Jak powiedział rzecznik komendanta głównego policji Mariusz Sokołowski, mężczyzna zadzwonił ok. godz. 22 do dyżurnego KGP. - Powiedział z obcobrzmiącym akcentem, że w jednej z śródmiejskich komisji podłożony został ładunek wybuchowy - dodał.
Policjanci rozpoczęli sprawdzenie pirotechniczne lokalu. W akcji wykorzystywano zarówno specjalistyczny sprzęt jak i psy. - Na szczęście alarm okazał się fałszywy. Niczego nie znaleziono. Sprawdzenie zakończyło się przed godziną 7, tak, że komisja mogła normalnie rozpocząć pracę - dodał rzecznik.
W tym samym czasie policjanci z KGP ustalali sprawcę alarmu. - Trop prowadził na Wyspy Brytyjskiej. Przekazaliśmy informacje tamtejszej policji. Zatrzymała 40-letniego Jacka K. - poinformował Sokołowski.
Jak się okazało mężczyzna był pod wpływem alkoholu. Tłumaczył, że to był żart. Ponieważ przestępstwo popełniono na terenie Wielkiej Brytanii, może odpowiadać za nie właśnie w tym kraju.- A tam kara jest bardzo wysoka, grozi mu nawet siedem lat więzienia - zaznaczył Sokołowski.
Podkreślił również, że w większości przypadków sprawcy tego typu alarmów są zatrzymywani i ponoszą tego konsekwencję.
PAP
www.lvcom.eu