Historia świata zna wiele politycznych podpaleń, tak jak zna wielu politycznych podpalaczy, którzy w ten sposób chcieli ją zmieniać. Są wśród nich zwykli szaleńcy owładnięci obsesją zyskania wiecznej sławy, jak Herostrates, który spalił efeski Artemizjon, jeden z siedmiu cudów starożytnego świata. Ale są też wyrafinowani cynicy, którzy wykorzystują niecne czyny do pokazania siły, zdobycia władzy, poszerzenia wpływów czy czystej zemsty. Ci jednak winę za polityczny pożar zawsze zrzucają na innych, sami udając gołębie pokoju. Tak jak uczynił to Neron, ogarnięty pragnieniem zniszczenia Rzymu i swoich wrogów, gdy wysłał potajemnie zaufanych ludzi, aby podpalili miasto. Całą zaś winę zrzucił na chrześcijan. Podobnie uczynił Hitler, wykorzystując pożar Reichstagu do czystek politycznych i całkowitego przejęcia władzy w Republice Weimarskiej, dokonując przy tym pełzającego zamachu stanu. W tym przypadku winą obarczono komunistów. Polityczni podpalacze nigdy nie przyznają się do swoich czynów i do swojej winy, nawet wtedy, gdy widać ją gołym okiem. Nie inaczej było na Ukrainie. Podpalenie Kijowa majdańskim pożarem uruchomiło efekt domina, choć wytrawni unijni dyplomaci powinni to przewidzieć, rozniecając ogień w nie swoim ogródku. Stało się jednak inaczej, krótkowzroczność europejskich polityków zdestabilizowała Ukrainę na dobre, a popełnionych błędów nie zmyje nawet zrzucenie winy na Rosję. Bo jak na tacy widać, że sterowany ukraiński konflikt to najlepszy prezent, jaki mógł otrzymać od Unii Putin. Prezent, który nonszalancko podrzucono wprost do jaskini rosyjskiego niedźwiedzia, budząc go z ponad dwudziestoletniego letargu.
Unijne błędy
Diagnozę unijnych błędów zacznijmy od początku konfliktu, od zarzewia ukraińskiego pożaru, tj. od listopada ubiegłego roku i fiaska unijnego szczytu Partnerstwa Wschodniego w Wilnie. Wbrew wcześniejszym planom, Ukraina nie podpisała umowy o stowarzyszeniu, co unijną dyplomację wprawiło w konsternację. Od samego początku Unia potraktowała to jak zniewagę i nie uszanowała suwerennego wyboru ówczesnych władz Ukrainy. Ukraiński rząd próbował tłumaczyć, że Unia nie zaproponowała wystarczającego zadośćuczynienia za straty, które kraj poniósłby w związku z pogorszeniem relacji handlowych z Rosją. Ale to wyjaśnienie nie wystarczyło. Wstrzymanie przez Ukrainę przygotowania do podpisania porozumienia, Unia, ze znaną sobie nadwrażliwością, potraktowała wręcz jak zerwanie stosunków dyplomatycznych. Bo Brukseli nigdy nie przychodziło łatwo picie kielicha goryczy. Sprzeciw z reguły wywoływał tam furię. Choćby wtedy, gdy obywatele Francji, Holandii czy Irlandii wyrzucili do kosza unijną konstytucję. Ich odrębnego zdania nie uszanowano i nie zaakceptowano nigdy, a referenda powtarzano aż do skutku. W imię demokracji oczywiście. Wileński szczyt zakończył się fiaskiem, a w powietrzu uniósł się fetor porażki unijnej dyplomacji. Nastał czas wzajemnego oskarżania i oczekiwanie na to, co przyniesie jutro.
Ogłoszono rewolucję
A jutro przyniosło „nieoczekiwany" zwrot akcji. Na ulice Kijowa, jak przed laty, wylegli Ukraińcy, a słynny już Majdan zapełnił się demonstrantami. Doszło do starć, przyjazdu polityków z ościennych państw, bojowych przemówień. Ogłoszono rewolucję. Wszystko jak wtedy w 2004 roku, podczas „pomarańczowej rewolucji", doskonale wyreżyserowane, nawet miejsce wybrano to samo. Jedynie wiodący kolor na głównym placu ukraińskiej stolicy zmienił się na niebieski oraz, o zgrozo, na banderowski, brunatno – czarny. I tylko naiwny obserwator mógł uwierzyć, że wydarzenia te były czystym przypadkiem. Nie były. Po prawie trzech miesiącach ulicznych walk i wzajemnych prowokacji doszło do najgorszego - strzałów i zabitych. Nastał czas rewolucyjnego chaosu.
Zamach stanu
Po strzałach na Majdanie los Janukowycza był już przesądzony, utrata przez niego władzy była tylko kwestią czasu. Do wyboru pozostała jedynie droga tej zmiany. Początkowo wydawało się, że Unia zrozumiała swój błąd, polegający na podsycaniu kijowskiego buntu. Trzej ministrowie spraw zagranicznych krajów unijnych wymusili na obu stronach konfliktu porozumienie mówiące o wcześniejszych wyborach prezydenckich i parlamentarnych oraz o powrocie do konstytucji z 2004 roku. Porozumienie, oprócz stron, parafowali trzej ministrowie oraz wysoki przedstawiciel Rosji. Niestety, umowa przetrwała zaledwie kilka godzin. Została odrzucona przez Majdan, bądź co bądź, organ niekonstytucyjny i nie pochodzący z wyboru. W następnym kroku okrojona Rada Najwyższa zdymisjonowała prezydenta, choć ten był wybrany w wyborach powszechnych, uznanych przez OBWE i Unię Europejską. Na koniec odwołano sędziów sądu konstytucyjnego. Tym samym złamano konstytucję Ukrainy, a nowo powołane władze stały się władzami samozwańczymi. I tak oto, na oczach świata, dokonał się klasyczny przewrót, zamach stanu w samym centrum Europy. Tym samym Majdan i jego główna siła, Prawy Sektor, wybrali drogę radykalnej zmiany władz. Stało się to wbrew porozumieniu kijowskiemu zmierzającemu do przyśpieszonych wyborów.
Niebezpieczny precedens
Po odrzuceniu przez Majdan porozumienia Unia popełniła błąd kardynalny, który skutkuje obecnymi wydarzeniami na Krymie. Zamiast wymóc na stronach konfliktu przestrzeganie podpisanych i zgodnych z konstytucją zobowiązań, Unia zaakceptowała przewrót. Ten zaskakujący i niebywały jak na Europę fakt stał się największym prezentem, jaki Unia mogła dać prezydentowi Rosji. Tylko polityczny dyletant lub naiwny dyplomata mógł nie zrozumieć, że Putin nie zwykł nie wykorzystywać takich sytuacji. Zwłaszcza, że nowe władze Ukrainy, w jednym z pierwszych aktów prawnych, wystąpiły przeciwko mniejszościom narodowym, zwłaszcza rosyjskiej. Reakcja Rosji na Krymie była pochodną złamanej umowy, którą Unia wespół z USA, pobłogosławiły. Prawda jest taka, że Unia wznieciła pożar, a Rosja do tego ognia dolała oliwy. To Ukraińcy nawarzyli piwa, które teraz sami powinni wypić. Lecz dla wspólnoty międzynarodowej to, co stało się na Ukrainie, jest niebezpiecznym precedensem, który może mieć swoje konsekwencje w przyszłości. W imię odwiecznej próby sił między Wschodem a Zachodem zalegalizowano bez mrugnięcia okiem zamach stanu w sercu Europy. Zaakceptowano siłową zmianę władz pochodzących z legalnych, demokratycznych wyborów. To zły sygnał dany wszelkim ekstremistom w Europie i na świecie. Bo w uproszczeniu przekaz brzmi tak: zmiana władzy jest możliwa w każdym przypadku. Jeśli nie zgadzasz się z jej decyzjami zwołaj wiec, zorganizuj majdan, podpal centrum stolicy, czekaj na ofiary, a świat to poprze i zaakceptuje nawet, jeśli jesteś postupowcem, rewizjonistą czy antysemitą, jak banderowcy z Prawego Sektora na Majdanie. Bo dla Zachodu liczy się globalne siłowanie z Rosją, zasady nie mają tu żadnego znaczenia.
Wyznanie banderowca
I nie jest to bynajmniej pustosłowie. O jakości nowej ukraińskiej władzy świadczy wywiad, jakiego udzielił polskiemu dziennikowi „Rzeczpospolita" rzecznik Majdanu Andrij Tarasenko. Powiedział w nim, że „rzeź na Wołyniu i zamordowanie przeszło 100 tys. Polaków podczas II wojny przez banderowców to nieprawda i brednia. Owszem, Bandera zalecał stosowanie radykalnych metod, ale przecież z okupantem należy walczyć wszystkimi metodami. Nasz kraj okupowali Niemcy, Polacy, Rumuni, Węgrzy i Rosjanie. Rozumiem w czym rzecz, ale my jesteśmy banderowcami i z powodów taktycznych nie możemy się wyrzec naszych przekonań. Nacjonalista to ktoś, kto dąży do zjednoczenia wszystkich ziem etnicznych. Sprawiedliwość nakazywałaby, aby te ziemie do Ukrainy wróciły. Mówię o Przemyślu i kilkunastu innych powiatach. Miejsce Ukrainy nie jest w Unii. Musimy odzyskać broń atomową. Mamy na Ukrainie własnych specjalistów, którzy do tego doprowadzą. Rewolucja zakończy się, gdy odejdzie Janukowycz. Aby to osiągnąć, jesteśmy gotowi sięgnąć po wszystkie metody, także te radykalne. Tak jak robił Bandera."
Pozostawiam ten cytat bez komentarza, bo pokazuje on prawdziwe oblicze Majdanu, postępującego w myśl porzekadła, iż cel uświęca środki. Co ciekawe, wywiadu udzielono w styczniu, zanim padły pierwsze strzały (sic!).
Trudne pytania
Czy o taką zmianę władzy na Ukrainie chodziło tym, którzy wzniecili pożar w tym państwie, a następnie zaakceptowali kijowski przewrót? Czy stowarzyszenie z Unią za wszelką cenę, bo nie członkostwo przecież, warte było kilkudziesięciu ofiar śmiertelnych? Czy zasada legalizmu jako istota demokracji nie jest więcej warta niż kolejna wojenka z Rosją o tę czy inną strefę wpływów? Na te i podobne, trudne i ważne pytania będzie sobie musiała odpowiedzieć unijna dyplomacja, nim kolejny raz weźmie do ręki polityczne zapałki. Przysłowie mówi, że człowiek uczy się na błędach, ale czy unijna dyplomacja również? Przekonamy się o tym niebawem.
dr Bogusław Rogalski, politolog
doradca EKR do spraw międzynarodowych w Parlamencie Europejskim
Komentarze
Podobnie niestety rzecz się dzieje z mordem ponarskim, Litwa też zakłamuje historię. Polska nie dość aktywnie upomina się o rodaków bestialsko zamordowanych przez szaulisów. Każde kłamstwo albo próby zamilczania prawdy są złem i prędzej czy później przyniosą jakieś szkody. Zresztą w przypadku relacji pl-lt już dzisiaj trudno mówić o normalności, szczególnie w kontekście całościowej i szerokiej dyskryminacji Wilniuków.
"... wszystko się zmieniło w grudniu ubiegłego roku, gdy skrytykowałem Jarosława Kaczyńskiego za to, że na Majdanie stanął obok lidera partii banderowskiej i zaczął wznosić banderowskie okrzyki. (...)
Przekroczeniem wszelkich granic był tekst Sakiewicza, w którym zasugerował on, że jestem zwolennikiem Putina i że mam krew na rękach, bo szerzę propagandę putinowską. To było jak uderzenie siekierą w głowę."
Niestety nie trzeba było specjalnie długo czekać.
Chcesz pokoju, to szykuj się na wojnę. Zbyt często ta mądrość jest zapominana.
Co do Rosji i Ukrainy - to Polska powinna przede wszystkim kierować się własnym interesem narodowym. Najpierw go określić, a potem realizować.
A Dalia już dawno by mogła pomaszerować na północ, tyle że tam nikt nie chce takiej rozkapryszonej i nacjonalistycznej dziewoi.
Memuar 2014-03-17 22:39
janczar 2014-03-11 19:50
albo ty jesteś jakiś idiota albo prowokator- w KOSOWIE serbowie mordowali ludzi- na Krymie puki co 75% ruskich boi sie 15% Tatarów i 10% ukraiców i bielarusou
Europa stoi w rozkroku. Te sankcje, które wczoraj ogłosił eurosojuz, to pusty śmiech na sali. To pokazuje bezsilność UE, ale też jej obłudę i podwójne standardy.
Bo gdzie było "święte oburzenie" gdy Kosowo zostało oderwane od Serbii???
Ech ta polityka, geopolityka, szajs.
Nie można stawiać sprawy zero – jedynkowo: milczysz o banderowcach, jesteś „nasz”, myślisz inaczej, jesteś ruskim agentem. Taki sposób myślenia nie pozostawia żadnego pola manewru."
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.