Możemy bowiem stać się świadkami niebywałego jak dotąd na Litwie ewenementu, kiedy sąd wymusi na najwyższym w kraju rangą polityku – prezydent Dali Grybauskaitė odpowiedź, której nie może od niej doczekać się sygnatariusz Zigmas Vaišvila. Przypomnijmy, że Vaišvila jeszcze wiosną br. na piśmie zadał Grybauskaitė szereg pytań odnośnie niejasnych, okrytych tajemniczością epizodów w jej życiorysie. Pytania byłego pierwszego szefa litewskiej Saugumy sugerują, że Grybauskaitė w momencie wybijania się Litwy na niepodległość do końca kolaborowała z sowiecką władzą okupacyjną. Vaišvila dowodzi m. in., że aktualna prezydent w krytycznych momentach litewskiej niepodległości pracowała w Wileńskiej Wyższej Szkole Partyjnej będącej na platformie KC KPZR, ostoi komunistycznej moskiewskiej władzy, sprzeciwiającej się wyjściu Litwy ze składu ZSRR. Pyta też prezydent, kto ją wydelegował na stypendium do Stanów Zjednoczonych w roku ... no właśnie, tutaj też jest problem. Początkowo w oficjalnym życiorysie Grybauskaitė widniała data stażu w USA zaznaczona rokiem 1991. Gdy jednak ukazała się książka „Czerwona Dalia", w której autorka sugeruje, że Grybauskaitė na stypendium do Stanów wysłały władze komunistyczne Związku Radzieckiego, data ta w życiorysie litewskiej prezydent została skorygowana. Zamiast roku 1991 pojawił się rok 1992, kiedy na zagraniczne stypendia wysyłały już władze niepodległej Litwy. Vaišvila domaga się zatem od prezydent pisemnych wyjaśnień w tej kwestii.
Jak na razie jednak bezskutecznie, bowiem odpowiedzi, wymijającej i niejasnej - jak twierdzi – bez podpisu prezydent udzieliła mu urzędniczka pałacu prezydenckiego odpowiedzialna za PR. Taka odpowiedź sygnatariusza nie zadawala - zwłaszcza że, jak przekonuje, znalazły się w niej oczywiście kłamliwe wyjaśnienia. Na przykład, że Grybauskaitė już w grudniu roku 1989 przeszła w szeregi Litewskiej Partii Komunistycznej (LKP) niezależnej od Moskwy. Sygnatariusz prawi, że jest to kłamstwo powołując się na pisemne wyjaśnienie Gediminasa Kirkilasa twierdzące, że Grybauskaitė nigdy do LKP nie przystąpiła. Na nieszczęście pani prezydent Vaišvila jest sygnatariuszem, dlatego zgodnie z Ustawą o sygnatariuszach przysługuje mu prawo otrzymania każdej informacji z każdego urzędu na Litwie. Zamierza więc sądownie wyegzekwować u Grybauskaitė odpowiedzi na zadane jej pytania.
Czy mu się uda? Na dwoje babka wróżyła. Grybauskaitė przecież nie na próżno tak starannie dobierała swego prokuratora generalnego i teraz go broni jak lwica.
Mimo że Vaišvila nie jest bohaterem z mojej bajki, to w tym konkretnym przypadku podpisuję się pod jego żądaniami. Nie dlatego, że tak bardzo interesują mnie szczegóły z prezydenckiej biografii, ani nawet z tego powodu, który nakazuje domagania się od polityków mówienia prawdy. Jest to, owszem, ważny powód, ale w tym przypadku jest jeszcze ważniejszy. Ukrywanie bowiem prawdy ze wstydliwych kart życiorysu przez głowę państwa wystawia ją na możliwy szantaż ze strony służb specjalnych obcych nam państw. Bo jeżeli prawdziwe miałyby być rewelacje Vaišvily, to wiedzą na ten temat niewątpliwie dysponuje również służba, spadkobierczyni KGB. Mając tak wrażliwe dane może szantażować litewską prezydent ich ujawnieniem, a to jest bezpośrednie zagrożenie dla bezpieczeństwa państwa.
Vytautas Landsbergis, tak czuły na punkcie wszelkich domniemanych zależności litewskich polityków od długich rąk wschodniego sąsiada, tym razem zachowuje się zgoła jak odmieniec. Z pianą na ustach i okrzykiem „Tebūnie Dalia" z zacietrzewieniem broni polityka, na którym ciążą tak poważne podejrzenia. Skąd więc ta dziwna miłość do Dali u naczelnego tropiciela sowieckich sługusów na Litwie? Oto zagadka na miarę Oscara. A może powody ku wzajemnej grawitacji są banalnie proste. Wynikają z obopólnego zamiłowania wspomnianych polityków do krętactw, półprawd i insynuacji.
Sędziowie Litwy, cała nadzieja tylko na was. Nie pękajcie!...
Tadeusz Andrzejewski
Komentarze
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.