Polska zatem, dowodził, i inne państwa sojuszu są moralnie zobowiązane do wystąpienia w obronie Ukrainy. Wojna Rosji z Ukrainą to wojna barbarzyńskiego imperium z wolnym światem Zachodu. Jak zwykle w takich przypadkach słowom towarzyszyły brawa i wyrazy uznania.
Łatwo zauważyć, że jest to stały i wszechobecny motyw wielu wystąpień politycznych – tak w Polsce, jak na Zachodzie. Wszędzie można spotkać się z opinią, że wojna z Rosją toczy się w obronie wolności, w obronie Zachodu, w obronie wspólnych dla całego Zachodu wartości. Znacznie trudniej się dowiedzieć, o jakie konkretnie wartości chodzi. Albo inaczej: w imieniu jakich konkretnie wartości występuje Zachód.
Nie jest to pytanie o interesy. Tak np. ogół Polaków sądzi, że obecna wojna może być dla Polski korzystna, bo osłabia ona Rosję i wzmacnia Ukrainę jako jej teraz głównego przeciwnika. Im dłużej trwa konflikt, tym dla Polski lepiej, bo osłabiona, wykrwawiona i zmęczona Rosja przestaje być, przynajmniej na pewien czas, bezpośrednim zagrożeniem dla polskiej niepodległości. Czy ta teza jest prawdziwa, to kwestia do dyskusji. Istnieje przecież pogląd przeciwny, głównie reprezentuje go kilku amerykańskich analityków, którzy uważają, że jest dokładnie odwrotnie. Według nich przedłużający się konflikt sprawia, że Rosja przestawia swoją gospodarkę na tryb wojenny, a początkowe niepowodzenia pozwoliły Kremlowi pozbyć się skorumpowanych oportunistów. W rezultacie potencjał agresywny wcale nie osłabł, tylko wzrósł. Nie wiem, która teza jest prawdziwa. Czy ta, która mówi, że Moskwa ledwo dyszy i lada moment dojdzie tam do kapitulacji, a zwycięskie oddziały Ukrainy zajmą Krym, czy, przeciwnie, wojna się rozkręca, a dopływ świeżego rekruta oraz nowo wyprodukowanej broni doprowadzi do kolejnej rosyjskiej ofensywy. Pytam nie o korzyść, ale właśnie o ową „zachodnią wspólnotę wartości”.
Taką powszechnie przyjmowaną wartością nie jest przecież na Zachodzie godność i wartość ludzkiego życia – od lat 60. XX w. niemal wszystkie państwa Unii dopuściły aborcję i wręcz ją promują. Prawdziwym szermierzem tzw. prawa do zabijania nienarodzonych dzieci jest prezydent Joe Biden, najbardziej zapewne proaborcyjny przywódca USA w dziejach. Taką wartością nie jest też, przykro to powiedzieć, wolność słowa. Coraz bardziej bezwzględna dominacja ideologii genderowej doprowadziła do tego, że klasycznie rozumiana liberalna wolność opinii jest na Zachodzie w odwrocie. Inną wartością, niegdyś wiązaną z Zachodem, była choćby wolność religii i prawo do jej wyznawania – łatwo zauważyć, że i w tej dziedzinie Zachód dawno odszedł od swojej wielkiej tradycji. Ustawy zrównujące naturalne małżeństwa ze związkami jednopłciowymi muszą pociągać za sobą coraz większą presję na przedstawicieli tradycyjnych religii, by dostosowali one swe dziedzictwo do wymagań demoliberalnego, tęczowego państwa.
Szczerze mówiąc, jedyną realną wartością, którą umiem dostrzec, jest suwerenność. Ukraina broni swego prawa do istnienia i swego prawa do niepodległości w starciu z agresorem – to prawda. Paradoks polega na tym, że akurat obrona niepodległości, suwerenności, tożsamości narodowej znajduje się na samym dnie hierarchii obecnych wartości zachodnich. Nie kto inny, jak właśnie politycy zachodnich państw na czele z USA potrafią, korzystając z przewagi finansowej i politycznej, wymuszać na słabszych partnerach dostosowanie się do jedynie słusznej ideologii. Nie robią tego, używając przemocy, owszem, ale potrafią działać z całą brutalnością. Na czym zatem dokładnie polega owa „zachodnia wspólnota wartości”? Co jest jej spoiwem? W imieniu których konkretnie wartości toczy się ta wojna? Trudno powiedzieć.
Nie oznacza to w żadnym razie, że Ukraińcy nie mają prawa się bronić – przeciwnie. Być może ich opór jest swego rodzaju wyrzutem sumienia dla wielu innych polityków europejskich, którzy najchętniej zapomnieliby o narodach i państwach narodowych. Z drugiej strony niemożność określenia „zachodniej wspólnoty wartości” powinna prowadzić Polaków do otrzeźwienia. Ukraińcy mają prawo się bronić, a ich odwaga zasługuje na szacunek, jednak nie występują w obronie wyimaginowanej „wspólnoty wartości zachodnich”, ale w swojej własnej. Zatem to, jakiej należy im udzielić pomocy, musi wynikać nie z moralnego obowiązku, który by ciążył na poszczególnych państwach-członkach „zachodniej wspólnoty wartości”, ale z rachunku zysków i strat każdego z podmiotów. Wojna z Rosją to nie krucjata, bo Zachód nie dysponuje obecnie wspólnym sztandarem, pod którym mógłby ją przeprowadzić.
Komentarze
czyli tak naprawdę Zachód nie ma żadnych wartości godnych odnotowania...
Czy to jest gender, aborcja, ograniczanie wolności słowa, itp?
Pytania można mnożyć, odpowiedzi trzeba poszukiwać, choć niełatwo...
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.