„Wytyczne polityki migracyjnej" – tak wieloznacznie zwie się przyjęty przez rząd dokument. „Za pomocą tych wytycznych" miłościwie nam panujący zamierzają „usuwać powody emigracji oraz zachęcać obywateli Litwy do powrotu z zagranicznych państw". Tak przynajmniej twierdzi minister spraw wewnętrznych Dailis Barakauskas. Z kolei szef grupy, która wytyczyła wytyczne – wicekanclerz rządu Remigijus Motuzas – zdradza pałętającemu się po obcych landach ludowi więcej: „Zaczynamy myśleć o odzyskaniu emigrantów". Ależ wiemy, wiemy, że zaczynacie. Pierwszą próbę „odzyskania" nas – nie dalej jak parę tygodni temu – podjął patriarcha Vytautas Landsbergis. Co prawda ten zastosował metodę kija, którym próbował rozproszonych po świecie litewskich włóczykijów zaganiać z powrotem do kraju lżąc ich siarczyście.
Hm... z dwojga złego rządowa metoda marchewki jest chyba przyjemniejsza. Na tle pokrzykiwań i obelg Tetušisa przywabianie nas wytycznymi brzmi jak syreni śpiew. Tym bardziej, że rząd już się ponoć domyśla, jakie warunki nam stworzyć, byśmy chcieli wrócić. To brzmi obiecująco. Niepokoi natomiast informacja, że wytyczne upierają się, że trza nas na powrót wintegrować w panujące w naszym kraju warunki społeczne, polityczne i socjalne. I za to, łaskawcy, dziękujemy. Wszyscy pamiętamy, co groziło obieżyświatowi Odyseuszowi, gdyby się kumplom urwał i poleciał na zew syreniego śpiewu. Za Chiny nie damy się na powrót „wintegrować" w to, od czego w popłochu uciekaliśmy. Natomiast stworzenie nam „zachęcających warunków" wymagałoby zburzenia i zbudowania od nowa panującego w kraju ustroju politycznego oraz społeczno-gospodarczego. Przypominam, że elementem pierwszego jest m.in. status jednostki w państwie oraz stosunek do tej jednostki władzy publicznej różnych szczebli. Na ten drugi składają się materialne warunki życia społecznego, struktura własnościowa oraz funkcjonowanie gospodarki i finansów publicznych. Aha, trzeba by było jeszcze znaleźć antidotum na arogancję, którą są w kraju zainfekowani wszyscy posiadający chociażby iluzję władzy – od prezydenta aż po najmarniejszego urzędniczynę. No i na głupotę wytycznych, którymi kieruje się litewska biurokracja. Drobny przykład. Urzędnik, który po przeprowadzce do Niemiec bez żadnych ceregieli wymieniał mi litewskie prawo jazdy na niemieckie (przy czym stare było wystawione na Dovdo, a nowe dostałam jako Schiller), płakał ze śmiechu, gdy mu opowiedziałam, jakich dokumentów żądano ode mnie, gdy chciałam dokonać tej procedury w litewskim urzędzie Regitra. Przestał się śmiać tylko na wieść, ile taka wymiana kosztowałaby mnie w kraju.
Nie, szanowni rządzący! Nas-emigrantów już w te hocki-klocki nie wintegrujecie ani prośbą, ani groźbą. Dlatego macie rację, że nie wykluczacie otwarcia się Litwy na imigrację. Nie łudziłabym się jednak, że w razie takiego otwarcia zaleje nas fala „wykształconych obcokrajowców", co jest pobożnym życzeniem wymienianym zarówno przez premiera Algirdasa Butkevičiusa jak i przez wicekanclerza Remigijusa Motuzasa. Przy takich wymaganiach to już mierzyłabym wyżej. Ogłosiłabym: „Przyjmujemy wyłącznie młodych błękitnookich blondynów (-ki), którzy mają w CV 10-letni staż pracy w Dolinie Krzemowej. Nienaganny litewski – obowiązkowy".
Nie żebym chciała obojgu politykom sprawiać przykrość, ale uczciwość mi nie pozwala przemilczeć, że twarz ewentualnej litewskiej imigracji będzie (jeżeli będzie) całkowicie inna. Dlatego wytyczna o koniecznym „promowaniu tolerancji względem obcokrajowców" może tu być kluczowa. A ćwiczenia z tolerancji radzę prowadzić na mniejszościach, które już posiadamy.
Lucyna Schiller
Komentarze
" Może Polacy którzy wcześniej opuścili te tereny chcieliby wrócić z powrotem albo ich krewni? Taki wariant byłby najlepszy."
Czas minął pewnie 40 lat temu większość Polaków wróciłaby na swoje.Przecież nie tylko związani byli uczuciowo z ojcowizną ale pozostawili tam swoją własność - domy i ziemię.Niestety ci co tam się ostali nie widzą dobrych perspektyw ani dla siebie ani dla dzieci.
Natomiast ci co by chcieli tam wrócić doznaliby nietolerancji i upokorzeń od Litwinów.Tam króluje zaciekła propaganda antypolskości, odmawiania zasług, dorobku i zaciera się istnienie Polaków ,którzy zbudowali perły zabytków Wilna a którymi współcześni chwalą się jako litewskimi.To nie jest dobre miejsce aby żyć i być szczęśliwym - to miejsce pogardy i fałszu na co dzień.
Z pewnością bylibyśmy persona non grata na Litwie, z pewnością nie o takie powroty chodzi Pani Prezydent.
Pasuje jak ulał również do Polski.
Pozdrawiam Pani Anno.
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.