Mamy szczyt sezonu ogórkowego, czyli urlopowego oczywiście. W takim okresie śmiech to zdrowie. Dlatego przedstawiam państwu Unię na wesoło, choć nierzadko jest to śmiech przez łzy dla tych, których niedorzeczne unijne rozporządzenia, dyrektywy czy przepisy dotyczą osobiście. Przecież wymyślone niekiedy naprędce reguły wcześniej czy później mają wpływ na nas wszystkich. Oto kilka przykładów unijnych przepisów-dziwadeł z ostatnich lat. Niektóre z nich weszły w życie, jak te z żarówkami, niektóre po protestach wycofano, a nad niektórymi prace trwają w najlepsze. Zacznijmy od kaloszy.
Kalosze, jakie są, każdy widzi, chciałoby się rzec. Nie dla każdego jednak jest to oczywiste. Kalosze zgodnie z przepisami Unii Europejskiej należą do osobistego wyposażenia ochronnego o numerze 89/696. Zgodnie z zarządzeniem, z chwilą nabycia kaloszy otrzymujemy również wielostronicową instrukcję obsługi przetłumaczoną na dziesięć języków. Są tam informacje o tym, jak je przechowywać i pielęgnować oraz jak je dopasować do nogi - na wypadek, gdyby ktoś je chciał założyć na ręce.
Markizy służą do ochrony przed intensywnym światłem słonecznym, a zatem stosowane są latem. Rozporządzenie unijne mówi jednak, że muszą wytrzymać pokrywę śnieżną o grubości 9 cali, czyli około 23 centymetrów. Czy ktoś używa markizów podczas śnieżyc? A może biurokraci przygotowują nas na nadchodzące zmiany klimatyczne?
A jeśli o śniegu mowa. Parlament Europejski przyjął rezolucję zakazującą na podstawie regulacji 24/1/93 jazdy na nartach, gdy na stoku śniegu jest mniej niż 20 centymetrów. Dopiero niedawno Komisja Europejska odrzuciła ten bubel prawny. Tym razem lobby armatek śnieżnych przegrało.
Za to kilka tygodni temu na posiedzeniu komisji prawnej Europarlamentu zanotowano 113-procentową frekwencję podczas głosowania nad wyjątkiem w prawach autorskich. Na 23 uprawnionych do głosowania europosłów głosowało 26. Okazało się, że głosowania nie można jednak powtórzyć ze względów proceduralnych. Doprawdy autorskie rozmnożenie bytów.
A teraz coś o jedzeniu. Według rozporządzenia UE, takie warzywa, jak marchew, słodki ziemniak i rabarbar to...owoce. Przepis-absurd powstał tylko po to, aby Portugalczycy, którzy produkują dżem między innymi z marchwi, mogli otrzymać dopłaty do tej produkcji. W ten sposób dokonano obejścia innego przepisu mówiącego o tym, że dżem można wyprodukować tylko z owoców. Dla eurokratów nie ma rzeczy niemożliwych. I tak ślimak na terenie Unii to...ryba. Wszystko po to, żeby Francuzi ślimakożercy mogli otrzymywać dotacje tak wysokie, jak za hodowanie ryb. A co z żabami?
Pecunia non olet. Wiedzą o tym dobrze w Brukseli. Ponad milion euro Unia przeznaczyła na szkolenie początkujących gwiazd telewizyjnych w ... Nepalu. A czemu nie? Parę lat temu rozpoczęto unijny projekt „Tańczę, więc jestem", naukę tańca dla najuboższych Afrykańczyków. W tym celu belgijski nauczyciel tańca rekrutował chętnych w pewnej miejscowości w ...Burkina Faso, w której połowa populacji żyje w skrajnej biedzie. Projekt powinien raczej nosić nazwę "taniec zamiast chleba". „Trafionych" inwestycji wymyślono niestety więcej. Przykładem są dwutygodniowe warsztaty ceramiczne, podczas których powstała rzeźba, którą na koniec...spalono. Koszt warsztatów to równo 300 tysięcy euro. I jeszcze jedna perełka, grant w wysokości 108 tysięcy euro dla Międzynarodowej Federacji Aktorów na badania, dlaczego starszym aktorom przydziela się stereotypowe role. Epokowe odkrycie, nieprawdaż?
Eurokraci pracują, a odlotowych przepisów przybywa w tempie wprost proporcjonalnym do zużytego papieru. Ponad 3000 komitetów przy Komisji Europejskiej istnieje tylko po to, aby modyfikować prawo unijne. To dlatego, chcąc się wykazać, zamiast tworzyć, często produkują prawo (czyt. psują). I z braku tematów zajmują się dobrym samopoczuciem zwierząt, ciężarem kapusty, krzywizną bananów, kantami ścian w szpitalach, które, według pomysłodawców, mają być okrągłe czy kurami w klatkach, które mają w nich stać pazurami do przodu.
Czas kończyć. Unijnym zaś kolegom od prawa polecam ku przemyśleniu kilka liczb: 25 911 to liczba słów w dyrektywie UE w sprawie przewozu cukierków karmelizowanych, 300 to liczba słów w amerykańskiej deklaracji niepodległości, 63 to liczba słów w katechetycznej wersji Dekalogu. Nie liczba słów i tworzonych praw się liczy, lecz ich jakość, mości panowie. Warto o tym pamiętać. Pozdrawiam wszystkich czytelników.
Dr Bogusław Rogalski, politolog
Doradca ds. międzynarodowych EKR w Parlamencie Europejskim
Komentarze
Rośnie pokolenie idiotów. Albo cwaniaków. Albo jedno i ddrugie.
Wydaje się, że cała Unia Europejska, z jej nieustannym kryzysem gospodarczym i finansowym, a przede wszystkim z kryzysem tożsamości, nieuchronnie zmierza do smutnego końca. W tym sensie moiżemy mówić o "chocholim tańcu" Unii.
Ale wkoło jest wesoło
Człowiek w pracy, małpa w zoo
Puste pole za stodołą
Chłop zaprawia - ale dżez
Jak naprawdę jest - nikt nie wie
Kornik ryje dziurę w drzewie
Elektronik kradnie w Tewie
A chłop pije - ale dżez.
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.