Eksces, wywołany plakatem na stadionie w Poznaniu, był dla braci medialnej - jak znalazł, na tegorocznym bezrybiu tematów. Daleko w tyle pod względem skali oddziaływania zostało ubiegłoroczne „hajlowanie" w Londynie i inne podobne produkty rodzimej twórczości: tylu dyskusji w każdym środowisku nie spowodowało żadne z nich. Wręcz na przełaj rzucono się zatem, by jak najskuteczniej skorzystać z podrzuconego newsu, by ten hit sezonu ogórkowego brzmiał możliwie najgłośniej i najdłużej. Przeprosin i wyznań miłosnych z obu stron – to jednak za mało. By maksymalnie przedłużyć żywot „śnieżnej kuli poznańskiej" zaczęto drążyć temat wypróbowanym sposobem: uderzając po AWPL i jej liderze Waldemarze Tomaszewskim. Wyglądało tak, jak gdyby ta partia polityczna, a tym samym i wszyscy Polacy na Litwie mieli coś wspólnego z zajściem podczas meczu. Oświadczenie biura prasowego partii i zawarte w nim przesłanki o tym, co stanowi faktyczną przyczynę całego wydarzenia oraz sprawiedliwe zarzuty pod adresem szeregu środków masowego przekazu – programów TV, portali i gazet, wywołały nową falę histerii i nagonki, tym razem już otwarcie skierowanej pod adresem Akcji Wyborczej Polaków na Litwie i jej przewodniczącego.
Wielu z nas zadaje dziś pytanie: dlaczego wybryk grupy stadionowych chuliganów wywołał tak długo trwający rozgłos? Tuż po opublikowaniu tekstu oświadczenia „nieznani sprawcy" włamali się na stronę internetową AWPL blokując na jakiś czas dostęp do jej treści. Cóż, prawda zawsze kole w oczy. Dobrze wiemy, że nie po raz pierwszy tematy drugoplanowe bądź marginalne w interpretacji mediów litewskich urastają do wydarzeń wysokiej rangi. Samym ubóstwem wyobraźni czy dociekliwości dziennikarzy tego, niestety, nie da się wytłumaczyć. Tym razem jednak czyniono to celowo. Nie tak ważne jest bowiem, kto i jak potrafił zagrać na uczuciach narodowych, ważniejsze, że pojawiła się kolejna okazja, by całą histerię, wywołaną plakatem móc skierować w potrzebną stronę, czyli, tradycyjnie – w kierunku polskiej mniejszości na Litwie.
Rzeczywistą przyczynę perfidnie przemyślanej akcji należy wszak szukać w środowisku polityków, którym wyraźnie nie podoba się wzmocnienie polskiej społeczności na litewskiej arenie politycznej. Ze wzrostem poparcia dla AWPL, które staje się w ostatnim czasie coraz bardziej widoczne także wśród Litwinów, nie mogą pogodzić się przede wszystkim konserwatyści i ich sprzymierzeńcy. Wzrost autorytetu partii jako rzetelnego obrońcy interesów wszystkich mieszkańców kraju, prowadzącej uczciwą politykę stał się dla tej opcji realną przeszkodą w ich planach powrotu do władzy. Dziś już nie tylko na Wileńszczyźnie, lecz i na Żmudzi ludzie zaczynają rozumieć, że przyszłość kraju należy do takich partii jak AWPL. Nic dziwnego, że w swoich działaniach posuwają się do eskalacji nagonki wykorzystując każdą możliwość i posługując się w tym celu częścią mediów. W ostatnim przypadku coraz wyraźniej widać, że była to jednoznacznie przemyślana i zorganizowana prowokacja. Kto bowiem uwierzy, że niezauważalnie dla licznych służb stadionu można przenieść na trybunę ogromny 50-metrowy transparent.
Polityką AWPL na przeciągu prawie 20 lat jej istnienia było i pozostaje dążenie do jednoczenia ludzi wszystkich narodowości dla dobra kraju. W odróżnieniu od niej ideowi przywódcy konserwatystów z V. Landsbergisem na czele niejednokrotnie próbowali dzielić społeczeństwo na „swoich" i „cudzych". Nie mogąc w poprzedniej kadencji wykazać się osiągnięciami w rządzeniu państwem, a dostrzegając pierwsze pozytywy rządów nowej koalicji, nie mogą się z tym pogodzić. Jak słusznie zauważył W. Tomaszewski: „Ciągłe powtarzanie absurdalnej treści plakatu jest tym, czego się spodziewają i czego oczekują prowokatorzy".
Dlatego, żeby nazwać rzeczywistych inicjatorów haniebnej prowokacji, wystarczy uważniej przyjrzeć się tym, kto dziś przoduje w rozdmuchiwaniu antypolskiej histerii i zastanowić się nad pytaniem: na czyją korzyść tak naprawdę to się dzieje? W tym towarzystwie nie zabrakło mediów popierających konserwatystów i liberałów. Odpowiedniego nagłośnienia udzielono też w swym założeniu szlachetnej, lecz bardziej populistycznej akcji „Kochamy Polskę". W radiu „Znad Wilii" np. chwalebne słowa padły z ust konserwatysty Adomenasa. Zanim jednak za tym pięknym hasłem nie pójdą konkretne czyny w postaci rozwiązywania istotnych problemów polskiej mniejszości na Litwie, będą to tylko puste słowa.
Zresztą przykładów dziennikarskiego subiektywizmu nie trzeba długo szukać. O wiele bliżej Wilna, bo nie w Poznaniu, a w lasach malackich, całkiem pokaźna grupa tzw. „młodzieży patriotycznej" przeprowadziła kolejną próbę sił. Atrakcją i kulminacją tej „niewinnej zabawy młodzików" tym razem nie była parada pod hasłami „Litwa dla Litwinów" itp., lecz publiczne spalenie portretów niewygodnych polityków (w mniemaniu zlotowiczów– szkodzących państwu litewskiemu) oraz słuchanie ulubionego zespołu, zagrzewającego do „ognia" walki. Głośnego oburzenia i potępienia ze strony polityków i medialnych twórców tym razem jakoś nie było słychać, za wyjątkiem wypowiedzi niektórych poszkodowanych takim aktem rozprawy. Cóż, szabat młodzieżowy o wszelkich oznakach faszyzmu widocznie nie stanowi zagrożenia dla państwa i nie dorównuje swą wymową plakatowi na stadionie. Poza tym nie jest żadną prowokacją, tylko otwartym wyrazem patriotycznych uczuć, więc za temat nawet na sezon ogórkowy dla tychże mediów, które tak aktywnie przodują w nagniataniu napięcia na zamówienie, wcale się nie nadaje.
Czesława Paczkowska
Komentarze
Ale idiotycznie pojmowana "poprawność polityczna" kazała o tym zmilczeć.
Ale prawdą jest, że rozdmuchano medialnie ten błazeński spektakl ponad wszelki zdrowy rozum, nadmuchano go niczym kondoma do rozmiarów zeppelina. Czysta durnota zapewne lietuviskich prowokatorów.
- jednego z najbardziej zażartych zwolenników niszczenia polskości na Wileńszczyźnie. Taka jest ta lietuviska "miłość"...
Szkoda, że w tej błazenadzie czynny udział brały niektóre środowiska niby-polskie, jak Gazeta Wybiórcza organ Michnika oraz coraz bardziej gadzinujące Radio znad Willi i jej portal.
,, Czego możemy nauczyć się od Węgrów
Wczoraj w Rzeczpospolitej Polskiej i we Węgrzech obchodzono Dzień Przyjaźni obu narodów. Nasza historia podobna, tradycja naszej przyjaźni długa. Co ważne dla nas - Polaków na Kresach - i Węgrzy mają swoje Kresy.
Nie możemy teraz zaniechać obrony swych praw i nie możemy dać się zwieść. Głowy do góry i do przodu.
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.