Wszystko więc jakby było tak, jak wtedy, gdy Litwa budziła się ku niepodległości. Było, ale tylko jakby. W rzeczywistości po ćwierćwieczu istnienia „S” jest już tylko atrapą tego masowego ruchu, który doprowadził nasz kraj do niepodległości. Dziś „Sąjūdis” – to organizacja marginalna, kanapowa wręcz, która, oprócz historycznej nazwy, niczego więcej w sobie nie zawiera.
Z wartościami, jakie deklarował on u zarania niepodległości, niestety też jest podobnie, jak z samą organizacją. Nędznie. Niepodległa Litwa okazała się być bardzo odległą od tej, o którą walczono. Przyznawali to w swych przemówieniach sami delegaci. – Odzyskaliśmy ziemię, wodę i powietrze, mówił legendarny przywódca „S” Landsbergis, ale cnoty starodawne Litwinów zanikają, wynikało z całości treści jego przemówienia. I trudno by w tej materii nie zgodzić się z Landsbergisem. W niepodległym państwie górę nad cnotami wzięła zachłanność, prywata, korupcja. I, co najgorsze – o czym nie mówił Landsbergis – często sami ludzie „S” świecili w tym gorszącym przykładem. To przecież ich udziałem było nie tak rzadko grabienie ziemi, zwłaszcza tej podwileńskiej, prawowitym właścicielom. Brali co najlepsze sobie i to w pierwszej kolejności. Prym w tym haniebnym procederze wiódł niestety przywódca „S”, który obłowił się sam ziemią w najbardziej prestiżowych podstołecznych zakątkach, a i o rodzinie też nie zapomniał. Niektórzy Sygnatariusze to wręcz kilka razy ustawiali się w kolejce, by otrzymać za darmo najdroższe działki, aż proceder ukrócił Trybunał Konstytucyjny (orzekł, że jest to zwyczaj średniowieczny, by za zasługi wobec państwa wynagradzać ziemią). Ryba więc zaczęła gnić od głowy, trzeba z ubolewaniem przyznać.
Podczas rocznicowych obchodów wiele uwagi poświęcono też sprawom narodowym, które w przypadku „Sąjūdisu” łączą się niestety z antypolonizmem. Mówiono zatem o czystości języka, o autonomistach, którzy znów głowę podnoszą, o potrzebie obrony litewskich szkół. W specjalnej rezolucji na ten temat brzmiało to tak: „Żądamy nie naruszać Konstytucji i ustaw, nie tworzyć autonomii terytorialnej z drugim bądź trzecim językiem państwowym, nie przekręcać litewskich nazw geograficznych, nazw ulic, nie zmieniać zasad pisowni w języku państwowym pisząc dane osobowe w dokumentach, obronić szkoły litewskie w Puńsku, zapewnić warunki nauczania po litewsku we wszystkich szkołach Litwy Południowo-Wschodniej”. Koniec cytatu za Delfi.
Gdybym pokusił się o komentarz przekłamanej w wielu miejscach rezolucji, to musiałbym stwierdzić, iż dokument, którego podstawowym imperatywem jest opresja wobec współobywateli innej narodowości, dowodzi, że „Sąjūdis” całkowicie zatracił ducha wolności. Albo – co bardziej prawdopodobne – ten duch w Ruchu był od samego początku wypaczony. Nie naruszać, nie tworzyć, nie przekręcać, nie zmieniać. Nie, nie i nie, brzmi w rezolucji organizacji, na której sztandarach wypisane są hasła wolności, poszanowania praw człowieka, jego godności i tożsamości narodowej. Wygląda, że według „S” te wartości mają przysługiwać na Litwie tylko jednej dominującej narodowości. Dla innych Ruch ma przesłanie zgoła odmienne. „Uważam, że ludzie „Sąjūdisu” nikomu nie nadawali prawa”, by publicznie używać swego języka ojczystego, że skondensuję myśl przemówienia jednego z liderów organizacji Romas Pakalnisa.
Uważam, że ludziom „Sąjūdisu” władze sowieckie nieodwracalnie namąciły w głowach. Chcieliby arbitralnie, tak po leninowsku, nadawać prawa innym w myśl słynnego hasła wodza rewolucji: „Partia - to naród, naród – to partia”.
Tadeusz Andrzejewski
Komentarze
Tak naprawdę wszystko wychodzi w praniu. Wszystko się ujawnia po dłuższym kontakcie.
Owszem, niektórzy młodzi dają się "zainfekować" bo są podatni na takie manipulacje, niestety ale trochę tych ogłupionych małolatów zawsze będzie. Ale wielu młodych myśli już innymi kategoriami, jeżdżą po świecie i widzą jak można żyć normalnie w przyjaźni i zgodzie, szanując drugiego człowieka bez względu na narodowość, kolor skóry czy religię. I widzą, że myślenie w stylu Landsbergisa to dziś zupełny anachronizm.
zgodzę się, ale zauważ że ci starzy nawiedzeni staruszkowie infekują i młode pokolenie swoim antypolonizmem. Potem latają gówniarze po mieście, bezczeszczą grób Piłsudskiego, wygrażają liderowi AWPL itd. Młode umysły są chłonne a najgorzej jak nasiąkną propagandą lietuviską.
Ponadto mam wrażenie, że nie tylko "ludziom Sąjūdisu władze sowieckie nieodwracalnie namąciły w głowach", ale że ludzie Sąjūdisu to wręcz przykład typowych "homo sovieticus" - z tym, że ich główną przywarą jest zażarty antypolonizm.
Krzyczą głośno kreując wyimaginowanych wrogów. Chcą odwrócić uwagę od swej komunistycznej przeszłości.
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.