- Ktoś próbował wejść do pokoju. Uratował mnie człowiek, który poprawiał kable, bo przestraszyłem się tego, że wejdzie. Źle wymierzyłem, strzał padł zbyt szybko. Padł strzał w policzek, a nie w głowę, spieszyłem się - powiedział.
- Broniłem honoru ludzi, których znałem i którzy świetnie pracują. Chciałem, aby prokuratura przetrwała i to pod dowództwem gen. Parulskiego. To jest człowiek, który gwarantuje uczciwe prowadzenie spraw. Zawsze, kiedy była jakaś konieczność, lub potrzeba udzielenia pomocy, taką pomoc otrzymywałem. Nigdy nie było żadnych nacisków, człowiek ten zawsze parł do tego, żeby wyjaśnić każdą sprawę do końca - dodał.
- Na mój krok miały wpływ sprawy, które prowadzę. Jedne z najpoważniejszych, jeżeli chodzi o kwestie finansowe w Wojsku Polskim. To one spowodowały bezpośredni nacisk na to, żeby przyspieszyć kroki w kierunku likwidacji prokuratury wojskowej - powiedział Przybył.
- Mogłem pogodzić się z tym, że demolowali mi samochód, że odkręcono mi koła chcąc, bym się zabił. Wiem, że za moją głowę była nagroda miliona złotych. Mogłem się pogodzić z tym, że zabito mi psa. Nie mogłem się pogodzić z bezpodstawnym atakiem, z zarzucaniem nam nieprawidłowego lub bezprawnego działania - powiedział Przybył.
Z pułkownikiem udało się porozmawiać także reporterce Radia ZET. Opisując okoliczności wczorajszego zdarzenia, prokurator powiedział m.in., że "otworzył w gabinecie okno i strzelał w jego kierunku, aby uniknąć rykoszetu".
Na pytanie o to, jak się czuje, odpowiedział: "Jak po postrzale".
Prokurator Przybył postrzelił się wczoraj w przerwie konferencji prasowej. Najpierw wygłosił emocjonalne oświadczenie, po czym wyprosił z sali dziennikarzy. Wtedy padł strzał. Pomocy próbował udzielić Przybyłowi jeden z dziennikarzy, chwilę potem na miejscu pojawił się personel medyczny ze znajdującej się w budynku przychodni. Pułkownika przewieziono karetką do szpitala - miał uszkodzoną twarzoczaszkę, był przytomny; jego życiu nie zagrażało niebezpieczeństwo.
Wieczorem prokurator Przybył przeszedł zabieg chirurgiczny w związku z raną postrzałową głowy. Zabieg trwał około godziny.
- Stan pacjenta jest dobry. Zabieg przebiegł pomyślnie, pacjent czuje się dobrze, ma zapewnione wszystko, czego potrzebuje - powiedziała dzisiaj dyrektor Szpitala Klinicznego im. Heliodora Święcickiego Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu Krystyna Mackiewicz.
Dodała, że na razie nie ma decyzji o przeniesieniu pacjenta do innej lecznicy. - Te najbliższe dwa dni prawdopodobnie pozostanie tutaj - powiedziała.
Jak poinformował rzecznik Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Poznaniu ppłk Sławomir Schewe, Przybył postrzelił się z prywatnej broni, na którą miał pozwolenie. Zgodnie z przepisami na teren prokuratury nie można wnosić broni palnej ani amunicji.