Hafciarstwo ręczne od wielu stuleci jest ważną częścią tradycyjnej sztuki, choć dziś nie cieszy się taką popularnością jak wtedy, gdy każda pani domu za punkt honoru poczytywała sobie posiadanie umiejętności haftowania. Dziś towarem deficytowym jest czas, a wyszywanie, dzierganie to zajęcie pracochłonne i wymagające... cierpliwości.
– Spotkałam kiedyś znajomą Sigitę, która zaprosiła mnie do siebie na pogawędkę. Kiedy weszłam do domu koleżanki, oniemiałam, wokół były obrazy, od których nie mogłam oderwać oczu. Wszystkie były wyszywane, biła z nich pogoda, ale też ciepło, miłość, pokora wobec ludzkiej pracy. Postanowiłam i ja spróbować, choć igła nigdy mnie za bardzo nie słuchała. Długo to trwało, zanim mogłam być dumna ze swojego dzieła, ale warto było – opowiada pani Marija, zaznaczając, że do tej pory nie pokazała nikomu swojego pierwszego obrazka, bo w jej opinii jest zbyt prosty, a nawet prymitywny.
Z kolei pani Ana podkreśla, że kiedy zasiada się do pracy, to wszystko przestaje być ważne. Nie ma kłopotów, znużenia, porażek. Człowiek po prostu zatraca się w tym, co wychodzi spod jego palców, w pełni oddaje się w posiadanie powstającego dzieła. Dopóki nie zostanie skończone, dopóty trwać będzie ta niezwykła podróż od kłębka do nici...
– Dla mnie najcenniejszym obrazem jest wizerunek zatytułowany „Jezus”. Bardzo długo i drobiazgowo nad nim pracowałam, ale wszystkie obrazy są mi bliskie, kojarzą się z pięknem życia, ulotnością chwil i zatrzymują to, co najpiękniejsze – stwierdza artystka, która nie tylko ma zwinne palce, ale też piękny głos. I tak, jak nici związują ją z haftem, tak talent wokalny związał artystkę z zespołem „Czerwone Maki” z Jawniun. Dlatego też podczas wernisażu nie mogło zabraknąć koleżanek z zespołu. Doceniają iskrę Bożą Any Geigalienė i chętnie włączają się w propagowanie sztuki hafciarskiej. Podczas otwarcia wystawy zespół zaśpiewał kilka piosenek, które szybko podchwycili zebrani na wernisażu goście.
Do stworzenia czegoś pięknego i niepowtarzalnego nie wystarczy mozolna praca, trzeba mieć talent. Ale czasem o nim nie wiemy. Nie zdajemy sobie sprawy z tego, jaki potencjał w nas drzemie. Wystarczy jednak jakiś impuls, właściwy człowiek na naszej drodze i wówczas dusza odkrywa nowe pole do działania. Otwieramy się na świat i jego możliwości.
Taki właśnie jest świat haftu. Pozwala odkrywać, zanurzyć się w innym, może lżejszym świecie, gdzie nie ma problemów, porażek, kłopotów. Zwłaszcza, że z prac wyłania się afirmujący życie spokój, ale też działanie i dynamika – zgodnym chórem potwierdzają obie panie, podkreślając, że haftowanie ma również działanie terapeutyczne i zdrowotne.
– Haftowanie obrazów chroni nas przed chorobą Alzheimera, bo cały czas trzeba dużo myśleć, dokładnie liczyć, uważnie skupiać się i pilnować, a poza tym wspaniale spędza się czas. Przecież każdy obraz jest nowy, każdy wymaga indywidualnego podejścia, nie ma czasu na nudę – podkreśla pani Ana, dla której nie ma niemożliwych do wyhaftowania motywów.
Jeśli chcesz coś robić, zrób to dobrze lub nie rób tego wcale – uważają hafciarki, i... mogą godzinami opowiadać o swych pracach. Na pytanie o konkretny obraz i podejście do pracy, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zamieniają się w istne królowe kolorów, światła, cieni, barwnych postaci i zjawisk przyrody. Ich oczy błyszczą wówczas szczególnym blaskiem. Cytowany przez bohaterki dnia pisarz Ignas Šeinius zaznaczył, że „kiedy życie zmusza nas do refleksji, zastanowienia się nad sobą, wtedy szukamy, tworzymy i podążamy za jakimś cudem. Sztuka ustala swoje zasady wsłuchując się w szepty duszy”. Według Any Geigalienė i Mariji Aniukštienė, kiedy natura sprawia, że potrafimy złapać chwilę, zatrzymajmy się i poczekajmy na cud – przekonują...
Monika Urbanowicz
Rota