Niedawno hierarchowie Ukraińskiej Cerkwi Grekokatolickiej wystosowali pismo, w którym potępiają i ubolewają zarazem z powodu masowych mordów na ludności cywilnej Wołynia. W piśmie jednak próbuje się jednakową odpowiedzialnością obarczyć obydwie strony za to, co się stało na Wołyniu w latach 1943-44. Mówi się o „ukraińsko-polskim konflikcie", „o rozlewie krwi", „o bratobójstwie" i „odmiennej pamięci zbiorowej o tych wydarzeniach". Abp. rzymskokatolicki Lwowa Mieczysław Mokrzycki odmówił jednak podpisania takiego listu, a ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski, wnikliwy badacz wołyńskiej tragedii, porównał wręcz pismo grekokatolickich hierarchów do próby negowania holokaustu. „Nie było holokaustu. Była tylko wojna Niemiecko-Żydowska", odniósł się dosadnie do krępującego prawdę przesłania ukraińskich duchownych.
Również oficjalne władze Polski nie mogą zaakceptować takiej wersji wydarzeń, o czym niedawno w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej" mówił doradca prezydenta Bronisława Komorowskiego prof. Tomasz Nałęcz. Szanując prawdę o tamtych tragicznych wydarzeniach Rzeź Wołyńską należy traktować jako czystkę etniczną o znamionach ludobójstwa, wynikało z całości wywiadu prezydenckiego doradcy, który – nawiasem mówiąc – jest profesjonalnym historykiem.
Ukraińscy nacjonaliści z UPA i współpracująca z nimi ludność szykując grunt pod ewentualny plebiscyt na Wołyniu po odejściu Niemców postanowili w sposób fizyczny wyeliminować z tych terenów Polaków. Za wzór do działań miało posłużyć wcześniejsze „rozwiązanie sprawy żydowskiej", które imponowało bojówkarzom z UPA swą skutecznością. Dmytro Kliczkiwski ps. „Kłym Sawur", dowódca grupy UPA-Północ, wiosną 1943 roku podjął indywidualną decyzję o rozpoczęciu mordów na całym Wołyniu. „[...] Powinniśmy przeprowadzić wielką akcję likwidacji polskiego elementu. Przy odejściu wojsk niemieckich należy wykorzystać ten dogodny moment dla zlikwidowania całej ludności męskiej w wieku od 16 do 60 lat. [...] Tej walki nie możemy przegrać i za każdą cenę trzeba osłabić polskie siły. Leśne wsie oraz wioski położone obok leśnych masywów powinny zniknąć z powierzchni ziemi", brzmiał makabryczny wyrok na ludność polską.
Na Zachodniej Ukrainie Kleczkiwski i wielu innych zbrodniarzy z UPA są czczeni obecnie jako bohaterzy. Stawiane są im pomniki, ich imionami nazywane są ulice. Samostijna Ukraina, podzielona zresztą na zantagonizowane ze sobą Wschód i Zachód, nie jest w stanie zmierzyć się ze wstydliwymi kartami własnej historii. Często brnie w ciemny jej zaułek bez żadnej refleksji. Polska wspierając europejskie aspiracje Ukraińców relacje ze wschodnim sąsiadem musi jednak budować na prawdzie. Będzie wymagało to czasu i wysiłku. Ale, jak mawiał słynny wilniuk Józef Mackiewicz, tylko prawda jest ciekawa.
Tadeusz Andrzejewski
Komentarze
Muszę Cię zmartwić: to nie jest kwestia czy, lecz kiedy.
Nic nie tłumaczy ich czynów, zasługują na najgorsze napiętnowanie.
Też bym chciał wiedzieć!
To znaczy: chyba wiem... Ale ta prawda, patrząc na całokształt, mnie dobija.
no właśnie, dlaczego o o pewnych wydarzeniach się nie mówi? Dlaczego wciąż tak mało w polskiej świadomości o tym, co wydarzyło się w Ponarach?
No właśnie!
Skoro tylko prawda jest ciekawa, to niech mi ktoś (może Autor...) wytłumaczy, dlaczego w kontekscie ludobójstwa dokonanego przez Rusinów (historycznie nie ma czegoś takiego, jak Ukraina!) na Polakach w latach 1943-44, mówi się wyłacznie o Wołyniu, a tak skrzętnie pomija "wydarzenia" w Małopolsce Wschodniej i na Podolu? Czyżby tam banderowcy rozdawali Polakom kwiaty (a dzieciom cukierki)?
http://pozoga.blogspot.com/2010/02/135-metod-zameczania-polakow-przez-uon.html
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.