Moja rodzina zamieszkiwała Wileńszczyznę od co najmniej połowy XIX wieku. W 1917 r. w Wilnie urodził się mój dziadek Józef Krupski. Od dzieciństwa miał zamiłowanie do muzyki. U swojego wuja Stanisława Marcinkiewicza, który mieszkał w Żeściunach w gminie Rudomino, jako dziecko uczył się gry na cymbałach wileńskich. Wówczas był to dość popularny instrument, dziś – mało kto wie jak wygląda, a jeśli już, to myli go z cymbałkami, instrumentem z blaszkami. Przed wojną dziadek był wziętym cymbalistą, w latach 30. ubiegłego wieku ograł ponad 50 wesel, kilka w samym Wilnie a większość w okolicach.
Wojna przerwała jego pasję. Najpierw został powołany do wojska, trafił na front, potem do pracy przymusowej w Niemczech. Po zakończeniu wojny osiadł w Kętrzynie, założył rodzinę. Nie miał już instrumentu, który pozostawił u kuzynów w Wilnie. Zajął się pracą i wychowaniem dzieci. Dopiero po przejściu na emeryturę postanowił powrócić do młodzieńczej pasji. W 1983 r. sam wykonał nowe cymbały wileńskie i zaczął grać. Początkowo dla własnej rozrywki a później na festiwalach. Uczestniczył w Turniejach Instrumentalistów Ludowych w Gryfinie, Jarmarkach Folkloru w Węgorzewie, Zajazdach Cymbalistów w Lidzbarku Warmińskim i Ogólnopolskich Festiwalach Kapel i Śpiewaków Ludowych w Kazimierzu Dolnym. Miał ogromny talent, ponieważ na wspomnianych festiwalach w latach 1986-1991 zajmował pierwsze miejsca.
Dziadek zmarł w 1992 r., jednak miał kontynuatora, swojego wnuka Andrzeja, który opanował grę na cymbałach w stopniu nie mniejszym niż dziadek. Niestety 6 lat później Andrzej zginął tragicznie. I tu zaczyna się moja historia. W 2008 r. zacząłem interesować się genealogią. Poszukiwania doprowadziły mnie do mojej rodziny mieszkającej w Piktokańcach w gminie Rudomino. Okazało się, że do mojej rodziny należy Henryka Wilkiń, wieloletnia śpiewaczka zespołu „Rudomianka". Jest ona córką Stanisława Marcinkiewicza, który nauczył mojego dziadka gry na cymbałach. Po dwukrotnych odwiedzinach w Piktokańcach oraz za namową mojej babci, postanowiłem wskrzesić rodzinną tradycję. Ponieważ instrument dziadka nie zachował się, zamówiłem replikę jego cymbałów u lutnika. Wykonał je wyłącznie na podstawie zdjęć i trzeba przyznać, że wyszły znakomicie.
Od 2012 r. na podstawie zachowanych nagrań dziadka, uczyłem się jego repertuaru. Były to modne w latach 30. ubiegłego wieku melodie takie jak: fokstroty, tanga, walce i tradycyjne oberki, polki czy marsze. Nauka szła mi dobrze i w zeszłym roku podczas konkursu na Jarmarku Folkloru w Węgorzewie otrzymałem nominację do wystąpienia na tegorocznym Ogólnopolskim Festiwalu Kapel i Śpiewaków Ludowych w Kazimierzu Dolnym. Pojechałem, zagrałem i... otrzymałem II nagrodę w kategorii „folklor-kontynuacja". Dziadek na tym festiwalu w 1988 r. zajął I miejsce i chyba czuwał nade mną, stąd taki sukces.
Przepraszam, że piszę tak rozwlekle, ale, prawdę mówiąc, bardzo skróciłem to, o czym mógłbym napisać, jednak nie chciałem Państwa zanudzić. Pragnę podkreślić, że ta wileńska muzyka do dziś brzmi w Elblągu, który jest moim rodzinnym miastem, a także w miejscowościach, w których przychodzi mi grać. Zawsze z dumą podkreślam, że instrument, na którym gram, a który często jest nieznany, to cymbały wileńskie.
Piotr Krupski