Pani Merkel stwierdziła mianowicie, że podpisana w 2014 r. umowa dotycząca zawieszenia broni w Donbasie, tzw. porozumienia mińskie, była „próbą dania Ukrainie czasu”, żeby ta lepiej przygotowała się do wojny z Rosją. Szok!
Przypomnę, że podpisane latach 2014 i 2015 w Mińsku porozumienia w sprawie uregulowania sytuacji na wschodzie Ukrainy przewidywały zawieszenie broni, wycofanie broni ciężkiej z tzw. linii kontaktu oraz reformę konstytucyjną Ukrainy, której kluczowymi elementami miały być decentralizacja tego państwa i przyjęcie ustaw o specjalnym statusie obwodów donieckiego i ługańskiego. W ten sposób mieszkający tam w większości Rosjanie mieliby zyskać daleko idącą autonomię i jednocześnie Ukraina zachowałaby swoją integralność.
Porozumienia mińskie zostały wynegocjowane przez przywódców Francji – François Hollande’a, Niemiec – Angelę Merkel, Rosji – Władimira Putina, Białorusi – Alaksandra Łukaszenkę i Ukrainy – Petra Poroszenkę. Jak wiadomo, nigdy nie zostały w całości zrealizowane: o ich praktyczne złamanie Moskwa oskarżała Kijów, a Kijów Moskwę. Otóż teraz, jeśli to, co mówi pani Merkel, jest prawdą, okazałoby się, że głównym powodem braku przestrzegania porozumień była od początku zła wiara Zachodu. Porozumienia, twierdzi była kanclerz, były grą pozorów. Cały ich sens polegał na zyskaniu na czasie: chodziło o to, by Zachód dozbroił Ukrainę.
Czy te słowa to prawda? Cóż, możliwości są dwie. Po pierwsze, kanclerz Merkel mówi to, co mówi, bo w ten sposób chce bronić się przed zarzutami tych, którzy twierdzą, że to jej polityka pozwoliła przygotować się Rosji Władimira Putina do wojny. Była kanclerz zmyśla, bo chce bronić siebie. To bliska współpraca Berlina z Moskwą, czego symbolem była budowa Nord Stream 2, dała Rosjanom czas i pieniądze na przygotowanie się do ofensywy – tak brzmi powszechny zarzut. Była kanclerz go zbija i odwraca: „Owszem, współpracowaliśmy z Rosją, ale dla dobra Ukrainy. Nie jest prawdą, że popełniłam błąd. Udawałam i oszukiwałam, bo tak naprawdę chciałam zyskać na czasie, żeby Ukraina była gotowa do wojny”.
Druga możliwość jest taka, że była kanclerz nie zmyśla, tylko mówi teraz prawdę. Oznaczałoby to zatem, że od początku mieliśmy, jeśli chodzi o Zachód, do czynienia z podstępem.
Trudno powiedzieć, które z tych twierdzeń jest prawdziwe. Pewne jest natomiast, że wypowiadanie teraz takich opinii jest skrajnie nieodpowiedzialne. Czy Zachód grał w 2014 r. czy też podpisał porozumienia z Rosją w dobrej wierze? To nie jest tylko pytanie z przeszłości. Słowa byłej kanclerz to przede wszystkim woda na młyn obecnej propagandy rosyjskiej, co zresztą szybko wychwycił prezydent Putin. Dzięki Merkel Rosja może teraz twierdzić, że sama była gotowa do pokoju i porozumienia, a całe zło wynikło z tego, że po drugiej stronie siedzieli oszuści. Poza tym, i to powód drugi, słowa Merkel skrajnie utrudniają jakikolwiek nowy kompromis. Ktoś, kto raz oszukał, traci wiarygodność.
Nie bardzo mogę zatem zrozumieć, czemu ta wypowiedź służy. Nie umiem dostrzec innego motywu poza próbą wybielenia siebie. No, chyba że pani Merkel, przez lata przedstawiana jako mózg i lider polityki europejskiej, mówi to, co mówi, powodowana niebywałą, wręcz dziecięcą szczerością.
Paweł Lisicki
www.DoRzeczy.pl
Komentarze
gęby pełne frazesów o solidarności a jednocześnie brudne interesy z sowietami w kontrze do decyzji unijnych
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.