Jak zapowiedział Gintaras Karosas, dyrektor Parku Europy i dworu-muzeum w Lubowie, konferencja ta jest swoistym podsumowaniem wspólnego międzynarodowego projektu z udziałem Litwy, Islandii, Norwegii i Liechtensteinu, którego wartość wynosiła ponad 700 tys. euro i dzięki któremu została odnowiona oficyna i oranżeria dworu w Lubowie.
Przypomniał, że Rafał Ślizień (1804-1881) był w swoim czasie znanym twórcą, a obecnie niesłusznie zapomnianym, chociaż „za swego” uważają go Polacy, Litwini i Białorusini. Spoczywa w kaplicy w Lubowie. Zaznaczył, że konferencja ma na celu przypomnienie światłej postaci rzeźbiarza, a historycy przyłożyli wiele starań, by zebrać jak najwięcej informacji o tym wybitnym przedstawicielu pokolenia filomatów i filaretów. Zapowiedział też tajemniczo, że podczas konferencji zostaną przytoczone fakty, które śmiało można zaliczyć do sensacyjnych.
Dr Reda Griškaitė, historyk z Instytutu Historii Litwy, przybliżyła osobowość Rafała Śliźnia, a był to „człowiek wesoły i komunikatywny”. Wraz z innymi rówieśnikami pokolenia Adama Mickiewicza był uczestnikiem słynnego procesu filomatów i filaretów, który wstrząsnął społecznością Wilna i okolic.
– Młodzi ludzie bardziej martwili się o swoje rodziny i dwory, że zostaną przez carskie władze skonfiskowane, a mniej troszczyli się o własne losy – stwierdziła badaczka, która zapoznała się z wszystkimi dostępnymi pamiętnikami uczestników procesu.
Badaczka sztuki dr Jolanta Širkaitė zwróciła uwagę zebranych, że Rafał Ślizień był uczniem Jana Rustema, ale ten nauczał rysunku, a prawdopodobnie sztuki rzeźbienia szlachcic z Lubowa uczył się samodzielnie. Opowiedziała też o więziach i przyjaźniach rzeźbiarza ze znanymi ówcześnie ludźmi sztuki, m.in. z malarzem Alfredem Izydorem Romerem, którego był mecenasem.
Sensacyjnego wręcz odkrycia dokonała doc. dr Birutė Rūta Vitkauskienė, historyk z Litewskiego Muzeum Narodowego, upubliczniła ona nigdzie dotąd niepublikowane dokumenty archiwalne, pozwalające twierdzić, że dwór w Lubowie był znany nie w XVI w., jak twierdzono dotychczas, ale przynajmniej 150 lat wcześniej. W archiwum w Sztokholmie znalazła odpis dokumentów testamentowych z czasów Zygmunta Starego i darowiznę od Gasztołdów, gdzie wspomniany jest dwór w Lubowie. A więc dzięki temu odkryciu, broda mu urosła o półtora wieku. Wygłaszająca swą prelekcję po polsku i litewsku badaczka zwróciła również uwagę, że etymologia słowa „Liubow” ma bez wątpienia słowiańskie korzenie i jest wynikiem kulturowej inwazji Słowian poprzez więzi handlowe.
Z kolei dr Lilia Kowkiel ubolewała, że bogaty księgozbiór rodu Śliźniów, którzy mieli też posiadłości na Nowogródczyźnie, nie zachował się, a jego pozostałości znajdują się w Narodowym Historycznym Archiwum Białorusi w Grodnie (kilka tysięcy ksiąg z XVI-XIX w.).
Polski historyk Sebastian Piotr Ślizień przedstawił z kolei postać syna Rafała – Henryka Śliźnia – znanego kolekcjonera i znawcy sztuki, który kontynuował pasję ojca. Podobnie też jak i jego rodzice nie szczędził pieniędzy na działalność charytatywną.
Rzeźbiarz i badacz sztuki Walerij Kaliasinski z Mińska na wstępie zaznaczył, że jest wielkim wielbicielem talentu Rafała Śliźnia i podobnie jak on projektuje i wykonuje medale. Według niego, Ślizień wykonał 57 medali. Rzadko tworzył na zamówienie.
– Wykonywanie medali i medalionów to dość konserwatywna gałąź sztuki, ale rzeźbiarzowi z Lubowa udało się stworzyć własny styl, który łączy w sobie elementy konserwatyzmu i romantyzmu – twierdził gość z Białorusi. Dodał, że wybitny medalionista zasłużył na uwiecznienie jego postaci na medalu i on przygotował kilka roboczych wariantów. – W najbliższym czasie zakończę prace – zapowiedział, co uczestnicy konferencji skwitowali gromkimi brawami.
Konferencja cieszyła się sporym zainteresowaniem. Wzięli w niej udział: radni, pracownicy wydziału kultury, sportu i turystyki samorządu rejonu wileńskiego z kierownikiem Edmundem Szotem na czele, muzealnicy, krajoznawcy, badacze i zwykli miłośnicy przeszłości oraz historii „małych ojczyzn”. Jej ostatnim akordem było zwiedzanie zrekonstruowanej oficyny i oranżerii.
Zygmunt Żdanowicz
Fot. Marian Dźwinel
Tygodnik Wileńszczyzny