Mowa tym razem w całości była poświęcona referendum, które forsują narodowcy w celu uniemożliwienia obcokrajowcom nabywania na Litwie ziemi rolnej. Patriarcha grzmiał i pomstował na organizatorów antyunijnego referendum sugerując przy tym, że działają oni na korzyść Kremla. Chcą bowiem Litwę z orbity Unii wyrwać i w objęcia Moskwy pchnąć, objaśniał. A że świadom był też, że wśród słuchaczy nie jeden pod referendum się podpisał i mowę jego przeto za obrazoburczą uznać mógł, uderzał w swej gadce co jakiś czas również w nuty pojednawcze. Mówił, że wierzy w szczery patriotyzm tych, którzy nieopatrznie dali kreskę za referendum, bo byli zwiedzeni przez Pankę i jego hersztów. Teraz jednak muszą przejrzeć i błąd swój niezawiniony przyznać.
- Co to się stanie, jeżeli kęs ziemi dla „braci Łotyszy" sprzedamy? - pytał retorycznie, skrzętnie przy tym pomijając innych sąsiadów na zachód od nas, których braćmi nazwać język mu się nie powraca. „Czy jeżeli Petras sprzeda ziemi Łotyszowi, to Litwa się pomniejszy, a Łotwa powiększy?", łożył łopatą rozum do głów swych zwolenników, którzy – być może – już zaczęli powątpiewać w patriotyzm profesora będącego na brukselskiej diecie. Przecież sprzedana ziemia obcokrajowcowi w naszym kraju nie przestaje być Litwą, objaśniał jeszcze bardziej dobitnie i straszył alternatywą, że w razie wystąpienia Litwy z UE „czerwony dywanik z Moskwy do Królewca przeciąłby unijną przestrzeń pomiędzy Łotwą a Polską i wówczas rola Litwa stałaby się drastycznie historyczną. A w tym miejscu, na ulicy Pilies, nie byłoby już nam po co się gromadzić". Mowę zakończył czarno-ironicznym, wisielczym wręcz sarkazmem, że przy takim scenariuszu „panowie Panka i Šliužas ordery Gwiazdy Czerwonej odebraliby z rąk samego kunigaikštisa Murzy".
Nie wiem, na ile była niespodzianką taka prelekcja profesora dla zebranych pod domem sygnatariuszy patriotów, ale – sądzę –że niejednemu z nich od niej mógł powstać mętlik pod włóczkowym beretem. Jak to tak! Przecież konserwatyści z „tautininkasami" jeszcze przed kilkoma laty byli niczym bracia syjamscy – nierozłączni i wzajemnie się hołubiący. Konserwatyści nie tylko że narodowców wciągnęli pod własny sztandar partyjny, ale i wtaszczyli ich za uszy do Sejmu, gdzie songaiły i uoki z głównej mównicy kraju mogli swą nacjonalistyczną ideologię głosić i tumanić społeczeństwo antypolskim czadem. Wtedy było wszystko cacy. Nawet ich ksenofobiczne pochody w dniach świąt narodowych pod hasłem „Litwa dla Litwinów" rządzący wówczas konserwatyści eufemistycznie nazywali marszami patriotów.
Dziś w gadce z balkonika Landsbergis daje pojąć zdezorientowanym swym wyznawcom, że młodzież patriotyczna to już wcale nie patriotai, tylko sługusi Kremla. Zdrajcy i zaprzańcy, którzy śmią samych landsbergisowców o zdradę posądzać.
Landsbergis odświętnie z taką furią dołożył Pance, bo wie, że to on jest ojcem chrzestnym herszta nacjonalistów, który wyemancypował się spod wpływów konserwatystów.
Tadeusz Andrzejewski
Komentarze
no proszę, proszę, a tabliczki z nazwami miejscowości po polsku ponoć zagrażają państwowości Litwy. Dziwna logika.
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.