Dziś mało kto już o tym pamięta, że jego celem w polityce było zbudowanie partii umiarkowanej, centrowej i że nie mniej niż lewicowych i liberalnych progresistów zwalczał też narodowych katolików. Ale, jak to opowiadał nieżyjący już Ludwik Dorn, okazało się, że elektoratu, do którego chciało się zwracać Porozumienie Centrum, w ogóle nie ma. Były tylko elektoraty oikofobiczno-liberalny i właśnie narodowo-katolicki, przy czym ten pierwszy miał silną polityczną organizację, z której Kaczyńskich wygnano, a ten drugi z różnych względów nie był w stanie wyłonić skutecznego przywództwa.
Tym sposobem gardzący endecją żoliborski inteligent wychowany na Janie Józefie Lipskim stał się przywódcą „polskiego ciemnogrodu”.
Wspominam pradzieje polityki III RP, ponieważ „nie chcę, ale muszę” dopada Jarosława Kaczyńskiego znowu. Unia Europejska, przejęta przez sojusz niemieckiego neoimperializmu ze skrajną lewicą, kolejnymi kopniakami zaczęła wybudzać Polaków z naiwnego snu o radosnej, wspólnej Europie, niosącej nam dobrobyt i szanującej nasze zdanie. I znowu, okazuje się, rosnący w siłę eurosceptycyzm nie zdołał wykreować swoich skutecznych przywódców. Zatem Kaczyński, w istocie euroentuzjasta, po raz kolejny przejmuje elektorat, którego poglądów nie podziela. Dość tego, nie ustąpimy już Unii ani kroku! W trzeciej kadencji ułożymy stosunki z nią na nowych zasadach – jeśli nie, to zaczniemy wszystko wetować! Za Prezesem, jak za panią matką, natychmiast twardą linię wobec UE zaczęli głosić podwładni, co w połączeniu z nieskrywaną już pogróżką PO: „Nie będzie kasy zUE dopóty, dopóki nie wrócimy do władzy” buduje oczywistą polaryzację na wybory.
Jest tylko jeden szkopuł: te gromkie zapowiedzi przyszły w momencie, kiedy już na wszystko się zgodziliśmy, wszystko Unii podpisaliśmy, a i wetować gdzieś tak do wyborów nie będziemy mieli czego – chyba że sankcje przeciw Rosji, co by akurat eurokratów nie zmartwiło.
Komentarze
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.