Większość rodaków jest stanowczymi przeciwnikami wszelkich „wojen polsko-polskich” - mamy zbyt dużo problemów i zadań do rozwiązania i załatwienia, by tracić czas i zapał na wzajemne „obszczekiwanie się”. Wystarczy, że przy każdej okazji stosują to wobec nas ci, co nam, jako społeczności polskiej na Litwie, pragną życie „umilić”.
Jednak nie są też odosobnionymi głosy tych członków ZPL, którzy, podobnie jak prezesi kół Wileńskiego Oddziału Miejskiego ZPL Jan Kaszkiewicz i Fryderyk Szturmowicz ( ich legitymacje członkowskie mają numery mieszczące się w pierwszych dziesiątkach, od zarania powstania Związku aktywnie uczestniczyli w jego działalności i dlatego nie ze słyszenia wiedzą o historii i działalności ZPL i jego kolejnych prezesów) są zniesmaczeni wywodami „wydawcy” Klonowskiego. Uważają, że głoszone pseudoteorie i „odgrzewane kotlety” w postaci powielanych przestarzałych „faktów”, mogą budzić nie tylko niesmak, ale też stworzyć niezgodny z prawdą obraz minionych lat w wyobraźni młodych ( praktycznie dwa pokolenia wyrosły nam i dojrzały w okresie niepodległości). Biorąc to pod uwagę, wracamy do poruszonych w wyżej wymienionym materiale „faktów”.
O korzyściach i kompetencji
W sprawie faktur po raz kolejny możemy powtórzyć: ani jedna złotówka podatnika polskiego nie została przez kierownictwo ZPL sprzeniewierzona. Potwierdzają to sprawdzenia dokonywane przez Komisję Rewizyjną ZPL. M. in. w jednym z uzasadnień pierwszego wyroku w tej sprawie stwierdzono, że jakoby oskarżeni o nieprawidłowości nie otrzymali korzyści materialnej, ale takową miał ZPL. O ile dobrze rozumiemy, to właśnie temu miała służyć okazywana pomoc.
Nieco zdziwiły „instrukcje” autora, jak i po co faktury się fałszuje. Ale jako biznesmen z doświadczeniem z lat 90., kiedy transakcje odbywały się według zasad i wbrew nim, chyba zna się na rzeczy. Jednak nie musiał wdawać się w głębszą filozofię, pisząc, że „faktury fałszuje się po to, by skraść czy przepić”. Słowo „czy” tu nie pasuje. Klonowski jednocześnie stwierdza, że „nikt nie wierzy, aby prezes ZPL-u Michał Mackiewicz mógł pieniądze skraść” (ci, co próbowali wykreować obraz prezesa-złodzieja, liczyli na to, że dla ludzi będzie najbardziej do przyjęcia, ale się przeliczyli). Wyraźnie logika „filozofa-wydawcę” zawodzi.
Kto kogo reprezentuje
W swoich „przemyśleniach” Zygmunt Klonowski zarzuca, że podczas swojej „uberkadencji” Mackiewicz dążył do centralizacji i uzależnienia większości polskich organizacji na Litwie od Związku. Jak w rzeczy samej wyglądało to 20-lecie, kiedy u steru władzy w ZPL był Mackiewicz?
Kiedy Michał Mackiewicz został prezesem w 2002 roku, Związek przeżywał trudny okres po tzw. „erze Maciejkiańca”. Ludzie mu zaufali, wierzyli, że jako osoba „bezstronna” potrafi znormalizować sytuację i wyprowadzić organizację z zaistniałej zapaści. Proces odbudowywania Związku nie był łatwy, jak pamiętają ówcześni jego członkowie, ale udało się nie tylko uratować organizację przed rozbiciem, lecz i wzmocnić. Prawie podwoiła się liczba członków Związku, powstały nowe oddziały. Rodziły się nowe tradycje i inicjatywy: festyny kultury polskiej odbywały się we wszystkich oddziałach na terenie całej Litwy, działające pod egidą ZG ZPL niedzielne szkółki języka i kultury polskiej rozwijały swą działalność tam, gdzie nie było polskich szkół; wydobyto z niepamięci i uporządkowano kolejne miejsca pamięci narodowej, m. in. w Macikach, Turmoncie, Duksztach Starych.
Pomimo braku poparcia i wsparcia finansowego ZPL potrafił zakupić 5-hektarową działkę w Zułowie – miejscu urodzin Marszałka Józefa Piłsudskiego, przywracając temu miejscu godny wygląd (uwalniając ten skrawek ziemi od betonu pokołchozowych ferm) wraz z ustawieniem obelisku i założeniem Alei Pamięci Narodowej. Zostali w niej upamiętnieni ludzie i wydarzenia ważne dla naszej historii i świadomości narodowej Polaków mieszkających na Litwie. Dziś miejsce to jest licznie odwiedzane przez rodaków, odbywają się tam masowe imprezy z udziałem setek osób.
Demonstracją naszej obecności na tej ziemi i solidarności stały się zainicjowane przez ówczesnego prezesa parady polskości w Dniu Polonii i Polaków za Granicą, w których biorą też dziś udział Polacy z całej Litwy. Zostały nawiązane rzeczowe kontakty i owocna współpraca zarówno z Macierzą, jak i polskimi organizacjami na Litwie. Udawało się wówczas sukcesywnie współdziałać i, o czym z pewnością pamiętają trochę starsi członkowie Związku, okres obchodów 25-lecia ZPL był praktycznie idealnym w stosunkach polsko-polskich na Litwie. To jedność w zrozumieniu potrzeb i celów polskiej społeczności, wychodzenie Polski naprzeciw naszym rzeczywistym potrzebom, zawieszenie działania zasady „dziel i rządź”, a nie wydumana „ megalomania” Mackiewicza, podarowały nam te lata.
Niestety, komuś to przeszkadzało. I znaleziono sposoby, by to zniszczyć. M. in. pod płaszczykiem promowania nowych środowisk, nowych organizacji, stawiania nowych zadań. Co nie musiało być z zasady czymś złym, zanim organizacje i inicjatywy mające spory dorobek i, co jest bardzo ważne, setki, a nawet tysiące ludzi w swoich szeregach, nie zaczęto próbować spychać na margines, wyszukując ku temu różne, wręcz absurdalne, przyczyny.
Zygmunt Klonowski pisze, że „Kurier” nigdy nie chciał się podporządkować jakiejkolwiek organizacji, w tym też ZPL. Słusznie, prasa powinna być niezależna. Ale czy codzienna polska gazeta, mająca służyć polskiej społeczności nie powinna odzwierciedlać jej interesów, propagować celów, wartości? Przypomnijmy sobie, że czołowe polskie organizacje: Związek Polaków na Litwie, Stowarzyszenie Nauczycieli Szkół Polskich na Litwie „Macierz Szkolna”, Katolickie Stowarzyszenie oraz partia polityczna AWPL-ZCHR jednoczą w swoich szeregach kilkanaście tysięcy Polaków, co najmniej kilka razy tyle stanowią sympatycy tych organizacji, co wykazują wybory na Wileńszczyźnie. I jakby nie starali się pseudo krytycy pomniejszać liczbę wyborców i podkreślać domniemany spad zaufania do ZPL czy AWPL-ZCHR, to fakty pozostają faktami.
Od kogo „Kurier”, a raczej jego „wydawca”, chciał być „niezależny”, kiedy podczas kolejnych wyborów, jak chorągiewka na wietrze, a to „wiał” w stronę socjaldemokratów, a to znów liberałów, czy też „Niedźwiedzia”. A zawsze z żenująco marnym skutkiem w liczbie pozyskiwanych głosów wyborców. Może miał inne profity, na których mu rzeczywiście zależało? Ale to nic nie ma do rzeczy deklarowanych interesów społeczności polskiej, tylko prywaty.
Gorzkie żale
Odgrzewając „stare kotlety”, najwidoczniej z braku „świeżych” faktów, Zygmunt Klonowski wylewa żale, że to Mackiewicz, jako prezes ZPL, przyczynił się do zablokowania przekazania maszyny drukarskiej „Kurierowi Wileńskiemu” w 2003 roku. Fakt ten w ciągu minionych 20 lat niejednokrotnie komentował były prezes, stwierdzając, że ani takich możliwości, ani aspiracji, by zajmować się cudzymi przydziałami nie miał. Decyzja o zakupieniu tej maszyny była zablokowana na najwyższym szczeblu w RP, bo uznano, zgodnie z powiedzonkiem, że: „ by napić się mleka, nie trzeba kupować krowy”. No i „biznes” nie wypalił.
Wiele podobnych obietnic zostało niewykonanych też wobec ZPL i innych organizacji. Ale ich prezesom nie przychodzi do głowy, że można o to oskarżać np. „wydawcę” Klonowskiego. A może by należało? Bo on to robi bez skrupułów, twierdząc, że to „Nasza Gazeta” „zabrała” 40 tys. zł z kolejnej transzy, które miały być przyznane „Kurierowi Wileńskiemu”. Teraz może się pocieszyć, że przez ostatnie kilka lat to on (zgodnie z jego logiką) otrzymuje dotacje, których jest pozbawiona „Nasza Gazeta”.
A co do brzydkiego chwytu, że te pieniądze miałyby być wypłacone dziennikarzom „K.W.”, którzy służą społeczności „Polaków na Litwie”, jak pisze Klonowski, to nie jest znów to takie oczywiste. Nie jest tajemnicą, w jakich sprzyjających twórczości warunkach w ciągu wielu lat pracowali (pracują) dziennikarze „K.W.” i, jak „hojnie” byli wynagradzani przez „wydawcę” za to „służenie”. Ponadto, dziennik, który przetrwał czasy sowieckie, już nie jest dziennikiem, a wydawanie tzw. „Magazynowego Wydania” stało się sprawą Macierzy. Widocznie „wydawca” uznaje, że „baba z wozu, koniom lżej”.
„Dyżurny” weteran
Najbardziej niesmacznym wątkiem w całym tym zbiorze grafomańskich zarzutów Zygmunta Klonowskiego jest przywołanie listu żołnierza gen. Andersa, kawalera orderu Virtuti Militari. Napisany w 2004 r. list dotyczył, jak udało się ustalić, rzec można, sprawy prywatnej. Otóż sędziwy kombatant napisał wspomnienia z okresu wojny i swego dzieciństwa. Żołnierz przeszedł chlubny szlak bojowy, był świadkiem i uczestnikiem znamiennych wydarzeń. Niestety, opisać to, by nadawało się do druku, nie potrafił. Był zwykłym podwileńskim chłopcem, a i lata już swoje miał. Redakcja „Magazynu Wileńskiego” włożyła wiele starań, by część tych wspomnień jednak mogła się ukazać na łamach „M. W.” Niestety, na wydanie w postaci książki były po prostu za słabe. A kontakt z autorem był utrudniony ze względu na jego wiek i miejsce zamieszkania (Australia). W sposób dyplomatyczny postarano się donieść to do wiadomości autora. Niestety, obraził się. Z podobną prośbą zwrócił się, o ile wiadomo, do „Kuriera Wileńskiego”, który przedrukował publikację z „M. W.” (m. in. tego nie wskazując) i nic ponadto nie zrobił.
Wywijanie listem starszego człowieka (już nieżyjącego), który w swoisty sposób zareagował na odpowiedź redakcji, nie jest w porządku. Zasadę „wszystkie chwyty dozwolone”, czyli wolną amerykankę (co obecnie jest szczególnie aktualne) stosuje pan Putin, który to, m. in., przed paru laty zmusił weterana do zaskarżenia w sądzie jednego z krytyków tzw. marszu pamięci. Każdy wówczas rozumiał, że ponad 90-letni weteran bardziej potrzebuje troski i opieki, niż sądzenia się z młodym ignorantem. Takie „kopiowanie wzorców” jest godne pożałowania.
Podsumowując, w nawiązaniu do tytułu użytego przez „wydawcę”, należy stwierdzić: w ZPL nie ma kryzysu (chociaż niektórym osobom, niestety, bardzo by się tego chciało). Kryzys jest w świadomości poszczególnych ludzi, którzy po prostu nie są zdolni (z różnych przyczyn: wychowania, wykształcenia, moralności - ich braku) do zrozumienia tego, że nie wszystko robi się wyłącznie dla pieniędzy i za pieniądze.
"Nasza Gazeta" Nr. 1457
Komentarze
W końcu to sam Klonowski dla ratowania Kuriera sprzedał się za pieniążki...
Jurasz stwierdził także, że to "Falkowski dostał taki rozkaz zaatakowania.... a wszystkie pieniądze z dotacji poszły na ZPL i nikt nie wziął ich do kieszeni".
To samo chciano zrobić przecież na Litwie. Wszyscy pamiętamy haniebny wyczyn Doroszewskiej kiedy wezwała Mackiewicza do siebie i kazała mu spasować z funkcji prezesa poprzez szantaż.
Na szczęście, to z czego słyną Polacy z Wileńszczyzny to niesamowita organizacja i solidarność nie pozwoliły na przewrót. W konsekwencji urzędnicy z Polski przystąpili do ataku oskarżając poprzedniego już prezesa o rzekome wyłudzenia. Tymczasem jak wszyscy wiemy nie zginęła nawet złotówka. Fakt ten potwierdził sam Witold Jurasz, który dodał, że Falkowski jest tylko marionetką.
Co ma na celu odgrzewanie tego kotleta?!
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.