Warszawscy studenci, w ramach corocznych praktyk z zajęć z terenowych ćwiczeń pomiarowych, dokonali inwentaryzacji klasztoru. Na papier, w skali 1:50 przenieśli jego obecny stan, zaznaczając na planie konstrukcję budowy, jej ozdoby, gzymsy, zniszczenia elewacji, wirydarz, arkady i krużganki. Co ciekawe, że na rysunkach odbicie znalazły nawet ubytki, spowodowane osypującym się tynkiem. Prace studenci wykonali pod bacznym okiem swoich profesorów: dr hab. inż. arch. Małgorzaty Rozbickiej, kierownik Zakładu Architektury Polskiej i dr. inż. arch. Wojciecha Wółkowskiego, pracownika tegoż zakładu Warszawskiej Politechniki. Praktyki dofinansowano ze środków Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego Rzeczypospolitej Polskiej.
Precyzyjne pomiary
– Cała nasza ekipa została podzielona na 5 grup, każda otrzymała osobne zadanie. Jedni się zajmują rzutem parteru, inni rzutem pierwszego piętra, czy też elewacją lub przekrojem – tłumaczą studentki Natalia Piestrzyńska, Magdalena Balcerzak, Wioletta Januszko, Aleksandra Więcław, wyjaśniając, że rzuty – to dokładne odwzorowanie budynku na planie w skali 1:50. Efektem pracy studentów będzie 5 ponad dwumetrowych planów.
Dodają, że ich praca polega przede wszystkim na wymierzeniu i policzeniu, muszą znać wszystkie pomiary, kąty pomiędzy ścianami i je narysować.
– Nie myślałyśmy, że to aż tak duży budynek. Dlatego sporo czasu poświęcamy na jak najdokładniejsze wymierzenie wszystkiego – dzieliły się wrażeniami studentki, tłumacząc, że posługują się w pracy dalmierzem laserowym, niwelatorem, którym ustawia się poziomy i piony. Jedna grupa zajmowała się wyznaczeniem poligonu, czyli określeniem siatki punktów, od których były wykonane odniesienia pomiarowe. Jak się okazało, dokładniej można zmierzyć z miarki niż z elektronicznego urządzenia. Rysunki zaś studenci wykonywali ręcznie, nie komputerowo. Wytłumaczyli, że nawet najnowocześniejsze programy komputerowe nie zamienią precyzji ludzkiego oka i ręki. – Prace nasze można przenieść na komputer, żeby mieć cyfrową grafikę, niemniej jednak po pierwszym roku ręczne wykonanie rysunku uczy cierpliwości i dokładności w pomiarach – zaznaczają rozmówczynie, podkreślając, że teraz ważniejsze jest dla nich nauczenie się samej inwentaryzacji niż programów komputerowych. Po tak dokładnych pomiarach okazało się, że kwadratowy wirydarz wcale nie jest kwadratowy.
W ciągu dwóch tygodni prac pomiarowych był też czas na zwiedzenie Wilna. Studenci dokładnie obejrzeli wileńską starówkę i wchodzili do każdego kościoła, wszak przyszłych architektów interesuje każdy gzyms zabytkowych budowli.
Cenne rysunki studentów
Celem praktyk studentów architektury z zajęć z terenowych ćwiczeń pomiarowych jest dokonanie pomiaru jakiegoś obiektu zabytkowego. Od ponad dwudziestu lat studenci pierwszego lub drugiego roku Politechniki Warszawskiej uczestniczą w podobnych zajęciach. W ciągu wakacji jadą na pomiary jakiegoś zabytku w Polsce albo poza granicami.
– Studenci uczą się, jak mierzyć zabytek, jak budynek jest zbudowany, z czego skonstruowany, ćwiczą rysunek, czyli jak najdokładniej go odwzorować na planie. Wybieramy różne obiekty. Dla przykładu, przez ponad dwadzieścia lat została zmierzona cała Warszawa. Staramy się też wybierać budynki pod kątem przydatności do pracy naukowej lub konserwatorskiej albo ważności, np. z punktu widzenia historii sztuki. Czasem zapraszają nas proboszczowie parafii. W przypadku Wilna dofinansowanie dało Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, ono też zgłosiło do uczelni ten obiekt – szczegóły pracy wyjaśniali opiekunowie praktyk studenckich Małgorzata Rozbicka i Wojciech Wółkowski.
Na zamówienie właścicieli zabytków, czy to sakralnych, czy to o innym przeznaczeniu, studenci Politechniki Warszawskiej wykonują podobne inwentaryzacje. Robią to często w zamian za wikt i opierunek podczas pracy. Natomiast po jej wykonaniu udostępniają właścicielowi kopię, a oryginał wędruje do archiwum uczelni. Kopie inwentaryzacji podominikańskiego klasztoru otrzymają: proboszcz parafii Ducha Świętego w Wilnie, Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego RP, a także Departament Ochrony Zabytków przy Ministerstwie Kultury RL.
Jak podkreślają wykładowcy, praktyka pomiarów obiektów za granicą, szczególnie na terenach byłych Kresów RP, jest powszechna i często się wiąże z planami wspomnianego resortu. Studenci zmierzyli m.in. niektóre obiekty w Kownie. – Wiele zależy od naszych zainteresowań naukowych, bo staramy się wybierać „ciekawe” obiekty lub takie, które będą przydatne do pracy naukowej. Ten klasztor, który był wielokrotnie przebudowywany – od XVI wieku aż po wiek XVIII, właśnie należy do takich obiektów. Jest to gotyk oblepiony barokiem – opowiadali profesorowie, podkreślając, że Stare Miasto Warszawy zostało po wojnie odbudowane m.in. właśnie dzięki podobnym praktykom, wykonanym przez studentów architektury, którzy stworzyli dokładne plany zabudowań. Wiele osób z Białorusi i Ukrainy przyjeżdża do Zakładu Architektury Polskiej Politechniki Warszawskiej, żeby otrzymać dane nt. różnych zabytków, które uległy zniszczeniu, a których pomiary nie są dostępne w ich państwach.
Niecierpliwe oczekiwanie na organy
Michał Michalski z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego Polski w rozmowie z „Tygodnikiem” zaznaczył, że instrumentem finansowym, który służy wspieraniu różnorodnych projektów ochrony polskiego dziedzictwa kulturowego jest program ministra „Ochrona dziedzictwa narodowego za granicą”. W jego ramach są finansowane trzy rodzaje projektów: prace o charakterze dokumentacyjnym inwentaryzacyjnym (to, czym się zajmowali warszawscy studenci w klasztorze podominikańskim w Wilnie – przyp. redakcji), projekty konserwatorskie w wybranych, szczególnie cennych, obiektach oraz programy o szeroko rozumianym charakterze popularyzatorskim i promocyjnym, wszelkiego rodzaju konferencje, sesje naukowe, wystawy i przedsięwzięcia. Wnioskodawcy mogą składać podania o dofinansowanie, a w bardzo szczególnych i uzasadnionych wypadkach starać się o sfinansowanie w całości swoich projektów.
– Na terenie Wilna prowadzimy obecnie m.in. ze środków Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego Polski prace w trzech kościołach: u franciszkanów przy ul. Trockiej, w kościele pw. Ducha Świętego i u bernardynów. Podobne przedsięwzięcia są finansowane także na Białorusi, Łotwie, Ukrainie, a także w Mołdawii, Gruzji, Francji, USA, Argentynie. Już drugi sezon wspólnie ze stroną litewską prowadzimy prace konserwatorskie przy bardzo cennych organach projektu Caspariniego z połowy wieku XVIII w kościele pw. Ducha Świętego w Wilnie. Jest to jeden z najcenniejszych instrumentów na Litwie i polscy konserwatorzy z dużą satysfakcją pracują wspólnie z litewskimi kolegami – wyjaśnił Michał Michalski, który przybył z komisją z Polski, żeby ocenić, jak odbywają się prace i na jakim są etapie.
Radości z zainteresowania świątynią przez odpowiednie struktury nie kryją parafianie, którzy wierzą, że kompleks kościelno-klasztorny u skrzyżowania ulic Dominikańskiej i św. Ignacego da się dźwignąć z opłakanego stanu.
– Mamy nadzieję, że zamówienia związane z planami ministerstwa będą pierwszym krokiem w dążeniu do zachowania cennych fresków i malowideł, którymi są ozdobione klasztorne krużganki, obecnie niedostępne dla zwiedzających – w rozmowie z „Tygodnikiem” dzielił się spostrzeżeniami organista Romuald Sieniuć, który z niecierpliwością oczekuje momentu, kiedy będzie mógł zasiąść do zabytkowych organów Caspariniego i wydobyć z nich dźwięki ku większej chwale Bożej.
***
Trójkondygnacyjne barokowe budynki klasztorne z lat 1749-1776 przylegają do frontowej ściany kościoła, tworząc z nim jedną budowlę. Są one wzniesione na planie kwadratu wokół wewnętrznego wirydarza. W krużgankach klasztornych zachowały się XVIII-wieczne freski. Zakon dominikański został usunięty z Wilna przez Rosjan przed połową XIX w., a w pomieszczeniach klasztornych urządzono więzienie, w którym przetrzymywano m.in. uczestników Powstania Styczniowego. Był tutaj więziony św. Rafał Kalinowski. W okresie międzywojennym stały się one siedzibą urzędów miejskich. Pod klasztorem znajdują się rozległe podziemia, które w okresie międzywojennym były dostępne dla zwiedzających.
Teresa Worobiej
Fot. autorka i archiwum studentów Politechniki Warszawskiej
Tygodnik Wileńszczyzny