Premier Łotwy Valdis Dombrovskis, który, po ludzku rzecz biorąc, niewiele miał wspólnego z działalnością prywatnej sieci handlowej, uznał jednak, że odpowiedzialność polityczna za wszystko, co się dzieje na Łotwie, spada na szefa rządu. To poczucie odpowiedzialności (zwłaszcza w obliczu ludzkiej tragedii) kazało premierowi zachować się godnie. Podał się on do dymisji wraz z całym rządem.
Godny uznania postępek szefa łotewskiego rządu, wydawałoby się, musiałby zachęcić do podobnych zachowań również dyrekcję litewskiej firmy na Łotwie. Oczekiwanie dymisji szefa „Maximy Latvija", którego odpowiedzialność za całość działalności firmy jest przecież oczywista, była czymś naturalnym i spodziewanym. Oczekiwane ustąpienie ze stanowiska prezesa zarządu łotewskiej „Maximy" Gintarasa Jasinskasa jednak nie tylko nie nastąpiło, to jeszcze prezes litewskiej spółki na Łotwie swym niebywale aroganckim zachowaniem zaszokował wręcz naszych północnych sąsiedzi. Na pytanie o dymisję odpalił do osłupiałych dziennikarzy, że nie poczuwa się do odpowiedzialności i dlatego ustępować ze stanowiska nie zamierza. „Do dymisji podają się ci, którzy czują swoją winę. Ja mogę ludziom patrzeć w oczy", te słowa Jasinskasa na tyle zbulwersowały nie mogących jeszcze otrząsnąć się z bólu i smutku Łotyszy, że rozpoczęli oni spontaniczną akcję protestu wobec „Maximy". Politycy, dziennikarze, zwykli obywatele, nie kryjąc oburzenia postawą kierownictwa litewskiej sieci handlowej, wezwali Łotyszy do jej bojkotu. Na Twitterze ukazało się mnóstwo wpisów znanych osobistości życia publicznego Łotwy (byłych ministrów, posłów, szanowanych działaczy społecznych) piętnujących haniebną postawę Jasinskasa, którego dopiero po skandalu na Łotwie centrala w Wilnie usunęła ze stanowiska.
Brak wyobraźni i elementarnych ludzkich odruchów przedstawiciela litewskiego biznesu doprowadził nawet do zamieszania dyplomatycznego pomiędzy Łotwą a Litwą. Litewski ambasador w Rydze Ričardas Čekutis został wezwany do łotewskiego MSZ na rozmowę wyjaśniającą, a prezydent Łotwy Andris Berzinis, który akurat wybierał się do Wilna na szczyt Partnerstwa Wschodniego, zapowiedział, że bulwersującą sprawę poruszy w rozmowie z litewską prezydent.
Komentując budzący absmak, mówiąc delikatnie, incydent z naszym przedsiębiorcą na Łotwie można by go ograniczyć do krótkiego stwierdzenia, że albo ktoś ma wrodzone wewnętrzne poczucie wrażliwości, uczciwości, honoru, które motywują ludzkie sumienie do właściwych zachowań, albo komuś tego wszystkiego brakuje. Jasinskas w tak trudnej dla Łotyszy chwili zachował się nie jak przystało dla przedsiębiorcy reprezentującego jedną z wizytówek litewskiego biznesu za granicą, tylko jak nieokrzesany handlarz cinkciarz z gariunajskiej budki. Przyniósł ujmę nie tylko swej firmie, ale i pośrednio również Litwie, która przecież szczyciła się dotychczas marką „Maximy".
Niezależnie od tego, jakie będą ostateczne ustalenia łotewskich organów praworządności w sprawie winowajców katastrofy budowlanej w Zuolitūdė, „Maximie" trudno będzie zmyć plamę na swej reputacji na Łotwie i odzyskać zaufanie zwykłych Łotyszy.
Tadeusz Andrzejewski
Komentarze
1. Maxima powinna zniknąć z rynku za sprawą zwyczajnego bankructwa. Cały majątek, wraz z majatkiem jej decydentów winen zostać zlicytowany a środki uzyskane tą drogą przeznaczone na odszkodowania dla ofiar i iich rodzin.
2. Odpowiedzialność karna. Poczynając od właściciela przez wszystkie szczeble struktur przez niego stworzonych -do ostatniego kierownika robót wszyscy solidarnie powinni trafic do więzienia na jakieś 10 lat.
3. Państwo powinno bezwłocznie uruchomić swoje słuzby do działań w tym kierunku informując o tym społeczeństwo. Sprawa winna przyjąć wymiar precedensu. Zarówno na Litwie jak i na Łotwie.
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.