilno, Kłajpeda, Kowno, Szawle, Poniewież. Pozostają poza znaczącym ich wpływem - w radach tych miast nie mają znaczącej ilości swoich przedstawicieli. Do największych sukcesów mogą natomiast zaliczyć utrzymanie pozycji mera (m. in. najstarszego - liczy 67 lat) w rejonie kowieńskim, jak też odniesienie „historycznego zwycięstwa” w rejonie wileńskim z najmłodszym merem (31 lat) Robertem Duchniewiczem. W tym ostatnim przypadku trudno jednak mówić o sukcesie stricte socjaldemokratów: w pierwszej turze ich kandydat uzyskał zaledwie nieco ponad 20 proc. głosów ( kandydat AWPL-ZCHR Waldemar Urban – ponad 47) i tylko w drugiej turze, kiedy praktycznie cała Litwa „zmobilizowała” się do wykonania super zadania – pokonania rządzącej od 1995 roku „polskiej partii” - AWPL-ZChR, wynik został podwojony. Na Polaka - socjaldemokratę głosowali zarówno konserwatyści jak i narodowcy. Wbrew zasadom europejskiej polityki wobec mniejszości narodowych na kilka dni przed II turą wyborów nie tylko udzieliła mu poparcia, ale też totalnie potępiła rządy AWPL-ZChR w tym rejonie, premier Litwy–konserwatystka. A dosłownie na za pięć minut do wyborów, w bardziej lakonicznej formie, poparcia socjaldemokracie udzieliła też druga osoba w państwie - przewodnicząca Sejmu RL – liderka Ruchu Liberałów. Jak drogo będzie kosztowało takie poparcie przyszłego mera, którego wybory śledziła cała armia obserwatorów i koledzy - szaulisi, którzy obecni byli nie tylko przy, ale też w lokalach wyborczych, co jest bezprecedensowym faktem, już wkrótce zobaczymy. Jak i to, czy się uda mu być szczerym w swoich obietnicach nie urządzania „ polowania na czarownice”. Zwątpić w szczerość pozwalają fakty z pierwszych wywiadów. W pierwszym dniu po wyborach mer zapewniał w jednej z audycji, że jest członkiem Związku Strzelców, a to, że może być skreślony z listy jest spowodowane tym, że nie wpłacił na czas składki, ale zapewniał – w najbliższym czasie to uczyni. Z kolei w innym wywiadzie próbował tłumaczyć, że nie jest członkiem tej organizacji.
W REJONACH WILEŃSKIM I SOLECZNICKIM AWPL-ZCHR UZYSKAŁA ABSOLUTNĄ WIĘKSZOŚĆ MANDATÓW W RADACH SAMORZĄDOWYCH.
Zwycięsko mogą się czuć również przedstawiciele komitetów wyborczych – zdobyli 11 stanowisk merów, m. in. w Kłajpedzie, Szawlach, no i Kownie. Gdzie po raz kolejny wybory wygrał pan Matijošaitis. Interesującym może wydać się to, że kowieńskim „litewskim patriotom” nie przeszkodziło to, że mer nadal ma biznes w kraju – agresorze – Rosji. Prawda, obiecuje od roku, że się wycofa. Ponadto komitet dowodzony przez Matijošaitisa ma też totalną przewagę w radzie – 26 członków, wśród których są dwaj synowie mera i partnerka. Aż trudno sobie wyobrazić, co by się działo, gdyby taka sytuacja zaistniała w jednym z „polskich” rejonów. A tu nic, nawet premier nie stanęła w „obronie” demokratycznych zasad i nie udzieliła poparcia konkurentom. Cóż, najwidoczniej tylko naganne praktyki z przydomkiem „polski” są godne uwagi…
Jako trzeci w paradzie zwycięzców wyborów samorządowych widnieje Ruch Liberałów – ma 9 merów i 135 mandatów radnych. Jednak dużo do myślenia daje to, że liberałowie - produkt wielkich miast - musieli się wycofać na prowincję. Ani w radzie Wilna, ani Kowna nie mają radnych. Też się szczycą jednym z najmłodszych merów w Trokach, który jednak za największy swój dotychczasowy sukces może uznać zamykanie polskich szkół i lekceważenie zdania wyborców – przedstawicieli mniejszości narodowej. Ale to akurat daje dobre notowania, też u liberałów.
Z kolei partia „zielonych chłopów” może być szczęśliwa już z tego powodu, że pomimo utraty dość sporej ilości towarzyszy (po odejściu zwolenników Skvernelisa), potrafiła uzyskać 8 stanowisk merów ( o 3 więcej niż miała), prawda, tracąc prawie 40 radnych. Partia ta przeżyła ostre emocje związane z kandydatem na mera w rejonie oniksztyńskim Kestutisem Tubisem. Ta historia, nazwana litewską Santa Barbarą stała się papierkiem lakmusowym oceny pracy zarówno sądów, jak i Głównej Komisji Wyborczej. Ta ostatnia zaprezentowała się na określonych etapach wyborów wręcz kuriozalnie, a uwzględniając powagę procesu wyborczego zademonstrowała brak odpowiednich kompetencji.
Dotkliwą porażkę w wyborach, szczególnie merów, ponieśli konserwatyści, tracąc więcej niż połowę stanowisk (z 11 do 5) i uzyskując 239 mandatów radnych. Oczywiście, swoją porażkę usprawiedliwiali tym, że wybory są najtrudniejsze dla aktualnie rządzących. Zapominali jednak dodać: rządzących arogancko, wykazujących się brakiem empatii, co do oczekiwań wyborców.
Nonszalancko, rzec można, potraktowali wybory liderzy konserwatystów: ani w czasie I ani II tury praktycznie na poważnie nie zaistniał publicznie w tym temacie przewodniczący partii Gabrielius Landsbergis. Wręcz stwierdził, że wyciąganie wniosków i dalsza strategia - to już ból głowy nowego przewodniczącego. Zabrakło też w kampanii wyborczej obecności premier, która tak duże zaangażowanie wykazała agitując na rzecz socjaldemokraty.
Największym „łupem” konserwatystów w tych wyborach jest Wilno, co po wieloletnim pożegnaniu z dawną ostoją partii – Kownem i tegoroczną przegraną w Kłajpedzie, stało się chusteczką do otarcia łez. Niezbyt zauważalny w „wielkiej polityce” Valdas Benkunskas, który od 10 lat jest w samorządzie stolicy, najbardziej się wykazał przed kilkoma laty przy wyeksmitowaniu z Antokola polskiej szkoły – dawnej „Piątki” – dziś Liceum Inżynieryjnego im. J. Lelewela oraz ostatnio przy wyrugowaniu z partii kolegi Majauskasa, został, rzec można, wyznaczony na lidera. No i z całkiem niedużą przewagą (raczej głosami tych, co głosowali przeciwko niż za) pokonał Zuokasa, który po trzykrotnym byciu merem i trzykrotnym niepomyślnym kandydowaniu, po tych wyborach ogłosił, że zrezygnuje z ubiegania się o stanowisko mera stolicy.
W 51-osobowej radzie Wilna zasiądzie 19 konserwatystów, po 9 przedstawicieli Partii Wolności i „Wolność i Sprawiedliwość”, 7 radnych z ramienia AWPL-ZChR , 4 socjaldemokratów oraz 3 przedstawicieli Zjednoczenia Narodowego. By mieć istotną przewagę, nowy mer zapowiedział, że do koalicji konserwatystów wraz z Partią Wolności zaprasza socjaldemokratów, stwierdzając, że jest to tradycyjna partia, mająca określone wartości. Prawda, odmienne ideowo od konserwatywnych, o czym widocznie zapomniał nowy mer w euforii zwycięstwa. Jak i o tym, że na Litwie jest właściwie zakazane propagowanie znaków agresora „z” i „v” i zademonstrował ten ostatni. Najwidoczniej jednak „odmienne wartości” chcą demonstrować socjaldemokraci i, jak na razie, odmówili.
Co prawda, wcale nie przeszkodziło to socjaldemokracie Duchniewiczowi wyrazić chęć utworzenia „szerokiej” koalicji w rejonie wileńskim, gdzie „łokieć przy łokciu” mieliby tworzyć dobrobyt rejonu wileńskiego kandydaci z ramienia AWPL-ZChR (18), socjaldemokraci (7) i przedstawiciele Koalicji Centro-Prawicowej ( 6): konserwatyści, liberałowie i „wolnościowcy”. Cóż, przy takim układzie odnoszone sukcesy byłyby wspólne, z tą przysłowiową proporcją udziału: pół na pół – jedna kuropatwa, jeden wół….
Rzeczywiście ma powód do satysfakcji były premier Saulius Skvernelis. Jego partia - Związek Demokratów „W imię Litwy” zdobyła stanowiska merów w 5 samorządach i 124 mandaty. Prawda, ani jednego w Wilnie i Kownie.
Partia „Wolność i Sprawiedliwość”, na czele której stoi Rolandas Paulauskas, a praktycznie twarzą obecnych wyborów był Arturas Zuokas, zdobyła dwa stanowiska merów i 55 mandatów. Najbardziej cenne, oczywiście w Wilnie - 9.
Partia Regionów zwyciężyła w „swoim” rejonie - szyrwinckim, gdzie merem ponownie została już w pierwszej turze Živilė Pinskuvienė, uzyskując też totalną przewagę w radzie.
W Jurborku z kolei zwyciężył (już po raz trzeci), niezależny kandydat na mera.
AWPL-ZCHR - TRUDNY SUKCES W TOTALNYM ATAKU
Wyniki Akcji Wyborczej Polaków na Litwie – Związku Chrześcijanskich Rodzin w wyborach samorządowych, jak zaznaczył jej lider Waldemar Tomaszewski, są imponujące – w skali kraju partia zdobyła 57 mandatów i uzyskała 63 tys. głosów, czyli 5,5 proc. poparcia, wystawiając tylko 11 list wyborczych.
W okręgu wileńskim, który zamieszkuje około 1 milion mieszkańców i generuje prawie połowę gospodarki kraju, AWPL-ZChR zajęła I miejsce wśród wszystkich partii.
Właśnie w tym okręgu partia zdobyła 55 mandatów. Dla porównania, konserwatyści – 35 mandatów, socjaldemokraci – 31, partia „Wolność i Sprawiedliwość“ – 24.
W Wilnie ugrupowanie polityczne zdobyło 7 mandatów w radzie miejskiej, w której nie znalazło się miejsca aż dla czterech partii parlamentarnych: „zielonych chłopów“, Partii Pracy, Ruchu Liberałów oraz Związku Demokratów „W imię Litwy““, a liderzy wyborów samorządowych w skali kraju – socjaldemokraci – mają zaledwie 3 mandaty.
W rejonach wileńskim i solecznickim AWPL-ZChR uzyskała absolutną większość mandatów w radach samorządowych – odpowiednio: 18 z 31 i 21 z 25.. W rejonach ich kwota wyniosła: trockim – 6; święciańskim – 2, szyrwinckim – 1. W Wisagini AWPL-ZChR ma 2 mandaty.
Imponujący sukces odniósł w wyborach mera w rejonie solecznickim Zdzisław Palewicz - wygrał w I turze z druzgocącym wynikiem 80 procent. W rejonie wileńskim, gdzie Polacy stanowią nieco ponad 40 proc. mieszkańców w I turze kandydat z ramienia AWPL-ZChR Waldemar Urban otrzymał około 47 procent głosów, a jego konkurent zaledwie 24 proc. W II turze kandydat AWPL-ZChR, niestety, uzyskując 49,7 został wyprzedzony przez kandydata socjaldemokratów, który uzyskał 50,2 proc. głosów ( o 526 więcej). Miało to miejsce przy totalnym wsparciu wszystkich litewskich sił politycznych, premier kraju i przewodniczącej Sejmu oraz zmasowanej nagonki medialnej, wytwarzaniu klimatu decydującej walki przeciwko „polskiej partii“ nie przebierając w środkach.
O tym, jak zsynchronizowanie „zagrała“ cała Litwa przeciwko AWPL-ZChR może świadczyć fakt, że ani jednemu jej przedstawicielowi nie powierzono stanowiska przewodniczącego w 60 komisjach okręgowych (w poprzednich wyborach takie miała).
STRATEGIA „HISTORYCZNEGO ZWYCIĘSTWA“
O dalekosiężnej strategii szykowania się do „historycznego zwycięstwa“ w rejonie wileńskim może też świadczyć fakt, że tu zlikwidowano dwa - z byłych czterech - lokali wyborczych do przedterminowego głosowania. Działały one jedynie w Niemenczynie i Wilnie, co, uwzględniając fakt pierścieniowego charakteru samorządu, stworzyło szczególnie niedogodne warunki do głosowania dla mieszkańców miejscowości odległych o ponad 30-40 km. Krok ten podjęła Okręgowa Komisja Wyborcza, której przewodniczyła przedstawicielka socjaldemokratów.
Obok zmasowanego udziału obserwatorów podczas głosowania w domach (co nie mogło nie wywołać dyskomfortu psychologicznego u głosujących), w dniu II tury wyborów na terenie rejonu w pobliżu lokali wyborczych oraz w nich, pojawiły się patrole szaulisów – członków Związku Strzelców Litewskich. Taka militarna obstawa nie jest zgodna z zasadami wyborów w demokratycznym kraju. Była zastosowana w rejonie wileńskim – na terenie gdzie większość mieszkańców stanowią przedstawiciele mniejszości narodowych. By użyć przedstawicieli paramilitarnej organizacji do pilnowania porządku (tak próbowano to tłumaczyć), potrzebna jest odpowiednia prośba policji. Niestety, jak dotychczas, nikt nie potrafił odpowiedzieć na pytanie, czy takowa była. Szaulisi nie mogli też być w roli obserwatorów, ponieważ nie byli uczestnikami kampanii wyborczej.
Nazwać ten fakt odbiegającym od zasad demokracji, sposród przedstawicieli litewskiej inteligencji, miał odwagę jedynie profesor Šarūnas Liekis – dziekan wydziału polityki i dyplomacji Uniwersytetu Witolda Wielkiego, członek GKW.
Ten bezprecedensowy wypadek ma rozpatrywać, na wniosek lidera opozycyjnej partii Związek Demokratów „W imię Litwy” posła Sauliusa Skvernelisa, sejmowy Komitet Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony. Poseł powiedział dla agencji ELTA, że chciałby wyjaśnić, w jakim charakterze ochotnicy Związku Strzelców byli zaangażowani w proces wyborczy. Były premier m. in. odnotował, że: „w czasie wyborów policja może zgodnie z umową zaangażować do pomocy Związek Strzelców. Następnie Związek Strzelców podpisuje rozkaz i służy pomocą dla funkcji policyjnych. Wtedy ochotnicy pracują wspólnie z policją, aby pomóc w utrzymaniu porządku. Jeśli istniał taki algorytm, wszystko jest w porządku. Ale gdyby tak nie było, gdyby przyszli w mundurach albo zrobili to bez wiedzy policji... To byłoby bardzo nie w porządku. Jest to publiczna organizacja paramilitarna i nie powinna samodzielnie uczestniczyć w polityce. I nieważne, czy to rejon wileński, rejon kłajpedzki, czy Soleczniki”.
Miała się też do tego ustosunkować Główna Komisja Wyborcza. Jednak uwzględniając to, jak potraktowała zarówno wniosek AWPL-ZChR, który z uwagi na liczne i rażące naruszenia Kodeksu wyborczego przedstawicielka AWPL-ZChR wniosła do GKW o unieważnienie i powtórzenie wyborów mera rejonu wileńskiego, podstawą do którego był wspomniany wyżej fakt o likwidacji dwóch lokali wyborczych, jak i ten, o którym, mówił na konferencji prasowej po II turze wyborów lider AWPL-ZChR Waldemar Tomaszewski: „ (...) po brudnej i stronniczej kampanii wyborczej tych wyborów nie możemy nazwać wolnymi. Niestety. Jednym z przykładów naruszeń jest to, że w Rudominie schowanych zostało 100 głosów, a różnica w dzielnicy wynosi kilkaset głosów. Ludzie zagłosowali na Urbana, a głosy powędrowały na socjaldemokratę”, jak też do sytuacji zaistniałych w Wisagini i rejonie oniksztyńskim, spodziewać się „rewelacji“ raczej nie należy. O wszystkim wymownie świadczy stwierdzenie GKW, że „komisja robiła wszystko, co było w jej mocy“. Widocznie ta jej „moc“ była bardzo słaba, skoro nad faktami naruszeń przeszła do porządku dziennego – „wyszło, jak wyszło..“.
Wybory zostały sfinalizowane i podano ostateczne wyniki. Dalsze orzeczenia w sprawach naruszeń mogą być wydane przez sąd, o ile tam trafią.
Kolejną, dającą wiele do myślenia odsłoną finału II tury wyborów, było prawdziwe show, jakie urządził jeden z członków Okręgowej Komisji Wyborczej rejonu wileńskiego. Zamiast dać wyraźną odpowiedź i umotywować, dlaczego komisja nie głosowała w sprawie rozpatrzenia wniosku przedstawicieli AWPL-ZChR o przeliczeniu głosów w rejonie wileńskim w II turze wyborów mera, zwołał dziennikarzy aż trzech stacji telewizyjnych i nawet policję, by byli świadkami i zapobiegli utrudnianiu wywiezienia kart do głosowania z samorządu rejonu wileńskiego do GKW. I chociaż ani dziennikarze, ani policja takowych faktów nie stwierdzili, jednak w wiadomościach trzech stacji: LRT, TV3 i LNK wyraźnie zainsynuowano, że były trudności z wywiezieniem kart do głosowania...
RAPORT MIĘDZYNARODOWYCH OBSERWATORÓW
Sytuacje zaistniałe podczas wyborów zostały odnotowane w raporcie, jaki sporządzili międzynarodowi obserwatorzy – europoseł Patryk Jaki oraz poseł na Sejm RP Mieczysław Baszko.
Podali w nim, m.in. że „w dniu wyborów wewnątrz lokali wyborczych oraz przed lokalami wyborczymi przebywali w sposób zorganizowany umundurowani żołnierze, członkowie litewskiej paramilitarnej organizacji wojskowej Związku Strzelców Litewskich, co według relacji głosujących wywoływało presję psychologiczną oraz strach wśród osób należących do polskiej mniejszości narodowej”.
Obserwatorzy międzynarodowi w swoim raporcie stwierdzili „ (...) przed wyborami litewski publiczny nadawca radiowo-telewizyjny (LRT) zaangażował się w proces politycznej kampanii wyborczej przeciwko kandydatowi partii reprezentującej polskość mniejszość narodową AWPL-ZChR, co miało negatywny wpływ na wizerunek kandydata wśród wyborców oraz uczciwość kampanii wyborczej, pomimo, że nadawca publiczny ma obowiązek przedstawiania różnych opinii obywateli o odmiennych poglądach”.
Obserwatorzy również zaakceptowali: „(...) najwyżsi przedstawiciele władz państwowych Litwy, czyli premier rządu i przewodnicząca parlamentu zaangażowały się w kampanię przeciwko kandydatowi należącemu do polskiej mniejszości narodowej, co jest naruszeniem standardów europejskich i Konwencji ramowej Rady Europy o ochronie mniejszości narodowych, która zakazuje jakichkolwiek form dyskryminacji ze względu na przynależność etniczną”.
Europoseł Patryk Jaki i poseł na Sejm RP Mieczysław Baszko we wnioskach raportu podkreślili: „ (...) dane, ukazujące szereg nieprawidłowości w procesie wyborczym podczas drugiej tury wyborów samorządowych w rejonie wileńskim, pozwalają stwierdzić, iż podczas wyborów stosowano różne formy działań prawnych oraz działań władz i instytucji w stosunku do wyborców należących do polskiej mniejszości narodowej, które noszą znamiona dyskryminacji, ponadto kandydat partii polskiej mniejszości narodowej AWPL-ZChR Waldemar Urban był traktowany w sposób stronniczy, co miało negatywny wpływ na sam proces wyborczy oraz na wynik wyborów.”
„ORYGINALNA“ OCENA PRACY GKW
W miniony poniedziałek wielce „oryginalną“ ocenę pracy Głównej Komisji Wyborczej dała przewodnicząca Sejmu Viktoria Čmilytė-Nielsen, zaznaczając, że minione wybory samorządowe były swoistą próbą, przed czekającymi potrójnymi wyborami (prezydenta, członków Parlamentu Europejskiego i sejmowymi), które odbędą się na Litwie w 2024 roku.No, cóż, jako „próba“ wyborów może były nie najgorsze. Tylko ta „próba“ zadecydowała o codziennym życiu obywateli Litwy w ciągu kolejnych 4 lat. Takie traktowanie władzy będącej najbliżej ludzi, która ma dbać o ich codzienne potrzeby, tak istotne sprawy, jak praca przychodni i szpitali, przedszkoli, szkół i placówek opieki socjalnej, funkcjonowanie transportu publicznego jest ignoranckie. Zresztą, jak i trwający od ponad dwóch lat styl pracy rządzącej koalicji
Bardziej „rzeczowa“ ocena pracy GWK oraz potrzeby zmian kodeksu wyborczego ma się w Sejmie stopniowo rozpocząć. Swoistym wstępem do tego była wtorkowa obecność w Sejmie przewodniczącej GKW Jolanty Petkevičienė, która po udzieleniu odpowiedzi na pytania parlamentarzystów, oświadczyła na sali sejmowej, że podaje się do dymisji. Zaznaczyła przy tym, że robi to publicznie, by nie było żadnych insynuacji co do tego, czy czyni to z własnej woli, czy pod naciskiem, bądź z uwagi na jakieś insynuacje. Jako przyczynę dymisji przewodnicząca podała sytuację rodzinną, dodając (chyba wcale niepotrzebnie), że nie zrezygnowałaby ze stanowiska, gdyby nie była potrzebna bliskim.
Wydaje się, że dobrze się stało, że przewodnicząca komisji zrezygnowała z pełnienia tych obowiązków. Możliwie, dobrze by było, gdyby każdy z członków komisji nad tym się zastanowił. Do pracy w takim organie potrzebna jest zarówno solidna wiedza i odpowiednie kompetencje (które dają pewność siebie i pozwalają na stanowczość), jak i mocne nerwy, czego wyraźnie chwilami brakowało już byłej przewodniczącej.
NAJWYŻSI PRZEDSTAWICIELE WŁADZ PAŃSTWOWYCH LITWY, CZYLI PREMIER RZĄDU I PRZEWODNICZĄCA PARLAMENTU ZAANGAŻOWAŁY SIĘ W KAMPANIĘ PRZECIWKO KANDYDATOWI NALEŻĄCEMU DO POLSKIEJ MNIEJSZOŚCI NARODOWEJ.
ZAMIAST EPILOGU
Wybory samorządowe się odbyły. Ich wyniki zostaną przeanalizowane i ocenione, już nie publicznie, przed kamerami, tylko w spokojnej atmosferze, która nie wymaga demonstrowania z amerykańska, że wszystko jest okey. Tym się zajmą członkowie partii wraz z liderami, być może, przysłuchają się też do głosu szerszego ogółu... Zresztą, tak się dzieje po każdych wyborach i życie toczy się dalej.
Jednak kończąc temat tegorocznych wyborów samorządowych chciałabym zaakcentować dużą dozę goryczy i rozczarowania, którą odczuło wielu rodaków z tego powodu, jak zostaliśmy - jako diaspora - potraktowani w ich toku, szczególnie w II turze. Ta fala zacietrzewienia w dążeniu do „historycznego zwycięstwa“ nad Polakami, to celebrowanie „wielkiej sensacji“, że już w rejonie wileńskim nie będą rządzić Polacy, to twierdzenie, że zwycięstwo w rejonie wileńskim jest „bardzo pozytywną wiadomością dla Litwy“... A my, miejscowi Polacy, nie jesteśmy Litwą? Po ponad 30 latach tworzenia niepodległego państwa, tak jak to było na jego zaraniu, znów nas się wyodrębnia w negatywnej retoryce. Właśnie to w pierwszych latach odrodzenia wywołało u wielu tę „ostrożność“ w stosunku do „braci Litwinów“. Minęło ponad 30 lat, urodzeni już w wolnej Litwie dziś tworzą jej główny potencjał, też intelektualny. Niestety, mentalność zbyt wielu z nich wcale się nie zmieniła. To młodzi ludzie z ekranów telewizorów i na łamach portali, w sieciach społecznościowych, w partyjnych sztabach wyborczych „świętowali zwycięstwo nad Polakami“. Niestety... I o tym też, jako wyniku wyborów, musimy myśleć.
Janina Lisiewicz
Komentarze
Choć warunki kampanii nie były równe, to wynik oscylował w okolicy remisu. Dlatego wszystko wskazuje na to, że dokonano fałszerstwa, by decyzją ostatniej komisji wyprowadzić na czoło kandydata litewskiej "totalnej opozycji" antypolskiej.
Sprawa trafiła do sądu, choć w litewską praworządność jakoś specjalnie nie wierzę, nauczony wieloma przypadkami z przeszłości. Ale może się tym razem zdziwię?
Dlatego gratuluję wszystkim, którzy przyczynili się do takiego wzrostowego wyniki, zarówno kandydatom i całemu zespołowi pracującemu przy wyborach, jak też mieszkańcom, którzy oddali swój głos na polską partię.
Wilnianie nie takie sytuacje przetrzymywali, a potem wychodzili zwycięsko.
Co do napuszczenia na Polaków lietuviskich szaulisóv, to w w społeczeństwie wciąż żywa jest pamięć o ich bestialstwie i ludobójstwie dokonanym w Ponarach. Tam też ochoczo "czyścili" ziemię z Polaków i Żydów. Dziś "troszczyli" się o wybory w rejonie wileńskim, żeby pomóc w "zwycięstwie nad Polakami". Historia bywa nierychliwa, ale jednak ponoć jest sprawiedliwa.
Chyba nawet ci oponenci się nie spodziewali, że choć poszli wszyscy naraz od lewa do prawa przeciw Polakom, to i tak AWPL zachowa większość w radach rejonów solecznickiego (co było pewne) oraz wileńskiego (gdzie toczyła się zażarta walka).
A działania mera powołanego w wyniku brudnych, zapewne sfałszowanych wyborów przy znikomej przewadze głosów, z pewnością będą wnikliwie obserwowane.
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.