A ponieważ, jak zastrzegła, „takich przyjaciół obok nas nie jest dużo”, wypatruje ich... nie bardzo obok. Ubiegłej wiosny do takiej przyjaźni wytypowała USA. „Ameryka jest dla Litwy głównym partnerem nie tylko w kwestiach obronności, ale też gospodarki i energetyki” – ogłosiła przy okazji udziału w szczycie NATO w Chicago. I choć prezydent Barack Obama natenczas tematu nie podjął, blond-głowa naszego państwa temat drąży. Podczas swej ponownej wizyty w USA, gdzie spotkała się z przedstawicielami Kongresu Stanów Zjednoczonych, ubiegłoroczną formułkę o partnerstwie Litwy i USA powtórzyła prawie toczka w toczkę. Z tym, że huczne określenie „główny” zastąpiła ciut skromniejszym – „ważny”. Niestety, amerykanie i tym razem zachowali się jak nieokrzesane prostaki puszczając zaloty bursztynowej lady mimo uszu, no to ona dawaj w zaloty do Niemiec. Goszcząc w ichnim Bundestagu na „ważnego dla Litwy partnera” wytypowała ojczyznę Angeli Merkel. Okazało się, że to z Niemacami Litwie jest najbardziej po drodze, zwłaszcza „dążąc do niezawisłości energetycznej”.
Gdy tę radosną wieść doniósł do mnie rodzimy portal DELFI, przeleciałam wszystkie niemieckie telewizyjne serwisy w oczekiwaniu na doniesienia o zacieśnianiu partnerstwa Niemiec z Litwą... I mega-rozczarowanie! Ani słowa o wizycie naszej prezydent. Na wszystkich kanałach tylko Li Keqiang i Li Keqiang... aż do obłędu. Tutejsze media oszalały na punkcie wizyty chińskiego premiera w Niemczech. Można to zrozumnieć. Niemcy wszak były jedynym krajem unijnym, który chiński premier odwiedził podczas swej pierwszej zagranicznej podróży. To pewnie dlatego, że to państwo jest dla Chin największym partnerem handlowym w Europie. No i jeszcze te ostentacyjne oświadczyny Li Keqianga kanclerz Angeli Merkel: „Made in Germany” jest dojrzałe, dobrze znane na świecie, „Made in China” dopiero powstaje, jeżeli oba idealnie i optymalnie połączymy, będziemy „wymarzoną parą”. Mocne!
A może to i dobrze, że wizyta Dalii Grybauskaitė w Berlinie przeszła tu zupełnie niezauważona. Głupio by bowiem było, gdyby ktoś przetłumaczył na niemiecki jej deklarację, że Litwę i Niemcy „mocno zbliżył podobny pogląd na kryzys gospodarczy”... Oj, niepodobny. Zupełnie niepodobny.
Na miejscu pani prezydent przyjaciół dla Litwy szukałabym nie wśród politycznych i gospodarczych mocarstw, bo to nie ten kaliber, tylko tam, gdzie ci przyjaciele są. Niestety, przestaję wierzyć w przeproszenie się Litwy z Polską kosztem drobnych ustępstw na rzecz polskiej mniejszości. Przynajmniej nie za prezydentury madame Grybauskaitė. Takim sposobem do partnerstwa pozostaje nam już tylko baśniowa kraina Bałtoskandia. Ale to też nie będzie łatwa przyjaźń. Oto dowód: Bałtoskandyjczyk Toomas Hendrik Ilves (prezydent Estonii) goszcząc w Wilnie okazał nam swoją wyższość zaznaczając, że jak jego minister finansów jedzie do Brukseli, to jak panisko „siedzi na spotkaniu grupy państw strefy euro”, podczas gdy nasz Šadžius wraz z łotewskim Vilksem siedzą... no gdzieś tam siedzą.
Lucyna Schiller
Komentarze
Jak wiadomo w relacjach ekonomicznych nie ma sentymentów liczy się zysk i efekt końcowy.
[zdjęcie Panny Prezydent składającej kwiaty Marszałkowi mogłoby być rozpowszechnione - ale fatalna sprawa !]. Oświadczenie w sprawie umowy Polska-Litwa z 1994r - bardzo niedyplomatyczne ,a oświadczenie o odłożeniu uregulowania zaległych spaw Polska-Litwa może wręcz świadczyć o zlekceważeniu sąsiada jakim jest Polska.
o przepraszam, prezydent Litwy jest jeszcze panienką, zatem powinno być: mademoiselle Grybauskaitė
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.