Komentując zdarzenie nieco złośliwie można by powiedzieć, że czekaliśmy, czekaliśmy i na koniec kadencji wreszcie doczekaliśmy się. Litewska prezydent przekroczy próg Białego Domu i to nie jako turystka, tylko jako głowa państwa. I sprawy z amerykańskim prezydentem ważne poruszy, bo mówić będą o regionalnych kwestiach wojskowych, o energetyce, cyberbezpieczeństwie oraz transatlantyckiej współpracy gospodarczej, i na pamiątkowej fotce w ogrodach Kapitolu uwieczni się. Na Litwie jednak przyszłe spotkanie jest głośno komentowane nie dlatego, że sprawy będą omawiane na nim ważne, tylko zgoła z innego powodu. Sprawa bowiem ma swą prahistorię.
Jeszcze bowiem na początku swej kadencji Grybauskaite miała okazję spotkać się z Obamą w Pradze, ale, w odróżnieniu od innych przywódców regionu, z zaproszenia nie skorzystała. Dla litewskiej przywódczyni spotkanie tamte wydało się być zbyt kurtuazyjne, a i tłoczno miało być w Pradze z powodu obecności innych prezydentów ze Wschodu i Środka Europy. Nie pojechała więc litewska prezidente, na co anonimowy wysoki urzędnik z administracji Obamy miał powiedzieć, że teraz Grybauskaite próg Białego Domu będzie mogła przekroczyć chyba tylko jako turystka. Słowa te niestety nie okazały się czczą przelewką. Na okazję, by otrzymać upragnione zaproszenie, trzeba było czekać niemalże do końca kadencji.
Kaprysy, fochy i dąsy pani prezydent są dobrze znane nad Wilią, więc nie byłyby warte uwagi, gdyby nie fakt, że zwyczajnie szkodzą interesom Litwy na arenie międzynarodowej. Chyba wszyscy się zgodzimy, że prezydenta-turystki nie potrzebujemy. Oczekujemy raczej od głowy państwa, że będzie po prostu wykonywała swe obowiązki (nie jest to, jak mi się wydaje, zbyt wygórowane oczekiwanie). A do nich m. in. należy spotykanie się z przywódcami ważnych dla Litwy krajów. Owszem, czasami w wyjątkowych, powiedziałbym, skrajnych przypadkach, gdy dwustronne stosunki są wyjątkowo złe i napięte, prezydent może odmówić spotkania, manifestując w ten sposób swój protest i dezaprobatę wobec poczynań partnera.
Problem jednak polega na tym, że to, co ma być wyjątkowo rzadkim i skrajnym poczynaniem, dla Grybauskaite jest czymś zwyczajnym, by nie powiedzieć permanentnym. Prezydent wojenki większe bądź mniejsze prowadzi ciągle i to zarówno w kraju, jak i poza jego granicami. Gdybyśmy mieli zliczyć, ile to razy obrażona i nadąsana nie spotkała się z kimś albo zignorowała imprezę, na której jako głowa państwa miała obowiązek być, to pewnie zabrakłoby nam palców u rąk. Obama, Komorowski, litewski Sejm, „niewłaściwe" partie polityczne bądź oddzielni politycy - lista tych, co to Grybauskaite podpadli, jest długa.
Jednak każdy kij ma dwa końce, dlatego za politykę bufonady pani prezydent Litwa zaczyna płacić określoną cenę. Zamknięte drzwi Białego Domu, to tylko pewien symbol nieudolnej i „pretensjonalnej" (jak piszą o tym litewskie media) polityki litewskiej prezydent. Ostatnio np. litewska delegacja na czele z Grybauskaite, przebywając w Polsce z okazji uczczenia rocznicy przelotu przez Atlantyk litewskich pilotów Dariusa i Girenasa, przekonała się, że powiedzonko „Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie" jest wielce pouczające. Dla litewskiej prezydent nie znalazł czasu nikt z polskich przywódców.
Oby w przyszłości wskutek nonszalancji Grybauskaite nie zatrzasnęłyby się drzwi dla Litwy nie tylko amerykańskiego Kapitolu, ale i innych pałaców prezydenckich przyjaznych nam państw.
Tadeusz Andrzejewski
Komentarze
:-)
Nie przesadzajmy, jakiś lokalny watażka tam był, wójt albo sołtys...
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.