Zapoczątkowany przed z górą 30 laty rozpad ZSRR i powstawanie niepodległych państw dały początek nowej erze w polityce międzynarodowej. Państwa Zachodniej Europy, jak i wychodzące z tzw. wschodniego bloku państwa Europy Środkowo-Wschodniej, stawiały pierwsze kroki w nawiązywaniu stosunków dyplomatycznych. Nie był to łatwy proces, tym bardziej na tych terenach, gdzie jeszcze stacjonowały wojska ZSRR. Tak było też w przypadku Polski i Litwy, gdzie dodatkowe komplikacje w dwustronnych stosunkach występowały z powodu określonego biegu historii i zaistniałych faktów, które ciążyły na pamięci historycznej obu narodów i niejednokrotnie były wykorzystywane przez polityków i politykierów.
Na fali zmian politycznych w Polsce i na Litwie w latach 1989-1990, nastąpiło nawiązanie ściślejszych kontaktów pomiędzy działaczami ugrupowań niedawnej opozycji w obu krajach, którzy w wyniku wyborów parlamentarnych uzyskali władzę i to właśnie grupy parlamentarne zapoczątkowały zmiany. M. in. w tragicznych dniach stycznia 1991 r. polscy parlamentarzyści też byli obecni w Wilnie.
Polska jednak nie należała do tych krajów, które jako pierwsze uznały niepodległość Litwy – zrobiła to wraz ze zdecydowaną większością państw po sierpniowym puczu (26 sierpnia 1991 r.), jako siedemnasty z kolei kraj. Zaś wymiana listów ministrów spraw zagranicznych Polski i Litwy w sprawie nawiązania stosunków dyplomatycznych odbyła się w Wilnie 2 września 1991 r. i po trzech dniach stosunki te zostały przywrócone.
Ten kalendarz rozwoju wydarzeń kładł pewien cień na rozwój i postęp tych stosunków. Jednak najbardziej negatywny odcień nakładały zaszłości z okresu międzywojnia oraz stosunki pomiędzy władzami niepodległej Litwy a polską mniejszością. To właśnie w tym okresie Rada Najwyższa Litwy rozwiązała tzw. polskie samorządy (rejonów wileńskiego i solecznickiego). A w retoryce nie tylko politykierów, ale też liderów litewskiego odrodzenia nie brak było antypolskich akcentów.
Jednak procesy zachodzące w regionie wymagały nowych realiów politycznych i w dniach 12-14 stycznia 1992 r., podczas wizyty w Wilnie ministra spraw zagranicznych RP Krzysztofa Skubiszewskiego, podpisana została Deklaracja o przyjaznych stosunkach i dobrosąsiedzkiej współpracy. Podpisali ją Krzysztof Skubiszewski oraz ówczesny minister spraw zagranicznych Litwy Algirdas Saudargas. Dotyczyła ona najistotniejszych problemów w stosunkach dwustronnych. Miała gwarantować poszanowanie suwerenności i integralności terytorialnej, rezygnację z roszczeń terytorialnych, kierowanie się standardami europejskimi w stosunku do mniejszości narodowych, prawo używania przez osoby należące do mniejszości ich imion i nazwisk w brzmieniu i pisowni języka ojczystego – zgodnie z dokumentami KBWE, powstrzymanie się od działań, które prowadziłyby do zmian narodowościowych na obszarach zamieszkanych przez mniejszości narodowe, a także ochronę zabytków historii i kultury.
Wizyta polskiego ministra spraw zagranicznych na Litwie w styczniu 1992 r. oraz podpisanie Deklaracji miały przełomowe znaczenie w procesie układania normalnych stosunków między obydwoma państwami, choć przebiegała w napiętej atmosferze. Lata wybijania się Litwy na niepodległość i początki historii niepodległego państwa obfitowały w antypolskie wypady, wyraźnie dało się odczuć nie tylko na słowach, ale też w praktycznych poczynaniach. Nieufność do Polski, a szczególnie do Polaków mieszkających na Litwie, wypominano „okupację Wilna” i działalność Armii Krajowej. Zaś wszystkie obawy miejscowych Polaków o swą tożsamość narodową i prawo do korzystania z demokratycznych swobód określone siły polityczne ubierały w szaty sympatyzowania sowietom. O antypolskiej atmosferze z tamtych lat może świadczyć fakt, że w czasie wizyty ministra Skubiszewskiego litewscy politycy utożsamiający się z patriotycznym, a faktycznie nacjonalistycznym nurtem, zorganizowali pikietę. Żądano, aby polski rząd przed podpisaniem Deklaracji potępił „agresję” generała Żeligowskiego i „okupację” Wilna.
Jednak Deklaracja została podpisana, podjęto polityczną decyzję, do której przyczynił się minister Algirdas Saudargas. Wbrew antypolskim nastrojom i deklarowaniu wizji Litwy w gronie państw skandynawskich, bardziej trzeźwi politycy zdawali sobie sprawę, że to Polska (m.in., w której upatrywał możliwość pracy w tragicznych styczniowych dniach też minister spraw zagranicznych) jest partnerem i drogą Litwy do szeroko pojmowanej Europy – jej struktur i gospodarki.
Mija 30 lat od dnia podpisania Deklaracji. W ciągu tych trzech dziesięcioleci Litwa i Polska przeżywały różne fazy w dwustronnych stosunkach. Podpisanych zostało setki umów m.in. dotyczących współpracy gospodarczej, wojskowej, kulturalnej, oświatowej, zrealizowano i jest realizowanych wiele projektów gospodarczych, międzynarodowych, m.in. w sferze energetyki, transportu. Jeszcze w 1997 roku powołano Radę Konsultacyjną przy prezydentach obu krajów, powstało Polsko-Litewskie Zgromadzenie Parlamentarne, które w ciągu kilkunastu lat miało zawieszenie swojej pracy, m.in. z powodu nie wykonywania przez stronę litewską zapisów, które znalazły się m.in. zarówno w Deklaracji, jak i przyjętym na jej podstawie w kwietniu 1994 roku Traktacie o przyjaznych stosunkach i dobrosąsiedzkiej współpracy między Rzeczypospolitą Polską i Republiką Litewską. Obok takich zapisów, jak powstrzymywanie się od działań, które prowadziłyby do zmian narodowościowych na obszarach zamieszkałych przez mniejszości narodowe, których nikt na Litwie już nie pamięta, przywrócenia praw własności do znacjonalizowanej ziemi (w Wilnie jest nadal sprawą wymagającą należytego rozwiązania), pozostaje kwestia pisowni nazwisk w oryginalnej wersji.
Po trzydziestu latach, akurat w styczniowych dniach, znów powraca ona pod obrady Sejmu Litwy. Niestety, o ile nawet stanie się cud i wersja zapisu imienia i nazwiska z użyciem liter alfabetu łacińskiego na pierwszej stronie paszportu zostanie przyjęta i nawet otrzymają do tego prawo nie tylko kobiety, które wyszły za mąż za obcokrajowców i ich dzieci, ale też litewscy Polacy, to brak możliwości używania znaków diakrytycznych nie pozwoli na posiadanie niewykoślawionych nazwisk. Jest tak, że w tym temacie zapisy Deklaracji oraz Traktatu noszą charakter deklaratywny – polegający na czczej deklaracji, nie płynący z przekonania, gołosłowny, jak podaje słownik języka polskiego. Mowa o tym, że nawet możliwość zapisu nazwiska bez znaków diakrytycznych jest pierwszym krokiem do realizacji sławetnych założeń międzypaństwowych dokumentów jakoś nie napawa optymizmem.
Na ten „pierwszy krok” czekamy 30 lat. Czy na drugi będziemy czekali tyle samo? Nie wierząc w możliwość posiadania nazwisk w oryginalnej wersji za życia, z wisielczym humorem stwierdzaliśmy: na nagrobkach przynajmniej mamy je autentyczne. Jednak te 30 lat zniekształconych imion i nazwisk spłatały nam figla – tu i tam na cmentarnych pomnikach widzimy nazwiska w „wersji oficjalnej”, takie, jakie zmarli mieli za życia w dokumentach. Deklaratywność Deklaracji sprawiła, że nekropolie przestają być autentycznymi świadkami historii...
Janina Lisiewicz
Nasza Gazeta nr 1 (1451)
Komentarze
Litwini w Polsce wszystko to mają. A dlaczego myśmy nie?
Gudele są położone w pięknej okolicy, lasy, pagórki, jeziora. Litewska komunistyczna nomenklatura postanowiła na początku lat 90. na ziemiach należących do Polaków wybudować swoje osiedla. Miało powstać 200 willi dla urzędników, wyższych oficerów wojska i policji, prokuratorów. Zaprotestowali przeciwko temu przedstawiciele miejscowego samorządu i mieszkający tu Polacy. 27 kwietnia 1993 r. policja i wojsko chciały złamać opór protestujących. Wojsko urządziło w tym dniu tam manewry ze strzelaniną na szczęście w powietrze. Dzięki odważnej i zjednoczonej pozycji miejscowych Polaków niedoszli osadnicy wycofali się ze swoich zamiarów.
Na przejmowanie ziemi przez przybyszy zezwalała ustawa podpisana przez prezydenta Vytautasa Landsbergisa w 1991 r. Po naszych wielkich protestach dwa lata później została wstrzymana. W 1997 r. powrócono do niej. W 1999 r. weszła w życie ustawa, która mówiła, że prawa do własności można było przekazywać innym. Dotąd wiele osób przenosiło prawo do ziemi krewnych. Nowe przepisy sprawiły, że tak zwane przenosiny wzrosły tysięcy razy, a otrzymywały je głównie osoby związane z rządem. Działo się tak, ponieważ o przekazywaniu ziemi decydowały rządowe służby rolne niepodlegające samorządom. Decyzje reprywatyzacyjne były podejmowane z pominięciem Polaków i polskich władz samorządowych. Prezydent V. Landsbergis przeniósł ziemię zarówno swojej rodziny jak i żony, które otrzymały grunty pod Wilnem w Bezdanach i Awiżeniach. Litewskie elity bardzo wzbogaciły się na tym procederze niemającym analogii prawnych w świecie.
Na Litwie niestety były i nadal są ingerencje administracyjne, które uderzają w skład narodowościowy polskiego zwartego skupiska na Wileńszczyźnie.
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.