L24: Polska kultura na Litwie – jaka jest?
Edward Trusewicz: Menu kultury polskiej serwowanej na Litwie jest różnorodne. Te menu zweryfikował czas: zespół „Wilia” i inne zespoły artystyczne pielęgnujące i promujące folklor polski, działające od ponad trzech dziesięcioleci, następnie zryw niepodległościowy i z potrzeby serca powoływane do życia zespoły w różnych miejscowościach, jak Wileńszczyzna długa i szeroka... Inną formą przejawu kultury były dwa teatry. Starszy w swojej niestrudzonej działalności przekroczył wiek platynowy, młodszy – złoty.
Obecnie wątki polskości możemy bez uzbrojonego oka widzieć też w innych formach kultury. To chociażby zespoły undergroundowe.
Swych zwolenników ma również kultura wizualna: obrazy, rzeźby etc. Do powstania dzieł w tych formach ręce przykładają też twórcy o polskim pochodzeniu.
Lista form przejawu kultury tym się nie zamyka. Miłośnicy różnych dziedzin mogą znaleźć sztukę według swoich upodobań.
Kultura, na szczęście, jest elementem, który nieustannie zmienia się. Rodzą się nowe inicjatywy. Zarówno stricte współczesne, jak też tradycyjne wzbogacone czynnikiem teraźniejszości. Stąd można pokusić się o stwierdzenie, że menu kultury polskiej na Litwie nie ugrzęzło w XX wieku. Jednak zawsze konsumenci produktu kulturalnego (a są to zazwyczaj ludzie o myśleniu nietuzinkowym, nastawieni dość krytycznie) mają prawo rościć oczekiwania do jeszcze lepszego produktu niż mają. To ich prawo jest całkiem uzasadnione. Prawdziwy mistrz tworzący produkt kulturalny nie spocznie na laurach i będzie chciał, by jego twórczość była na topie.
A więc, kondycję kultury polskiej na Litwie można zdiagnozować jako sanus (przyp. red. – z łac. „zdrowa”). Ale bez wyrobionego immunitetu łatwo złapać bakterię. W kulturę więc trzeba inwestować. Wtedy będzie w dobrej formie.
L24: Wspomniał Pan o polskich zespołach artystycznych, których gros na Wileńszczyźnie stanowią zespoły zbratani z folklorem. Tak, są też teatry, możemy dopatrzeć się innych form kultury. Ale czy folklor nie zdominował kultury, która jest serwowana dla Polaków na Litwie? Czy w folklorze nie utonęły, albo – co najmniej – nie zostały przyćmione inne formy kultury?
Edward Trusewicz: Może się wydawać, że na Wileńszczyźnie w cieniu folkloru znalazły się inne formy kultury polskiej. Ku temu są przyczyny obiektywne. Niemała liczba osób z naszego regionu ukończyła staże i szkolenia instruktorów tańca w Polsce. Głównie w Lublinie. Ci ludzie przekazali zdobyty kunszt swoim podopiecznym. I, najważniejsze, że zaszczepili w nich zamiłowanie do kultury. A owocem tego dobrego przekazu są i podopieczni, i widzowie, którym wir tańca i brzmienie śpiewanego słowa polskiego w wydaniu ludowym przypadły do gustu. O tym świadczą osoby nie stroniące od koncertów, w których dominantę stanowi muzyka ludowa. Ich nie brakuje.
Zwolennicy muzyki undergroundowej czy operowej mogą nie rozumieć ludzi, którzy rozkoszują się baletem albo cyrkiem.
Form muzyki ludowej jest wiele. Przecież jazz też jest muzyką ludową... Że jest mieszaniną muzyki afrykańskiej przeniesionej na inne kontynenty i udoskonalonej według zasad teorii muzycznej, to tylko dodaje mu splendoru.
Folklor nie zdominował kultury polskiej na Litwie. I niekoniecznie jest on cechą, charakteryzującą nas, mieszkających w tej części Starego Kontynentu. Po prostu muzyka ludowa jest bardzo wyraźnym elementem przekazu kultury. To bez trudu czytelny czynnik przybliżający nam tradycje i odzwierciedlający tożsamość. Jest słowo, jest taniec i jest strój. Charakterystyczny i wyraźny. W teatrze spotkamy samo słowo. Przekaz słowa. W namalowanym obrazie czy zdjęciu zaś nie zobaczymy już tych czynników tożsamości. Między innymi stąd niemała liczba osób ma zamiłowanie do folkloru.
L24: To jaka więc byłaby Pana ocena poziomu życia kulturalnego Polaków na Litwie? Jakie są dominujące potrzeby kulturalne większości Polaków na Litwie?
Edward Trusewicz: W tym miejscu każde stwierdzenie byłoby dość odważne...
Poziom kultury polskiej na Litwie nie odbiega raczej od poziomu kultury ogólnokrajowej. Przy jednej zasadzie, że mówimy o amatorach. Niestety, kultura krajowa przez ćwierć wieku naszej niepodległości nie była traktowana priorytetowo. Przez lata ona płynęła z prądem i opierała się na ludziach, którzy wnosili pewne novum, bazując na oczekiwaniu konsumentów. Może z jednej strony to dobrze, bo nie było rewolucji. Kultura była ewolucją odruchową, idącą nogę w nogę z oczekiwaniem mas. Z drugiej strony – kultura jest elementem nie tylko skierowanym do mas, albo – przede wszystkim czynnikiem nie kierowanym do wielkiej rzeszy osób.
Ludzie kultury powinni czuć puls konsumentów. Ale to nie jest aksjomat. Kultura jest tym przejawem, który może odbiec od oczekiwania masowego i dyktować trendy. Jest to, wiadomo, droga ryzykowna. Ale jeśli tą drogą idzie prawdziwy twórca, to on potrafi i modę narzucić, i czuć oczekiwania konsumentów. Mistrz może zdawać sprawę, że jego twórczość nie będzie produktem, który obejrzą setki tysięcy oczu, ale do historii wschodzi ten, który potrafił profesjonalnie podać swój dorobek i który niekoniecznie spotkał się z aplauzem podczas jego prezentacji. Tak było i w przypadku wielkich artystów renesansowych, i w przypadku barokowych czy też tworzących w epoce romantyzmu.
Na konsumpcję kultury wpływa wiele czynników. Weźmy chociażby dwa – element tradycji i sytuacji materialnej.
Paryżanie, na przykład, za element dobrego tonu uznają odwiedzenie nowych wystaw w galeriach artystycznych czy muzeach. Jeśli nie zaliczyłeś wernisażu, czy nie obejrzałeś wystawy rozpoznawalnego artysty, i o to byłbyś zapytany przez kolegów w pracy, musiałbyś płonąć ze wstydu. U nich kultura jest na porządku dziennym, jest tematem rozmów m.in. podczas rodzinnego obiadu.
Takiej tradycji z kolei nie mają Niemcy. Może udokładnię – tak głębokiej. Bo z Niemczech, z kolei, mają przejawy czynniki kultury współczesnej. W berlińskim życiu kulturalnym dzieje się niemało. Ale wystawa X, to niekoniecznie przedmiot rozmowy przy obiedzie. Mówiąc żartem, oni chyba uświadomili sobie, że nie prześcigną w tym Francuzów, i skierowali priorytet na inne składniki rozwoju kraju. I chyba stąd muzeum Beethovena w Bonie przypomina raczej skansen niż prezentację dorobku wybitnego kompozytora na jego miarę. Jak się spojrzy z tej perspektywy, to muzea na Litwie nie są wcale zacofane. Chociaż, jeżeli poważne, zostały one w ubiegłym stuleciu: i w planowaniu działalności, i w wystawach.
L24: Niemcy, Francja. A Polacy na Litwie? Co z naszą społecznością?
Edward Trusewicz: Wśród Polaków na Litwie możemy spotkać ludzi, którzy interesują się kulturą i znają się na sztuce. Są wśród nas melomani, są znawcy teatru. Trudno mówić o liczbach, nie mając odpowiednich badań, ale posługuję się tu swoją skromną wiedzą.
Z ofertami kulturalnymi skierowanymi do społeczności polskiej dociera Związek Polaków na Litwie. Propozycje dla osób interesujących się kulturą polską ma też Instytut Polski w Wilnie. Warto odnotować, że ostatnio, gdy dyrektorem został Marcin Łapczyński, ta placówka kieruje swoje propozycje kulturalne w znaczącej mierze również do litewskich Polaków. To bardzo pozytywna zmiana.
Jednak w społeczności polskiej daje się zauważyć pewną pasywność, co do imprez kulturalnych. Sprowadzenie znanych polskich artystów muzyki poważnej może spotkać się z brakiem wielkiego zainteresowania. Mimo to w kulturę z wyższej półki należy inwestować, trzeba ją promować. Niezależnie od tego, że nie od razu przynosi ona dywidendy.
Organizatorzy życia kulturalnego i sami artyści pracę powinni wykonywać odpowiedzialnie. Ci drudzy mają zdawać sprawę, że tworząc produkt kulturalny niosą też wątek edukacyjny. Stąd niezbyt można usprawiedliwić pojawienia się muzyków orkiestry symfonicznej we frakach z... czarnymi muszkami. To można odczytać jako brak szacunku do widza. Z kolei brakiem szacunku dla artysty może być pojawienie się widza na wieczorowym koncercie w filharmonii w jeansach czy nawet w garniturze i brązowych pantoflach. A to wszystko – kultura.
L24: Jak Pan sądzi: ktoś czuwa nad rozwojem kultury polskiej na Litwie czy rozwija się chaotycznie? Czy potrzebna koncepcja rozwoju kultury polskiej na Litwie?
Edward Trusewicz: Kultura polska w naszym kraju nie potrzebuje lekarza. Z nią jest OK. Jej rozwój nie jest raczej chaotyczny. Może da się zauważyć brak kreatywności.
Koncepcja rozwoju kultury polskiej na Litwie byłaby przydatna. Nie chodzi o jakiś dokument, który powędruje do szuflady. Wytyczne warto mieć.
W rozważaniu na ten temat łatwo o trywialność – nieustanne borykanie się kultury z niedostatecznym finansowaniem. Ale ten wątek – to osobny i dość długi temat.
L24: Jak polska kultura wpisuje się w obraz życia kulturalnego na Litwie?
Edward Trusewicz: Można zauważyć, że społeczność polska na Wileńszczyźnie w swoim życiu kulturalnym jest raczej zamknięta. Ma to i swoje wady, i swoje zalety. Za jedną z wad, na przykład, można uznać, że przedstawiciele innych grup etnicznych, w tym – Litwini, za mało znają kulturę polską. Za jeden z plusów z kolei można przywołać to, że na repertuar koncertu polskiego zespołu składają się pieśni polskie. Nie ma potrzeby sztucznego miksowania takiego widowiska innymi kulturami z pobudek wyłącznie tzw. poprawności politycznej.
L24: Dlaczego polska mniejszość na Litwie nie ma zawodowego teatru? Ma ambicję i zapotrzebowanie na takowy?
Edward Trusewicz: Temat również dość obszerny. Przypuśćmy, że Teatr na Pohulance zostałby odzyskany przez społeczność polską. I co dalej? Nie bylibyśmy w stanie go utrzymać. Na dzień dzisiejszy nie bylibyśmy również w stanie wypełnić go treścią. Do tego można dążyć, ale trzeba mierzyć siły na zamiary.
Obecnie lepszą drogą byłoby urozmaicenie repertuaru, wzbogacenie go o polski. I zmodernizowanie jego działalności. Miałby to być teatr o charakterze dialogu międzykulturowego. Kiedy miałem przyjemność pracować w Ministerstwie Kultury pierwsze kroki ku temu poczyniliśmy. Niestety, dalej to nie zostało poprowadzone.
Byłoby to chyba trafne rozwiązanie. Na deskach tego teatru byłyby grane sztuki polskie. A jednocześnie rozbrzmiewałyby tam też inne języki, wskazując na różnorodność kulturową Wilna.
L24: Dziękuję bardzo za rozmowę.
Rozmawiała Beata Naniewicz
Komentarze
"Kultura jest ponad narodami, ponad podziałami. Dzieci to rozumieją i dlatego same proszą o nauczenie jakichś nowych tańców, tańczonych w innych krajach. Wyszukują informacje w internecie i proponują wprowadzić do repertuaru tańce - na przykład - gruzińskie czy romskie. Cieszę się, że członkowie zespołu są tacy aktywni i mają pomysły" - mówił German Komarowski.
A w tym samym czasie przez lata wiele MILIONÓW złotych z polskiego budżetu szło na nikomu niepotrzebną telewizję Biełsat, czyli kaprys Romaszewskiej-Guzy. Takie absurdy są często spotykane, a Romaszewska-Guzy histeryzuje że jej pieniążki chcą odebrać.
Pieniądze polskich podatników powinny wspierać Polonię i Polaków, Kresowiaków, Wilnian, a nie prywatny folwark jakiejś paniusi.
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.