Wszyscy, którzy śledzą donkiszotowskie batalie Paksasa, wiedzą, że Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu nakazał Litwie cofnąć dożywotnią karę (zabraniającą mu ubiegania się o stanowiska wymagające składania przysięgi) wobec prezydenta, usuniętego ze stanowiska w drodze impeachmentu, jako niewspółmierną. Aby wdrożyć niepodlegający zażaleniu werdykt ze Strasburga na Litwie potrzebna była zmiana Konstytucji. Procedurę uruchomiono. Pierwsze sejmowe głosowanie w tej sprawie zakończyło się sukcesem. Potrzeba była jeszcze dwóch, ale wydawało się, że wszystko jest na dobrej drodze. Wydawało się... Konserwatyści bowiem nagle zmienili front i zapowiedzieli, że w kolejnym głosowaniu będą już głosować „prieš" (przy pierwszym podejściu część z nich głosowała „za"). Ponieważ bez głosów opozycji Konstytucji zmienić nie da się, partia „TiT" wniosek wycofała. Paksas znowu został na lodzie.
Przy okazji zadrwiono sobie z Temidy. Konserwatyści, którym z ust nie schodzą frazesy o poszanowaniu prawa, o szacunku do prawnych podwalin państwa, tym razem nie mieli skrupułów, by na to samo prawo...nakichać. Bo tak im ułożyła się kalkulacja polityczna. Paksas w roli autsajdera politycznego i nieudacznika odpowiadał im. Można było więc nawet pokazać Europie, że na Litwie wykonuje się werdykty Trybunału Strasburskiego. Niech ten Paksas, który już nie orzeł, trochę się pocieszy. Pobawi się w wybory. I tak to na nic.
Tymczasem nastąpiło tąpnięcie popularności Partii Pracy, której rankingi zaczęły gwałtownie spadać w kierunku kreski wyborczej. Część wyborców Uspaskicha przerzuciła się więc do obozu paksistowskiego i słupki „nieudacznika" zaczęły rosnąć. Ostatnie sondaże wykazały, że wchodzi on nawet do drugiej tury razem z Grybauskaitė. I w tym miejscu szacunek konserwatystów do prawa skonał. Szybko wybili sobie z głowy Europę, Strasburg i konwencje. O jakim prawie bowiem może być mowa, jeżeli pupilka Landsbergisa poczuła się zagrożona. Konserwatyści więc dziarsko rzucili się czyścić dla niej przedpole od niepożądanych konkurentów. Paksasowi, mimo że uderzył się w pokorę i w TV przepraszał nawet wyborców - „jeżeli co złego, to nie ja" (taki był warunek opozycji zagłosowania nad zmianą Konstytucji), nic to nie pomogło. Konserwy „griežtai pasakė ne". Przeważyła chęć posiadania swego człowieka w Pałacu przy placu Daukantasa. Jak sami przyznają, własnego kandydata wystawić nie są w stanie (i to od dwóch dekad dodajmy; gdy raz wystawili swą ikonę, to wiadomo czym to dla „ikony" skończyło się). Muszą więc zadowolić się kandydatką, do której Landsbergis – powiedzmy – ma słabość. Wszystkie jego pomysły przecież w lot pojmuje i wdraża je w życie, nawet jeżeli są tylko obsesjami i fobiami starzejącego się profesora.
Prawdomówna inaczej Czerwona Dalia, która – jak ujawnia jej były doradca Linas Balsys – swą prezydenturę kopiuje na wzorcach białorusko-moskiewskich (intrygi, szantaże, podstępy, mściwość itd.), i tak może liczyć na ślepe oddanie konserwatystów. Mastodonci polityczni potrzebują się nawzajem, aby utrzymywać się u władzy.
Tadeusz Andrzejewski
Komentarze
Butk. gada i gada, obiecuje i obiecuje, a i tak nic nie robi, albo tańcuje jak m konserwy i dalia zagrają.
------------
Pewnie o jakichs nieczystych interesach dzisiejszej kaalycji Czterech Pancernych - Butkevičiusa, Paksasa, Uspaskicha oraz Tomaševskiego?
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.