Polacy na Litwie szykują się do wyborów
Wybory samorządowe na Litwie tuż, tuż. Jak bardzo są one ważne dla polskiej społeczności w tym kraju, nikogo nie trzeba przekonywać. Dzięki silnej reprezentacji Akcji Wyborczej Polaków na Liwie-Związku Chrześcijańskich Rodzin w samorządach, Seimasie, Parlamencie Europejskim, Komitecie Regionów i Radzie Europy możliwe jest aktywne podnoszenie na forum politycznym postulatów polskiej mniejszości na Litwie. Polacy dzięki swoim organizacjom i ich liderom odnoszą z każdymi wyborami coraz większe sukcesy. I to jest solą w oku tych, którzy polskość na Wileńszczyźnie zwalczają. Jak zdecydowana większość tzw. Koroniarzy, cieszymy się i doceniamy to, że nasi Rodacy na Wileńszczyźnie działają prężnie, są świetnie zorganizowani i potrafią pomimo wielu przeszkód i kłód rzucanych pod nogi walczyć o swoje prawa oświatowe, językowe, o ziemię oraz polski i chrześcijański świat wartości, że przeciwstawiają się haniebnej dyskryminacji. To ważna sprawa, w tym dziele wszyscy powinniśmy im pomagać i głośno o tym mówić. Tak, Polacy na Litwie poprzez swoją jedność organizacyjną potrafią na swoich listach zjednoczyć również kandydatów z prawie wszystkich mniejszości narodowych, bo to jest gwarancją dobrego wyniku i sukcesu wyborczego. Ponadto pokazują, że są głosem tych wszystkich, którzy niezgodnie ze standardami europejskimi są w państwie litewskim szykanowani ze względu na narodowość, co w Europie XXI wieku jest oczywistym skandalem. Skuteczność, siła i sprawność polskich organizacji nie wszystkim się jednak podoba. To stąd biorą się niegodziwe i brudne ataki na AWPL-ZChR i jej lidera, a których celem jest psucie wizerunku partii w oczach wyborców i polityków w Polsce.
Uderz w stół a Radczenko się odezwie
Stare przysłowie powiada, że „uderz w stół a nożyce się odezwą”. Nie inaczej jest i tym razem. Seria sukcesów polskiej partii na Litwie sprawiła, że zardzewiałe nożyce jak przy każdych wyborach, dają o sobie znać. Mam oczywiście na myśli tępy jazgot Aleksandra Radczenko i jego wiadro pomyj, które wylewa na AWPL-ZChR przy każdej okazji. Co wybory to samo, ta sama narracja, aż do obrzydzenia, byle pomniejszyć wynik wyborczy, by osłabić polską partię i jej znaczenie w litewskiej polityce. Oto ukryty cel tego ataku. Czyje poglądy realizuje zatem Radczenko? Odpowiedź jest prosta, litevskich szowinistów, którym od lat marzy się Wileńszczyzna bez Polaków. Ale gdyby tylko to oni stali za oszczerstwami pisanymi przez Radczenkę, to można byłoby wówczas rzec, że jest on przez nich wykorzystywany jak leninowski „pożyteczny idiota”. Ale czy tak jest w rzeczywistości, czy raczej stoi za nim ktoś większy, raczej orwellowski „starszy brat”, czyli litewska razwiedka? Kilka faktów z jego biografii pozwoli lepiej odpowiedzieć na te pytania.
Goebbelsowska propaganda
Radczenko lubi mówić sam o sobie, że jest niezależnym publicystą i blogerem, a ostatnio zamarzył nawet kandydować, tym razem z list litevskich socjaldemokratów. Cóż, ciągnie go jak widać do swoich. Ale pozory mogą mylić. Wszystko wygląda na klasyczną zmyłkę, tak zwaną przykrywkę, pod którą realizuje swoje zadania, polegające na uderzaniu w jedność organizacyjną Polaków na Litwie i niszczeniu wizerunku i autorytetu ich liderów. To wyjątkowo paskudna i nikczemna robota w jego wykonaniu, bo bazująca na starej goebbelsowskiej zasadzie propagandy wykorzystywanej przez wszelkiej maści służby specjalne. Zawiera się ona w powiedzeniu, że „kłamstwo powtarzane tysiąc razy staje się prawdą”. To według tej zasady pisze i działa Radczenko. A jego rzekoma niezależność, na którą sam się powołuje i mydli nią oczy, wygląda tak.
Aleksander Vile Radczenko to litewski etatowy urzędnik, jego poglądy są skrajnie liberalne. Główny specjalista w Departamencie Prawa Ministerstwa Sprawiedliwości Republiki Litewskiej (2000-2006), od 2006 doradca w Departamencie Prawa Kancelarii Rządu Republiki Litewskiej, kierownik Działu Legislacji i Ekspertyzy Prawnej Kancelarii Rządu RL (2007-2009), wicedyrektor Departamentu Systemu Prawnego Ministerstwa Sprawiedliwości (2009-2013), od 2013 wicedyrektor rządowego Departamentu Prawa. Oto prawdziwa twarz tego pseudo moralizatora. To żaden niezależny publicysta, lecz opłacany przez władze litewskie człowiek od brudnej, antypolskiej roboty. Nie dajmy się też zwieść nazwom funkcji w kancelarii rządu, za które pobiera wynagrodzenie. Jego główna aktywność skupia się na zupełnie innym polu. Jest nią wpływanie na polską opinię publiczną na Litwie i w Polsce, w celu tworzenia czarnego PR-u wymierzonego w AWPL-ZChR, w ZPL, ale przede wszystkim w Waldemara Tomaszewskiego. To świadome i zaplanowane działanie dezinformacyjne na szkodę tych organizacji i ich działaczy. Jego zadaniem jest podważanie ich autorytetu i wiarygodności, psucie ich wizerunku w przestrzeni publicznej oraz rozbijanie jedności polskiej mniejszości narodowej. Od lat robi to na wiele sposobów, zmienia metody i środki działania, aby w ten sposób kamuflować swój haniebny proceder.
Specjalista od rozbijania i oczerniania
Już w latach 1994-1996 przewodniczył Klubowi Polskiej Młodzieży Alternatywnej na Litwie, zakładał grupę tzw. twórców niezależnych „TKM”. Politycznie związał się z litewskimi liberałami, był członkiem rozbijackiej frakcji polskiej „Pro Libera” przy Litewskim Związku Liberałów (2002-2004). Kandydował w wyborach samorządowych z ramienia LLS (2002). W latach 2006-2012 był członek Ruchu Liberalnego Republiki Litewskiej. Wspierał i wspiera antypolsko nastawionych liberałów we wszystkich wyborach. Tych liberałów, którzy w 2011 roku stworzyli ustawę niszczącą polską oświatę na Litwie. Tych, którzy w ostatnich aferach korupcyjnych brali łapówki po 300 tysięcy euro. Popierał ich mera Wilna, który zamykał polskie szkoły. Z takim oto skompromitowanym środowiskiem jest związany. Teraz przechrzcił się na socjaldemokratę. Natomiast w swojej propagandowej działalności powiązany jest z portalem i radiem ZW, którego prezesem jest Czesław Okińczyc, figurujący na ujawnionej niedawno liście tajnych współpracowników KGB, przyjaciel największego polakożercy na Litwie, czyli Vytautasa Landsbergisa, tego, który kilka lat temu wzywał publicznie do „historycznego zwycięstwa nad Polakami”. To tu Radczenko uprawia swoje poletko plującej propagandy (choć oficjalnie jest urzędnikiem państwowym), zwłaszcza w nazywanym przez niektórych „sabatem politycznym” programie „Szósty dzień tygodnia”, gdzie wypełnia funkcję stałego komentatora. Zasłynął w ZW z wychwalania i promowania litewskich liberałów (teraz wychwala także socjaldemokratów) oraz oczerniania Polaków z AWPL. I tu ciekawostka. Do ZW przyszedł z gadzinowej polskojęzycznej wersji portalu delfi, którą współtworzył z bratem Antonim. Widać dostał kolejne zadanie. W międzyczasie został współtwórcą i głównym ideologiem Polskiego Klubu Dyskusyjnego, pokracznej próby kolejnej rozbijackiej inicjatywy tego „niezależnego publicysty”. W jego właściwej działalności, wszędzie pojawia się w podtekście lub wprost słowo „alternatywa” i sianie zamętu, destrukcji. To on od 2000 do 2002 redagował alternatywne czasopismo „Chaos”. A teraz pisze prostackie, oczerniające polskość i Polaków na Litwie felietony i komentarze na pożałowania godnym blogu „Inna Wileńszczyzna jest możliwa”. Inna oznacza zlituanizowana, bez polskości na niej. Taki też cel postawili sobie nacjonaliści litewscy i litewskie służby, bez wątpienia działalność Radczenki wpisuje się w ten scenariusz. A że polskie organizacje odnoszą z każdymi wyborami coraz większe sukcesy, to tym bardziej brutalnie są atakowane. Stąd biorą się wszystkie ataki i próby rozbijania jedności Wilniuków, stąd czarna propaganda wymierzona w liderów organizacji polskich. O sytuacjach takich Józef Piłsudski mówił wprost: „Podczas kryzysów – powtarzam – strzeżcie się agentur”. Polacy na Litwie są zahartowani przez lata walki o swoje prawa i nie dają się tak łatwo nabierać na sztuczki specsłużb, przy użyciu przeróżnych polskojęzycznych mediów czy „publicystów” takich jak Radczenko. Ale muszą na to uważać Polacy w Macierzy, zwłaszcza politycy, aby nie dać się zwieść i nie wpaść w zastawioną na nich propagandową pułapkę.
Definicja agenta wpływu
Wróćmy na koniec do tytułowego pytania, czy Aleksander Radczenko to pożyteczny idiota czy agent wpływu? Przy jego premedytacji, z jaką negatywnie pisze o AWPL-ZChR, celowym i świadomym działaniu przeciw interesom polskiej wspólnoty, trudno uwierzyć w to, aby dał się wykorzystać, jako pożyteczny idiota. Pozostaje więc druga możliwość. Definicja agenta wpływu nie pozostawia złudzeń: jego zadaniem „jest wywieranie wpływu na instytucje polityczne i państwowe oraz na opinię publiczną. Do tego celu wykorzystuje często kontakty osobiste, stanowisko zawodowe i pozycję społeczną. Narzędziem realizowania działalności agentury wpływu mogą być również środki masowego przekazu. Jej działania realizowane są poprzez propagandę, dezinformację oraz dywersję polityczną w celu urabiania opinii polityków, dziennikarzy i grup nacisku w kierunku przychylnym zamiarom mocodawcy. Agentura wpływu należy do najskuteczniejszych sposobów informacyjnego oddziaływania. Agent wpływu postrzegany jest w swoim środowisku, jako obywatel, który prywatnie bądź publicznie głosi swoje poglądy. Szkody wyrządzone przez agenta wpływu są potencjalnie ogromne, zwłaszcza, jeśli jest on wysokim urzędnikiem państwowym. Do zadań agentury wpływu należy sterowanie opinią publiczną poprzez rozpowszechnianie odpowiednio dobranych informacji, dezinformacji, opinii i argumentów oraz chwytliwych sloganów i słów wytrychów zastępujących wiarygodną ocenę faktów. Agentura wpływu ma sterować opiniami środowiska, w którym się obraca. Zadanie to wypełnia posługując się technikami zarządzania postrzeganiem, co w mniej politycznie poprawnych słowach można określić, jako atrakcyjnie podane, ordynarne fałszowanie rzeczywistości”.
Marzenie ściętej głowy
Wszystkie fakty wskazują na to, że Aleksander Radczenko to klasyczny agent wpływu, którego celem jest medialne i polityczne niszczenie oficjalnych polskich organizacji na Wileńszczyźnie oraz zniechęcanie Polski do popierania swoich Rodaków na Litwie. W taki oto sposób, ten przyjaciel liberalnych aferzystów i socjaldemokratów, realizuje szkodzące polskości zadania. Teraz chwali się, że otrzymał czwarte miejsce na liście litevskich socjaldemokratów i marzy mu się objęcie mandatu radnego, ale to jest marzenie ściętej głowy. Przecież on nie ma żadnego autorytetu wśród wileńskich Polaków, przez których nazywany jest dyżurną muchą plujką i nikt z nich nie będzie na niego głosować. Jeśli myśli, że Litwini na niego zagłosują, to jest to także marzenie ściętej głowy, bo Litwini też nie lubią takich, co dla swoich korzyści zmieniają partie. Można śmiało robić zakłady, że ten wysługujący się antypolsko nastawionym siłom człek nie dostanie się do Rady samorządu Wilna, jego szanse są żadne, a wręcz zerowe. Jedynym celem jego działalności jest ujadanie i kąsanie AWPL-ZChR oraz polskich patriotów tak, jak czynią to klasyczni agenci wpływu.
Antoni Matulewicz
PS. Otrzymałem od Wilniuków informację, że ten „świętoszek” Radczenko w sposób bezpardonowy łamie kodeks wyborczy (na Litwie w marcu odbędą się wybory samorządowe). Chociaż, jak sam się chlubi, jest prawnikiem, wieloletnim wysokiej rangi urzędnikiem w Ministerstwie Sprawiedliwości, to reklamuje się w trakcie kampanii wyborczej w mediach bez stosownego podpisu i oczywiście gratisowo. Jeżeli media Okińczyca uprawiają taki proceder i tak robią, to jest to wytłumaczalne, bo te media rzadko kiedy przestrzegają zasad, ale już radio i inne programy LRT (państwowy nadawca) nie powinny łamać w tak oczywisty sposób prawa. Cóż, widocznie temu agentowi wpływu wszystko już wolno. Skandal.
Komentarze
śmiać się chce jak popatrzeć na jego "karierę" którą robi zawodowo opluwając demokratyczne największe polskie organizacje na ziemi litewskiej
Kolejna rzecz. Radcenko wielokrotnie powtarzał, że mamy za dużo szkół i bronił kolejnych merów, którzy podejmowali decyzję o zamykaniu szkół czy braku akredytacji a teraz Radcenko w swoim programie pisze, że chce zachować polskie szkoły. Manipulator, krętacz, oszust!!!
Tymczasem w Polsce:
"Zatrzymani zostali członkowie byłego kierownictwa PKN Orlen, w tym były prezes zarządu Jacek K. Zatrzymania miały miejsce w związku z prowadzonym w Prokuraturze Regionalnej w Łodzi śledztwem dot. m.in. niegospodarności w spółce" tłumaczył prok. Bukowiecki.
Dodał, że podejrzenia dot. popełnienia przestępstwa z art. 296 par. 3 kodeksu karnego, czyli "wyrządzaniu szkody majątkowej w wielkich rozmiarach". Grozi za to kara od roku do 10 lat więzienia.
Nie poinformowano jeszcze o jakie kwoty i działania b. prezesa i dyrektorów chodzi. Zdaniem CBA wstępne ustalenia wskazują na "wielomilionowe straty spółki".
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.