„Jadą dwaj Litwini do Suwałk po tanią kiełbasę i naraz drogę im przebiega dwoje małych chłopców. Jeden Litwin odwraca się do drugiego i mówi: „Jakie biedne dzieciaki!” „Dlaczego?”. „Tacy mali, a już Polacy…” — właściwie z tego kawału zaczyna się spektakl. Jeden z głównych bohaterów – komisarz Kavaliauskas — jak się okazuje pochodzi z Niemenczyna, na co drugi bohater – fryzjer Rudavičius — reaguje natychmiast: „Aaa, to rozumiesz po polski, da?” No i at last but not at least reżyserem spektaklu jest Marcin Sławiński, reżyser i aktor z Polski, uznany specjalista z zakresu komedii (litewskim widzom już dał się poznać wcześniej jako twórca spektaklu „Šeimyninis įvykis“). Ale wbrew temu co napisałem „Žirklės“ nie jest sztuką o stosunkach polsko-litewskich...
Akcja spektaklu dzieje się w salonie fryzjerskim Roberta Rudavičiusa, tyleż nowoczesnym co bałaganiarskim, w którym brzytwa w ręku lekko rozkojarzonego fryzjera budzi więcej lęku niż wiary w jego manualne talenty, zaś personel zakładu i jego dość osobliwi klienci opowiadają w kółko te same kawały i plotki. Rudavičius wynajmuje salon od mistrzyni fortepianu Ireny Miller. Pewnego dnia zostaje ona zamordowana w swoim mieszkaniu znajdującym się tuż nad salonem „Bobczika”. W tym czasie w salonie znajdują się: sam mistrz nożyc i grzebienia, Daiva Markauskaitė (druga fryzjerka) oraz ich klienci: handlujący antykami Romualdas Makovskis, żona bogatego posła – pani Ališauskienė, pan Kavaliauskas i pani Vytauta. Jak się później okazuje, ci dwaj ostatni to policjanci, którzy zaraz rozpoczynają prowadzenie śledztwa w sprawie zabójstwa pani Miller; podejrzani są wszyscy, którzy w tym czasie przebywali w salonie (oprócz policjantów – tego wyjaśnienia zabrakło podczas litewskiej premiery spektaklu i spora część sali uznała, że zabójcami są właśnie oni).
„Žirklės“ czyli „Shear Madness“ to dziś już sztuka legendarna! Kryminalna komedia pióra Paula Portnera, niemieckiego psychologa, literata i reżysera, w roku 1976, powstała prawie pół wieku temu, jako rodzaj eksperymentalnej psychodramy. Jej światowa kariera rozpoczęła się dopiero po amerykańskiej premierze w Bostonie w 1980 r. Przetłumaczona na kilkanaście języków, doczekała się blisko 60 realizacji. W I997 roku wpisano ją do księgi rekordów Guinnesa jako sztukę najdłużej graną bez przerwy na amerykańskich scenach (nie będącą musicalem). W Polsce po raz pierwszy wystawił ją w 1999 roku Teatr Powszechny w Łodzi, który do dziś utrzymuje ją w swym w repertuarze. No i 13 października br. przyszedł czas na Litwę.
Na czym polega fenomen tego dzieła? To publiczność decyduje o rozwoju całej sytuacji i za każdym razem zakończenie przedstawienia może być inne. Aktorzy wspólnie z widzami odtwarzają całą sytuację aż do zamordowania pianistki. Widzowie mogą zadawać pytania aktorom, są zapraszani na scenę by odczytać ten lub inny dokument, wykonać telefon. W czasie antraktu aktorzy nie schodzą ze sceny (jako, że są podejrzanymi, mają zakaz opuszczania salonu), w tym czasie podejrzani częstują widzów cukierkami, rozdają czasopisma, wizytówki i na wszelkie sposoby próbują przekonać do swojej niewinności. Następnie odbywa się głosowanie, w którym publiczność większością głosów wyłania „zabójcę“. Poza tym akcja sztuki jest obsadzona „tu" i „teraz", widzowie bez trudu mogą rozpoznać w jej bohaterach siebie lub znane osoby, zaś w realiach – wydarzenia z pierwszych stron gazet....
Atutem spektaklu są też doskonałe kostiumy i scenografia (Wojtek Stefaniak) oraz niezłe aktorstwo: Larisa Kapokaitė w roli pani Ališauskienė, Edita Užaitė w roli Daivy Markauskaite, Eimutis Kvoščiauskas w roli Rudavičiusa, Ineta Stasiulytė jako pomocniczka komisarza…
Gdy wychodziłem przy szatni rozmawiało kilku widzów: „Na ir kaip tau spektaklis? Patiko?“ (Jak ci sztuka? Podobało się?– zapytał jeden. „Nieko“ (Nic sobie) – odparł drugi. I chyba coś w tym jest... Muszę przyznać, że mi w tym przedstawieniu najbardziej zabrakło tej reklamowanej interaktywności właśnie. Niby i aktorzy próbowali rozruszać publiczność i wciągnąć ją do wspólnej zabawy, i publiczność powoli nabrała na to ochoty, ale ciągle czuło się jakieś napięcie, jakąś niepewność, jakąś nerwowość w grze litewskich teatralnych gwiazd. Doskonale ripostowali na kąśliwe uwagi publiczności Eimutis Kvoščiauskas i Mindaugas Capas, innym sztuka improwizacji dawała się już trudniej... Nie przekonała mnie też końcówka przedstawienia. Publiczność zagłosowała i wybrała ofiarę. Aktorzy natychmiast zagrali według z góry ułożonego scenariusza, ale w ich grze brakło już pewności, kwestie były wypowiadane jakoś automatycznie i chaotycznie, bez wewnętrznej wiary w to co się mówi. Zmęczenie? Obstawiano inny scenariusz? Sam nie wiem.
Mimo to sztukę serdecznie polecam. Kto szuka w teatrze przede wszystkim rozrywki, uwielbia zabawne sytuacje, pokrętne intrygi i kryminalne zagadki. Lubi też sam pokierować akcją, szukając odpowiedzi na nieśmiertelne pytanie „Kto zabił?" - powinien do teatru „Domino“ wybrać się jak najszybciej. „Žirklės“ – to coś w sam raz dla niego. Dwie godziny wesołej zabawy gwarantowane.
Aleksander Radczenko, ifpl
www.lietuvosvalstybe.com