Ta sama władza okupacyjna pokusiła się też na majątek Litwy za granicą. Przyswoiła sobie budynek ambasady w Rzymie, który w okresie międzywojennym był własnością Bursztynowej Republiki. Argumentacja była prosta: nie ma państwa, nie ma ambasady. A że Litwa niby dobrowolnie weszła w skład ZSRR, to i jej ambasada należy się teraz Moskwie, mataczono wtedy na Kremlu.
Po odzyskaniu przez nasz kraj niepodległości przyszedł też czas na rozliczenia, odkłamanie zakłamanej niegdyś historii. I władze niepodległej Litwy głośno upomniały się u Włoch o zwrot ambasady, którą nam z pogwałceniem prawa swego czasu zagrabili sowieci. Sprawa nie była jednak prosta. Przedłużała się, gdyż Rosja, która po ZSRR przejęła budynek ambasady, nie chciała jej zwolnić. Włosi znaleźli się w trudnej sytuacji, gdy litewscy dyplomaci mówili im o świętym prawie własności, które każde demokratyczne państwo ma szanować. – Gdyby Italia nie zwróciła nam naszej ambasady, to oznaczałoby, że akceptuje ona prawne następstwa sowieckiej okupacji Litwy, przyciskali do muru włoskich dyplomatów ich litewscy koledzy. W końcu Rzym, nie mogąc wykurzyć Rosjan z budynku, zaoferował Wilnu uczciwe warunki kompensaty. Przekazał na 99 lat za symboliczne euro większe nawet powierzchniowo piętro budynku w prestiżowej dzielnicy Rzymu pod litewską ambasadę. Rząd Litwy godziwe warunki kompensaty przyjął. Święte prawo własności zostało wyegzekwowane.
Tymczasem ten sam litewski rząd, który tak twardo domagał się od Włoch respektowania prawa własności, dziś sam zetknął się z analogicznym problemem. Tyle że tym razem to już on ma pokazać, jak szanuje święte prawo właścicieli do wileńskiego klasztoru franciszkanów, którym – jako się rzekło – sowieci go odebrali. W niepodległej Litwie po latach procesów sądowych klasztor w końcu przeszedł w gestię litewskiego rządu. Teraz to do niego należy decyzja: albo zwrócić go prawowitym właścicielom, jak nakazuje prawo, albo – prawem zbójeckim – klasztor pofranciszkański przekazać nowym intruzom.
Bo tak na dzisiaj wygląda cała sprawa. Wyprocesowana przez franciszkanów własność, jak się okazało, wcale nie musi przejść w ręce właścicieli. Do rządu wystąpiło bowiem prawem kaduka Centrum Lituanistyki UW o przekazanie jemu budynku klasztornego. W pomieszczeniach uniwersyteckich Centrum jest zbyt ciasno, a w klasztorze byłoby tak dobrze, przestrzennie i niedaleko, łaszą się na cudzą własność profesorowie znamienitej i cenionej przecież Alma Mater. A co z etyką oraz wysoką rangą pedagoga i naukowca, chciałoby się zapytać profesorów. Czyżby na Uniwersytecie Wileńskim zaczęło obowiązywać już afrykańskie prawo Kalego? Zły uczynek to kiedy Włochy zabrać Litwie ambasadę, a dobry uczynek to kiedy Litwa zabrać franciszkanom klasztor. W pierwszym przypadku własność być święta, w drugim zaś już świętą nie być?
Dla wszystkich wyznawców etyki Kalego można przypomnieć, że to właśnie Watykan, w którego jurysdykcji są franciszkanie, jako jedno z trzech państw na świecie, nie uznać okupacji Litwy...
Tadeusz Andrzejewski
Komentarze
Czytam oto że władze Wilna od nowego roku zobowiązują wspólnoty do sprzątania na odległość 20 m od budynków. I co lud sowiecki nie protestuje, bo WŁADZA nakazuje.Niech by " władza " spróbowała czegoś takiego np. w Warszawie to zaliczyła by potężnego kopa w miejsce gdzie plecy kończą swoją szlachetną nazwę.
Pozdrawiam komunistów litewskich z wszystkich partii. ( bo innych to tam nie ma )
Wszędzie węszą spiski i wszędzie dopatrują się wrogów, a najczęściej to tylko wymysły chorych nacjonalistycznych głów. Wystarczy posłuchać Panki, Songaily albo Landsberga. Strach się bać, co w tych ludziskach siedzi.
Zbójeckim prawem tzw. przenosin ziemi, ziemię Polaków z Wilna i okolic oddano lietuviskim kolonizatorom ze Żmudzi (casus Landsbergisa), a Polacy zostali z niczym - tylko i właśnie dlatego, że są Polakami.
Teraz ta historia z klasztorem..
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.