Armia litewska zepsuła reputację NATO – tak mi się wydaje po obejrzeniu niedawnej uroczystej wojskowej parady naszych sił zbrojnych. No, chyba że jej celem było uspokojenie rosyjskich inspektorów, którzy akuratnie w tym samym czasie wizytowali brygadę Geležinis Vilkas. Gdyby kogoś dziwił czy oburzał fakt, że rosyjscy mundurowi mogą bez przeszkód pałętać się po naszych koszarach oraz wściubiać nosy do hangarów z wojskowym sprzętem, uspokajam – mogą. Zupełnie legalnie. W ramach tzw. dokumentu wiedeńskiego o CSBM (Confidence and Security Building Measures) przyjętego na Konferencji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie, a precyzującego środki budowy zaufania i bezpieczeństwa między państwami-sygnatariuszami.
Toteż w dniach 23-25 listopada Rosjanie sprawdzali, czy nie ukrywamy tam jakiego lewego sprzętu oraz nieujawnionych sił wojskowych. No i czy nie szykujemy się potajemnie do jakiegoś wiarołomnego, a skierowanego w nich „buuum!" No to my im już pierwszego dnia pobytu na Litwie zaprezentowaliśmy, że nasza armia nic przed nikim nie ukrywa..., a właściwie nic nie posiada. Właśnie podczas parady litewskich sił zbrojnych zorganizowanej w Wilnie z okazji przypadającego właśnie na 23 listopada Dnia Wojska Litewskiego.
Przyznam szczerze, że w kwestiach wojenki i wojskowego sprzętu jestem kompletnym laikiem, ale z tego, co widziałam, wynika, że... mamy bardzo sprawną i zdolną wojskową orkiestrę dętą, kilka elegancko ubranych plutonów marszowych... no, i kilkanaście pojazdów tzw. wojskowych. Niekoniecznie opancerzonych i niekoniecznie bojowych. Za to aż trzy gąsienicowe, dwa z których uznałam za niezwykle groźne (trzeci nie, bo jechał „na barana" na innym). A to z tej przyczyny, że, tocząc swe ociężałe cielska aleją Giedymina..., metodycznie niszczyły drogą kostkę wyściełającą najbardziej reprezentacyjną wileńską ulicę. Aha, w pewnym momencie parady na wysokości Placu Łukiskiego rozległo się jedno nie bardzo donośne, za to obfitujące w kłęby dymu „puuuf!" (nie mylić z „buuum!"). Z nagrania filmowego trudno zrozumieć, czy wystrzelono z kolumny w stronę placu, czy też odwrotnie. W każdym bądź razie ten samotny wystrzał wywołał dziki popłoch... wśród zaparkowanych w pobliżu aut. Histeryczny ryk ich alarmów zagłuszył nawet kroczącą na czele parady orkiestrę dętą. Może dlatego było to jedyne „puuuf!", na jakie nasze siły zbrojne zdecydowały się podczas tej uroczystej parady.
Przy okazji przygotowań do tego przemarszu litewskie media ujawniły wszystkie nasze tajemnice wojskowe. Że poza naszą chlubą, dumą i wizytówką – brygadą piechoty zmotoryzowanej Geležinis Vilkas (Żelazny Wilk) – mamy 700 marynarzy, niespełna tysiąc przedstawicieli sił powietrznych, batalion inżynieryjny oraz nie podane w liczbach, za to brzmiące dumnie - Narodowe Siły Ochotników. Mamy też ponoć kilka okrętów, ale nie bojowych. Ich misją jest usuwanie min. Za to samolotów bojowych nie posiadamy w ogóle. Rosyjscy inspektorzy mogli więc – zamiast przeszkadzać naszym żelaznym wilkom w przygotowaniach do parady – już 23 listopada napić się wódki i z czystym sumieniem raportować swojemu zwierzchnikowi sił zbrojnych (czyli prezydentowi Putinowi), że ze strony naszych sił zbrojnych Rosji nie grozi nawet tycie-tyciutkie niebezpieczeństwo.
Jeżeli chcieliśmy więc Rosjan uspokoić, to nam się udało. Jeżeli nastraszyć – to zaprośmy ich lepiej na jeden z patriotycznych przemarszów rodzimych neonazi. Te wyglądają o wiele groźniej. Jeżeli się pochwalić... organizujmy lepiej Święta Pieśni. Te udają nam się o wiele lepiej. I bądźmy z tego dumni. A wojsko? Jesteśmy małym państwem z niedużym zbrojeniowym budżetem. I świetnie. Wydawanie pieniędzy na zbrojenia uważam za czynność durną, podłą, bezsensowną i nie nadającą się na wizytówkę państwa.
Lucyna Schiller
Komentarze
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.