Piotr Grzybowski: – „Polak, Węgier – dwa bratanki” to przysłowie znane zarówno nad Wisłą, jak i nad Dunajem. Czy ono jest wciąż aktualne?
Orsolya Zsuzsanna Kovács: – Często słyszę pytanie, na czym polega istota przyjaźni polsko-węgierskiej i sądzę, że najlepiej sformułował to Teofil Łapiński, jeden z legionistów, którzy walczyli na Węgrzech w 1849 r. Zapytany wówczas, dlaczego przybyło na Węgry kilka tysięcy polskich legionistów, powiedział, że przyjaźń polsko-węgierska to miłość i interes. Myślę, że i dzisiaj jest to bardzo aktualne. Z jednej strony – wzajemna sympatia, której nawet nie trzeba tłumaczyć, bo tak po prostu jest, z drugiej – również interes – bo mamy wspólną historię i doświadczenia. Wystarczy popatrzeć na mapę, by się zorientować, z czego wynikają nasze wspólne interesy geopolityczne.
– Mówi się, że Bitwa Warszawska 1920 roku to były ręce Polaków, ale amunicja węgierska... A przed nami wielkie wydarzenie: 100. rocznica Cudu nad Wisłą – 15 sierpnia 2020 r.
– Tak jest. My też, wykorzystując tę rocznicę, wszędzie, gdzie możemy, chcielibyśmy nagłaśniać fakt, że Węgry w 1920 r., po decyzji trianońskiej, były w bardzo trudnej sytuacji. Nie mogliśmy wysłać żołnierzy (choć chcieliśmy), ale z fabryki amunicji Csepel wysyłano jej naszym polskim braciom tyle, ile tylko było możliwe. Ambasada się przygotowuje, żeby nagłośnić tę rocznicę z węgierskiego punktu widzenia. To nie przypadek, że w dzielnicy Csepel – tam, gdzie znajduje się ta fabryka – w następnym roku odbędzie się spotkanie prezydentów Polski i Węgier.
– Jak ocenia Pani obecne stosunki węgiersko-polskie?
– Jesteśmy bardzo bliskimi sojusznikami, mamy wspólne interesy, chociażby patrząc przez pryzmat Unii Europejskiej. Przeciwko naszym krajom toczy się procedura z art. 7 – o praworządności. Wspólnie mówimy, że Europę wyobrażamy sobie jako sojusz silnych państw narodowych. Jesteśmy wręcz na siebie skazani. To nie przypadek, że relacje polityczne naszych państw, wzajemne wizyty, uzgodnienia wspólnych stanowisk są tak intensywne.
– Na Węgrzech Fidesz dostał mocny mandat, który umożliwił zmianę Konstytucji w 2011 r. Po co była Węgrom nowa Konstytucja?
– Do poprzedniej, komunistycznej Konstytucji Węgier, z 1949 r., wielokrotnie wprowadzano zmiany i poprawki. Mówiono, że z oryginalnej komunistycznej Konstytucji pozostał jedynie zapis, iż stolicą Węgier jest Budapeszt – wszystko inne zostało zmodyfikowane. Wiadomo jednak, że wielokrotna modyfikacja nie gwarantuje ani spójności, ani całości. Po zmianie systemu uchwalenie nowej Konstytucji stało się priorytetem. Aby uchwalić nową ustawę zasadniczą, trzeba mieć konstytucyjną większość. Choć władze socjalistyczne po 1994 r. miały taką większość, to rządzący albo tego nie chcieli, albo o to nie zadbali i ostatecznie do uchwalenia nowej Konstytucji nie doszło. Nam, Węgrom, w końcu się to udało i 25 lat po upadku komunizmu weszła w życie nowa Konstytucja.
– Wasza Konstytucja to Konstytucja chrześcijańska. Rozpoczyna się od słów: „Boże, błogosław Węgrów”...
– Jest to antyfona pochodząca z węgierskiego hymnu narodowego. Taki początek nie jest przypadkowy, pozwoliło to bowiem na jasne określenie kulturowych korzeni Węgier. W Konstytucji są odwołania do świętego króla Stefana, do historycznych dokumentów o randze Konstytucji, do Świętej Korony, do roli Węgier w obronie Europy oraz do poprzednich pokoleń, które walczyły o niepodległość ojczyzny. Fakt, że w ustawie zasadniczej znalazło się odniesienie do Boga, jest podkreśleniem szczególnej roli chrześcijaństwa w zachowaniu naszej tożsamości narodowej i drogowskazem dla niższych ustaw.
– Konstytucja mówi również o ochronie życia, rodziny...
– Oczywiście. Gdy przeanalizuje się trzy kadencje rządów Viktora Orbána, można zauważyć, że jednym z priorytetów były polityka prorodzinna, umożliwienie ludziom pracy oraz zapewnienie przyzwoitego wynagrodzenia. A im więcej dzieci mają ludzie, tym mniejszy podatek dochodowy od osób fizycznych muszą płacić, co oznacza konkretną pomoc. I tak np. w 2010 r. dzietność była na poziomie 1,23, a w 2018 r. – 1,49, a więc to wzmocnienie klasy średniej. Już 5 proc. węgierskiego PKB jest przeznaczane na wsparcie dla rodzin; są przyznawane hojne dotacje na zakup pierwszego mieszkania, ludzie mogą liczyć na wsparcie finansowe i korzystny format kredytowy – to jest na pewno ogromna praca, ale widać efekty. W ciągu ostatnich 9 lat zmniejszyła się liczba aborcji i rozwodów, a wzrosła liczba zawieranych małżeństw. Za tymi sukcesami stoi jednak konsekwentnie prowadzona polityka prorodzinna Węgier i duże nakłady finansowe.
– Jakie są największe wyzwania, przed którymi stoją teraz Węgrzy?
– Te wyzwania stoją nie tylko przed Węgrami, ale przed całą Europą. Sądzę, że największym wspólnym wyzwaniem jest to, żeby Europa pozostała chrześcijańska. Na pewno ważna jest też kwestia demograficzna, troska o to, żeby była mocna klasa średnia i żeby nasze społeczeństwa były silne i rozwijające się. Najważniejszy jest jednak powrót do korzeni i idei ojców założycieli wspólnoty europejskiej z lat 50. XX wieku. Ich śmiała i realistyczna wizja była oparta na wspólnocie wolnych narodów i na niezbędnej solidarności państw, które dopiero co wyszły z tragedii II wojny światowej. Po prawie 70 latach, w Europie trzeciego tysiąclecia jest to nadal aktualne.
– Czy projekt Trójmorza, wobec aktualnych wyzwań, ma szanse powodzenia?
– Jak najbardziej. Inicjatywa Trójmorza służy zacieśnianiu powiązań w regionie Europy Środkowej. Najwyższy czas, aby między Morzem Bałtyckim, Morzem Adriatyckim i Morzem Czarnym tworzyć trwałe podstawy dla rozwoju gospodarczego w zakresie energii, transportu i komunikacji, co pozwoli nadrobić zapóźnienia rozwojowe wynikające z historycznych zaszłości. My tak trochę żartobliwie mówimy, że kiedy królowie w średniowieczu spotkali się na zamku w Wyszehradzie, już wtedy uznali, że połączenie Północ – Południe jest potrzebne. Cały czas widzimy, że nie ma sprawnej komunikacji między Bałtykiem a Adriatykiem. Widzimy, jaki byłby zysk, gdyby pociąg z Warszawy do Budapesztu nie jechał ponad 10 godzin. Za czasów monarchii można było pociągiem dojechać z Budapesztu do Krakowa prawie w takim samym czasie jak teraz...
– Dlaczego Węgry są tak bardzo przeciwne napływowi imigrantów do Europy?
– Mówimy, że państwo wtedy jest suwerenne, kiedy samo decyduje, kogo wpuści na swoje terytorium. Węgry na mocy Konstytucji mają obowiązek chronić granice również UE, tymczasem w 2015 r. przeżyliśmy przepływ ponad 100 tys. migrantów bez żadnej kontroli. My uważamy, że pomoc trzeba nieść tam, gdzie jest źródło zapotrzebowania. Zapraszanie migrantów do Europy nie jest rozwiązaniem. Węgry mają program Hungary Helps, dzięki któremu np. w Syrii pomagaliśmy w odbudowie wsi, kościołów i szkół. To idzie w parze: z jednej strony – rozsądna polityka, a z drugiej – pomoc tam, gdzie są potrzebujący. Poza tym widzimy, że asymilacja, integracja nie są efektywne. Wystarczy wspomnieć zamachy terrorystyczne w Europie...
– Na ile chrześcijaństwo jest tym korzeniem, z którego Węgry dzisiaj czerpią?
– Na pewno swoje zrobił okres komunizmu – np. zostały zamknięte szkoły kościelne, zlikwidowano zakony z wielkimi tradycjami. Po 1990 r. trudno było wszystko odbudować, zmienić poglądy społeczeństwa. To długa droga, ale dziś znowu można chodzić na religię, udało się otworzyć szkoły kościelne. Ja sama chodziłam do szkoły prowadzonej przez Kościół i studiowałam na katolickim uniwersytecie. Podkreślam fakt, że moja uczelnia, na której wykładają naprawdę wybitni profesorowie, została utworzona po upadku komunizmu. Uważam, że nawet takie pojedyncze przykłady naprawdę dużo znaczą.
– Czy Węgry mają jakiś realny pomysł na odbudowę ducha katolicyzmu, odbudowę chrześcijaństwa?
– Rządzący i Kościoły na Węgrzech robią dużo, żeby umocnić chrześcijaństwo w kraju, ale nie idzie to łatwo po okresie komunizmu, zwłaszcza że w dzisiejszych czasach wielkie zagrożenie dla wiary chrześcijańskiej stanowi sekularyzacja. Istnieje zatem rozbieżność między wiarą w Boga a regularnymi praktykami, kryzys powołań nadal trwa i sytuacja ta domaga się dzisiaj zaangażowania świeckich ze szczególną siłą. Ale też dużo się pod tym względem na Węgrzech dzieje. Przygotowujemy się bardzo na kongres eucharystyczny, który odbędzie się w przyszłym roku w Budapeszcie. Ma to olbrzymie znaczenie, ponieważ na Węgrzech kongres był organizowany tylko raz – w 1938 r. Przyczynił się on wówczas do rozwoju życia religijnego w naszym kraju.
– W Polsce mamy jeszcze jedną stolicę – Jasną Górę. To Węgrom zawdzięczmy obecność Zakonu Paulinów w Polsce.
– Ja sama mam bardzo dobre relacje i z Jasną Górą, i ze Świętym Krzyżem. Jesteśmy bardzo dumni z obecności w Polsce paulinów, a oni sami też bardzo pielęgnują węgierską pamięć. Ojciec Marian Waligóra, przeor Jasnej Góry, dużo zrobił, żeby węgierska obecność była tam silna, bardzo dba o pielgrzymów z Węgier.
– Wśród tych pielgrzymów bywa też prezydent Węgier...
– Tak, przybył do Częstochowy dwa lata temu, a wiele razy na Jasnej Górze był przewodniczący parlamentu László Kövér, z wyznania kalwin. To też jest pewien symbol naszych relacji.
Komentarze
Zgodnie z art. 129 kodeksu karnego: "Kto, będąc upoważniony do występowania w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej w stosunkach z rządem obcego państwa lub zagraniczną organizacją, działa na szkodę Rzeczypospolitej Polskiej, podlega karze pozbawienia wolności od roku do lat 10"
bez węgierskiej amunicji trudno by było walczyć z czerwoną nawałnicą... swoją drogą warto odnotować, na kogo mogliśmy liczyć naprawdę, a kto czasami składał obietnice bez pokrycia i zostawiał nas sam na sam z agresorem.
Wyraźną różnicę widać też w postępowaniach o naruszenie prawa unijnego. Jeśli o złamanie przepisów podejrzane są Niemcy, postępowanie trwa znacznie dłużej niż w przypadku innych państw Wspólnoty. Polski Instytut Ekonomiczny, który przeanalizował to zjawisko, zwraca uwagę, że Bruksela często kieruje do Berlina dodatkowe wezwania i prośby o dosłanie opinii uzupełniających. Wymiana korespondencji trwa, czas płynie. Z porównań wynika, że w ostatnich 10 latach w sprawach przeciwko Niemcom pierwszy etap trwał średnio o 50 dni dłużej niż przeciwko drugiej w tym zestawieniu Hiszpanii.
Państwa starej UE więcej inwestują w lobbing i kompetencje urzędników zatrudnianych w administracji rządowej do obrony swojej polityki gospodarczej. Mają też więcej kluczowych urzędników w samej Brukseli. Na przykład w dyrekcji odpowiedzialnej za pomoc publiczną tylko jedna na dziesięć osób zajmujących stanowiska kierownicze pochodzi z nowej UE.
Lobbing, czyli tzw legalne łapownictwo
Komisja wydała też kilka zaleceń, jak i jakie prawo Polska ma stanowić... co to ma wspólnego z suwerennością???
Według danych opublikowanych przez Komisję Europejską na szczycie zestawienia państw, które złamały największą liczbę przepisów prawa Unii Europejskiej znajdują się Niemcy.
Nasz zachodni sąsiad w 2016 r. naruszył 91 dyrektyw unijnych, zajmując pierwsze miejsce w zestawieniu, ex aequo z Hiszpanią. Trzecie miejsce w rankingu zajęła Belgia (87 naruszonych dyrektyw), dalej – Grecja(86), Portugalia (84) i Francja (83).
To nie koniec. Mamy przypadki łamania np. praw podstawowych. W kilku krajach (Włochy, wielokrotnie Francja i Hiszpania) dochodziło do nadużycia siły wobec protestujących na wniosek rządów. Niemieckie urzędy ds. dzieci Jugendamty skandaliczne decyzje odnośnie dzieci par mieszanych często podejmowane są w sposób dyskryminujący narodowości inne niż niemiecka.
Miała być unia dwóch prędkości - kolejna dyskryminacja. Nordstream - unijna jedność - bo tylko jedno państwo korzysta - Niemcy!!!
Mamy dzisiaj unię podwójnych standardów.
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.