Warto przypomnieć słowa Chrystusa zapisane na kartach Ewangelii św. Łukasza (Łk 14, 31-32) w dobie retoryki wojennej, która na dobre zagościła w języku politycznym, medialnym, publicystycznym. Wprawdzie, gdy przychodzi co do czego, najwyższe władze Rzeczypospolitej – wpierw prezydent, ostatnio premier – deklarują, że Polska nie jest stroną konfliktu, a zatem w rzeczywistości wojna nie jest nasza; jednak deklaracje te najwyraźniej nie mają większego wpływu na wypowiedzi komentatorów i polityków, tak że proces retoryki wojennej i prób wciągnięcia nas do wojny trwa w najlepsze.
Dobra wiadomość jest taka – tak to odbieram obserwując media społecznościowe – że obóz trzeźwości i świadomości priorytetów własnego narodu powiększa się mimo dominującego emocjonalnego przekazu, zaś każda ominięta kłoda rzucana pod nasze nogi, szczęście w nieszczęściu dodatkowo uświadamia o zagrożeniach i pułapkach, które na nas w dobie obecnej czyhają. Ma się rozumieć, obóz przeciwnika, w tym wypadku: obóz pchający Rzeczpospolitą do wojny z Rosją, nie śpi i działa na wielu płaszczyznach – właśnie politycznej, medialnej, społecznej, działając bezpośrednio lub wykorzystując pudła rezonansowe dla rozsiewanych emocji. W tej strategii wyświechtany już nieco termin „ruskiej onucy” służy zarówno jako knebel apeli o trzeźwość, jak i grzałka dla dalszych emocji; ponieważ jednak przez ponad dwa tygodnie trwania wojny rosyjsko-ukraińskiej polskie służby nie doszły do wniosku, że w naszym kraju roi się od ruskiej agentury, zasugerowałbym zbadanie czy przypadkiem na naszym terytorium, a zwłaszcza w mediach społecznościowych, nie operuje agentura ukraińska bądź amerykańska lansując tezy i opcje sprzeczne z polską racją stanu, tudzież dążąca przynajmniej do zakrzyczenia głosów apelujących o trzeźwość i myślenie o Polsce w pierwszym rzędzie. Zaznaczam przy okazji, że myślenie o Polsce w pierwszym rzędzie nie oznacza myślenia TYLKO o Polsce, wbrew sofizmatom, które można spotkać.
Bynajmniej nie sugeruję w tej kwestii żadnych faktów (od ustalania faktów są zresztą od mnie ludzie starsi i mądrzejsi), natomiast obserwując, np. doskonałą organizację PR walczącej Ukrainy, w tym wyraźny sukces jej cyfrowych hufców, nie sposób a priori wykluczyć, że taka zorganizowana akcja dążąca do wciągnięcia Polski do wojny ma miejsce. Przyznam również, że z zaskoczeniem zapalającym lampkę ostrożności dowiedziałem się, że Victoria Nuland jest teraz podsekretarzem w Departamencie Stanu USA odpowiedzialnym za politykę zagraniczną naszego strategicznego partnera w Europie Wschodniej i Eurazji. Dowiedziałem się o tym przez przypadek, czytając o jej kąśliwym komentarzu do deklaracji polskiego ministra spraw zagranicznych w sprawie gotowości przekazania polskich MiGów 29 USA dla sił zbrojnych Ukrainy (zarzucała nam, że niczego z USA nie ustaliliśmy). Doniesienia medialne potwierdziły następnie, że Victoria Nuland ma obecnie ważne zadania wykonawcze w tej części świata, kiedy, przepytywana przez Kongres USA w sprawie ukraińskich laboratoriów biologicznych pani podsekretarz oznajmiła, że USA i Ukraina powinny zrobić wszystko, co w ich mocy, aby ich zawartość nie padła w ręce Rosjan.
Nie chodzi mi bynajmniej o coraz bardziej interesujący wątek tych laboratoriów (których pierwotnie rzekomo na Ukrainie nie było), a o samą osobę mogącą mieć wpływ na dalszy bieg wydarzeń. To właśnie Nuland przyznała onegdaj na zamkniętym spotkaniu z przedstawicielami amerykańskich korporacji, że USA dofinansowały rewolucję na Ukrainie w 2014 r. (w której sama brała udział w roli doradcy, jeśli nie więcej), na poziomie aż 5 miliardów dolarów, czyli 100 razy więcej niż USA przeznaczają obecnie na pomoc Polsce w ramach gigantycznego napływu ukraińskich uchodźców. Nie była to zatem doraźna pomoc, a inwestycja z prawdziwego zdarzenia, przy czym chciałem tylko zasygnalizować, że osoba, która świetnie radzi sobie w dyplomatycznych rozgrywkach i intrygach, i posiada ku temu spore zasoby pieniężne, jest z powrotem u sterów. Jeśli zatem brać na poważnie hasła o wpływach obcej agentury w Polsce, tematów do nadzorowania przez nasze służby nie brakuje. By nie było, że Golonka wydziwia, jeszcze nie tak dawno temu p. Mosbacher, która napiętnowała nasze państwo, że stoi po złej stronie historii, dziś nas przeprasza: głupio by było, gdybyśmy za kilka lat mieli się kontentować przeprosinami pani Nuland, że jakaś intryga jej nie wypaliła (albo wypaliła, tyle że nam prosto w twarz, wciągając nas np. do wojny).
Nie przeciągając, a korzystając z okazji Wielkiego Postu, modlitwa i rozważanie nad Pismem Świętym są doskonałym środkiem na poskromienie emocji i „suplementację” racjonalnego myślenia. Wspomniałem już na początku fragment z Ewangelii św. Łukasza, w którym Chrystus Pan przypomina już nawet nie prawdę objawioną, co zdrowy rozsądek. Chciałbym do niego dodać dwa, podobne do siebie cytaty z Księgi Przysłów: „Cierpliwy jest lepszy niż mocarz, opanowany – od zdobywcy miast” (25, 28) oraz: „Jak miasto pozbawione murów człowiek, który nie powstrzymujące swego ducha” (25, 28). W tej wielce wymagającej sytuacji, kiedy trzeba pomagać Ukrainie, ale z głową, kiedy zamiast wymachiwać szabelką wobec Moskwy, trzeba po dziesięć razy kalkulować konsekwencje wszystkich ruchów, cnota moralna samoopanowania i dominacji swych emocji, tj. prawdziwego męstwa, są naprawdę nieodzowne. I proszę nie bluźnić, że Słowo Boże też jest ruską onucą.
Komentarze
Za Tuska, Grasia, Sikorskiego czy Kopacz nie byłoby Baltic Pipe i gazoportu a Polska byłaby mocno uzależniona od surowców rosyjskich.
Tymczasem tutaj mamy wojnę!!! Giną ludzie w tym bezbronne dzieci!!! A unia i reszta zastanawia się czy nałożyć sankcje czy nie!
Najgorzej, że część "autorytetów" - polskich polityków, urzędników próbuje to robić.
Jak dzisiaj wyglądałaby Polska, gdyby dalej rządzili prorosyjscy politycy: Tusk, Graś, Sikorski, Kopacz? Być może bylibyśmy już po drugiej - putinowskiej stronie!
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.