Towarzystwo Miłośników Wilna i Ziemi Wileńskiej w Poznaniu, obchodzące w tym roku 30-lecie działalności to spiritus movens przedsięwzięcia, które z roku na rok rozrasta się i dziś ma rangę najbardziej oczekiwanego wydarzenia.
Mejszagolanki uczestniczyły w nim po raz pierwszy, ale sądząc po wrażeniu, jakie zrobiły, pewnie nie ostatni.
Punktem docelowym wprawdzie był Poznań, ale pierwszym miejscem na trasie koncertowej była Września.
Pamięcią złączeni
Znane na Wileńszczyźnie słowa „Roty” napisała Maria Konopnicka na znak solidarności z dziećmi i ich rodzicami, dzielnie stawiającymi opór totalnej germanizacji w zaborze pruskim. Strajk dzieci wrzesińskich trwał od 1901 do 1904 roku. Dziś we Wrześni, w budynku dawnej szkoły katolickiej, mieści się muzeum. Atmosfera z minionej epoki przenika tutaj z każdego kąta. Dzięki pruskiemu zamiłowaniu do porządku zachowało się wiele dokumentów (także z okresu strajku), zdjęć, a nawet... usprawiedliwień pisanych przez rodziców do władz szkoły, tłumaczących absencję dziecka.
Niesamowita historia w niesamowitym miejscu. A Mejszagolanki, jak przystało na ciała pedagogiczne, z wielkim zainteresowaniem zmierzyły się z dziejami szkoły sprzed 118 lat i bohaterskimi dziećmi. Nie lada gratką była spontaniczna sytuacja, zainicjowana przez pracownika muzeum, historyka Szymona Adamczyka. Usłyszawszy, że wśród Mejszagolanek są nauczycielki muzyki, poprosił Edytę Staniulionienė, żeby zagrała na zabytkowej fisharmonii. Kiedy rozległy się dźwięki pieśni „Kiedy ranne wstają zorze” Franciszka Karpińskiego, okazało się, że właśnie tą pieśnią rozpoczynano lekcje w szkole. I ją również objął zakaz wykonywania po polsku. Po ponad 100 latach w tej samej klasie, na tym samym instrumencie wybrzmiała jako hołd złożony tym, którzy dzielnie przeciwstawili się zaborcy, nie stchórzyli, a nawet pociągnęli za sobą innych. Mali bohaterzy.
Prosto z Mejszagoły
Podstawowym celem przyjazdu do Wrześni był udział w koncercie kaziukowym, a właściwie w koncertach. Z uwagi na duże zainteresowanie organizatorzy zmuszeni byli zaplanować trzy koncerty. Jak mówili, 1500 biletów rozeszło się w moment. I rzeczywiście sala na każdym koncercie była wypełniona po brzegi. Mejszagolanki, od dwudziestu ponad lat sprawnie kierowane przez Jasię Mackiewicz, wymieniały się na scenie z zespołem folklorystycznym Wielkopolanie. Złożony w większości ze studentów zespół pieśni i tańca zachwycił kunsztem i poziomem wykonania. Mejszagolanki natomiast z klasą i właściwą sobie elegancją (na każde wejście na scenę miały przygotowany nowy strój) zaprosiły na sentymentalny powrót do Wilna w rytmie walca. Retorycznie zapytały Wilno, czy ty pamiętasz mnie, przypomniały, że śpiewna mowa wilniuków wypływa z serca, a Wileńszczyzny na nic się nie da zamienić. Oczywiście był też blok pieśni skocznych, ludowych, na kaziukową nutę. A spuentowały koncert staropolskim obyczajem – częstując publiczność czarnym chlebem i śpiewając Kochajmy się, trzymajmy się, niech żaden fałsz nie zmąci nam przyjaźni tej...
Wzruszenie, radość, szybsze bicie kresowych serc – tak można krótko określić występ zespołu, który nie bez kozery nazwany jest wileńskimi Alibabkami.
Owacje na stojąco, liczne słowa sympatii i uznania to najlepsza recenzja występu Mejszagolanek.
W doborowym Towarzystwie
Pisząc o Kaziuku w Poznaniu nie można pominąć najważniejszych osób – kapłanów ogniska kresowego, którzy od trzydziestu lat dbają o podtrzymywanie tego ognia, by żadna zawierucha niepamięci nie zdmuchnęła jego płomienia. To Towarzystwo Miłośników Wilna i Ziemi Wileńskiej, na czele którego stoi Ryszard Liminowicz i jego niestrudzona małżonka Krystyna. Ile przez te trzydzieści lat popłynęło w kierunku Wileńszczyzny dobroci. Każdego roku, nawet kilkakrotnie, przyjeżdżają tu delegacje członków Towarzystwa i jak fale Warty, zalewają mieszkańców zaprzyjaźnionych wiosek i miasteczek prezentami, słowami otuchy, uśmiechem i troską. Docierają do tych najbardziej potrzebujących, do szkół, do dzieci, żeby wiedziały, że polskość to zaleta i tajemnicze hasło zacierające wszelkie granice i uprzedzenia.
– W Wielkopolsce żyją rodziny z korzeniami kresowymi. Tysiące biografii zawierają w sobie ślady II Rzeczpospolitej. Nie musimy wcale wyjeżdżać z miasta, żeby poczuć się jak na Kresach. Dzięki takim świętom jak Kaziuki nie tylko odtwarzamy dawne tradycje, znane z opowiadań rodziców czy dziadków, ale uczymy naszą młodzież, że wprawdzie owocujemy w Wielkopolsce, ale korzenie głęboko są wrośnięte w ziemię kresową – opowiada Ryszard Liminowicz, który nie kryje słów wdzięczności dla całej ekipy, która trwa w Towarzystwie i z oddaniem pracuje dla sprawy. Na okoliczność 30-lecia Towarzystwa przygotowano piękne pamiątkowe medale, które otrzymali przyjaciele, sympatycy i członkowie Towarzystwa. Warto zaznaczyć, że oprócz szeroko zakrojonej działalności charytatywnej TMWiZW przyznaje co roku nagrodę „Żurawiny” za wysławianie piękna Kresów, pielęgnowanie ich kultury oraz tworzenie więzi pomiędzy Polakami w kraju i za wschodnią granicą. W tym roku laureatem został maestro, skrzypek Zbigniew Lewicki. Dołączył do zaszczytnego grona, do którego należą już m.in. s. Michaela Rak, Waldemar Tomaszewski, Tadeusz Konwicki, Adam Błaszkiewicz, Irena Litwinowicz, ks. prałat Józef Obrembski.
Z królewskim orszakiem
Główne uroczystości Kaziuka w Poznaniu odbywały się na Starym Rynku. Tam po Mszy św. w intencji Towarzystwa, odprawionej w przepięknej oprawie muzycznej przygotowanej przez Chór Chłopięcy i Męski Filharmonii Poznańskiej – Poznańskie Słowiki pod dyrekcją Macieja Wielocha, rozpoczął się przemarsz dynastii Jagiellonów. Królewski orszak z majestatycznym królewiczem Kazimierzem przeszedł główną ulicą do ratusza, gdzie okazale zaprezentował się tłumnie zebranym mieszkańcom. Pomiędzy straganami równie dostojnie przechadzał się imć pan Stanisław Moniuszko, patronujący temu rokowi. Oprócz gości z przeszłości można było podziwiać artystów występujących na scenie. Oprócz lokalnych zespołów wystąpiły oczywiście Mejszagolanki. Ich śpiew nie przegonił wprawdzie deszczu, ale za to zgromadził przed sceną wszystkich mieszkańców o kresowej duszy. Po występie autorskim, Mejszagolanki chętnie włączyły się we wspólne śpiewy piosenek kresowych i patriotycznych. A ponieważ organizatorzy zabezpieczyli uczestników w śpiewniki, to długo jeszcze trwało to wspólne kresowe biesiadowanie w strugach deszczu, ale za to ze słońcem na twarzy. Bo radości nie brakowało...
26. Kaziuk przeszedł do historii, o tym jak zostanie zapamiętany nie tylko decydują pamiątki kupione na kiermaszowych straganach. Decydują chwile wzruszeń i słowa piosenek, które zapadły głęboko na dno duszy. Może chwilę podrzemią, ale gdy werbel zagra i na horyzoncie pojawi się Święty Kazimierz – wysuną się na powierzchnię, bo to znak, że Wilno znowu zawitało do Poznania.
Monika Urbanowicz
Fot. archiwum TMWiZW
Rota