Na alarm biją także ornitolodzy – przemysłowa eksploatacja torfowisk przyniesie niepowetowane straty dla przyrody – zostaną bowiem zniszczone wylęgające się na tych obszarach rzadkie gatunki ptaków, wpisane do Czerwonej Księgi Litwy.
Wniosek wydany w końcu maja przez Departament Ochrony Środowiska Regionu Wileńskiego przy Ministerstwie Środowiska RL, będący faktycznym pozwoleniem na wydobywanie torfu opałowego przez ZSA „Ferta", bez konieczności oceny oddziaływania na środowisko, jest niemałym zaskoczeniem także dla urzędników samorządu trockiego. Okazało się, że treść wniosku, na który czekano z niecierpliwością, a zarazem nadzieją, jest sprzeczna nie tylko z opiniami, które do tej instytucji kierowali specjaliści samorządu rejonowego, ale i poprzednimi zamiarami departamentu. Niespełna rok temu jego urzędnicy sami byli pewni co do tego, że wydobywanie torfu w ludnej miejscowości, w unikatowym zakątku przyrodniczym wymaga oceny oddziaływania na środowisko...
– Stanowisko departamentu dziwi i zaskakuje. Jesteśmy kategorycznie przeciwko takim planom. W naszej gminie już mamy dobitny przykład podobnej działalności. Przed laty we wsi Pokrempie również wydobywano torf. Widzimy, co zostaje po takich wykopaliskach – nikomu niepotrzebna pustynia. Zalane wodą czarne otchłanie, chaszcze nie do przebrnięcia i rozsadnik żmij – stwierdza Maria Gołubowska, starościna gminy Połuknie.
Rozległe obszary w Madziunach, wniesione do funduszu wolnej ziemi państwowej, od dawna są upatrzone przez wszelkiej maści i kalibru biznesmenów. Przed laty na powierzchni ponad 400 ha miał tu powstać hipodrom. Ledwo jedne napoleońskie plany wzięły w łeb, a tu w głowach przebiegłych kombinatorów zaświtały nowe pomysły, jak zagospodarować państwową ziemię...
– Firmy zamierzające rozpocząć produkcję torfu opałowego swoją działalność motywują tym, iż będzie ona korzystna dla Litwy. Niestety, na dzień dzisiejszy wszystko świadczy o tym, że ta działalność przyniesie więcej strat niż korzyści – podkreśla Gołubowska.
Jednym zabrać, żeby innym dać?..
Walerian Jusionis, kierownik spółki rolnej „Merkys", wniosek Departamentu Ochrony Środowiska lada dzień zaskarży w sądzie.
– Spółka rolna „Merkys" od 1992 roku na potrzeby gospodarstwa w okolicznych miejscowościach dzierżawi 540 ha ziemi państwowej. Aby wydzierżawić ziemię państwową musieliśmy spełnić wiele rygorystycznych warunków, których bezwarunkowo przestrzegamy. Umowa o dzierżawie ziemi, zatwierdzona w państwowym rejestrze, jest prolongowana na 25 lat. Pozbawienie nas 164 ha – trzeciej części nadziałów, z których korzystamy – to ogromny ubytek, który zmusi do ograniczenia zakresu działalności – tłumaczy Jusionis.
Jeżeli plany przedsiębiorców dojdą do skutku, gospodarz spółki rolnej „Merkys" będzie musiał o 30 proc. zmniejszyć pogłowie bydła, co oznacza, że o 30 proc. zmniejszą się także ilości sprzedawanego ludziom mleka i mięsa. A propos, w ubiegłym roku nadojono 881 t, a sprzedano 783 t zdrowego świeżego mleka oraz 70 t żywca.
Nie da się uniknąć, niestety, także zwolnień. Spośród 28 zatrudnionych w spółce rolnej pracowników, dziewięciu trzeba będzie złożyć wymówienie. Mieszkańcy okolicznych wsi – Połuknia, Mamowia, Lipniak, Madziun – chwalą sobie możliwość pracy i godnego zarobku na miejscu. Co dla nich będzie oznaczała strata podstawowego źródła utrzymania, możemy tylko snuć przypuszczenia.
– W ubiegłym roku do budżetu Litwy wpłaciliśmy 148 tys. litów podatku. Już policzyliśmy, że zwalniając dziewięciu pracowników rocznie nie zapłacimy 45 tys. litów podatku. Zwolnione przez nas osoby uzupełnią rzesze bezrobotnych i staną w kolejce po zapomogę. Ich rodziny stracą żywicieli – ripostuje Walerian Jusionis.
W ostatnich latach jedyna spółka rolna w rejonie trockim skorzystała ze wsparcia unijnego, zagospodarowując ponad 2,5 mln Lt. Pieniądze te, m.in., zostały zainwestowane w modernizację budynków, nabycie sprzętu i, co ważne, ulepszenie i odnowę struktury dzierżawionej ziemi. Bo jak twierdzi kierownik spółki, żeby z ziemi wziąć, trzeba jej coś dać w zamian.
Według pana Jusionisa, powzięte zobowiązania obligują do tego, aby w ciągu najbliższych 5 lat nie zmniejszać wykorzystywanych powierzchni ziemi i objętości produkcji rolnej, nie redukować liczby zatrudnionych.
– Jak mam sprostać wymogom w takich warunkach?.. – retorycznie zapytuje rolnik. – Mógłbym jeszcze zrozumieć, że zabrana nam ziemia miałaby służyć interesowi publicznemu. Państwo biedne, więc szuka sposobów na podłatanie dziurawego budżetu. A przecież pieniądze uzyskane z wydobycia torfu trafią do prywatnej kieszeni kilku osób! I gdzie tu jest wygoda dla państwa? – stawia kolejne pytanie bez odpowiedzi nasz rozmówca.
Kłamstwo w żywe oczy
Niedowierzanie u ludzi wzbudza pośpiech w działaniach biznesmenów, a przede wszystkim ich nieliczenie się z opinią społeczności. Nikt ich nie zapytał o zdanie, czy rzeczywiście chcą mieć pod bokiem takie intratne przedsięwzięcie, a może nawet oferty pracy?
„Szkoda paliwa" – odpowiadali biznesmeni na zachętę pracowników starostwa, aby spotkać się z mieszkańcami i wyjaśnić, co do czego.
Od chwili pierwszej informacji o zamiarach spółki, wywieszonej w starostwie połukniańskim, w postaci ogłoszenia na ścianie, minął rok. Wtedy wspólnota lokalna stanęła okoniem i próby wydzierżawienia 145 ha łąk przez spółkę „Gavyba" zostały przystopowane. Z inicjatywy mieszkańców i za wstawiennictwem sejmowego komitetu ds. wsi blokadę nałożył Departament Ochrony Środowiska, który wskazał na potrzebę oceny oddziaływania na środowisko. W ciągu roku spółka zainteresowana torfowiskami zdążyła się i przemianować, i rozdwoić. Niemniej jednak, krąg zainteresowanych zajęciem się „korzystnym dla państwa" biznesem stanowią te same osoby. A jest ich niewiele – jak powiadają ludzie – zaledwie trzy.
Nie udało się nam ustalić, czy „UAB Ferta", zamierzająca eksploatować 134 ha torfowisk ma doświadczenie w branży wydobywczej. Ale pozwoleniem na działalność, na okres 3 lat, na pewno dysponuje. O kolejne 30 ha ziemi w Madziunach nadal zabiega spółka „Gavyba". Ponieważ zmieniły się powierzchnie przewidzianych pod wydobycie torfu obszarów, zmieniło się i nastawienie urzędu. Ocena oddziaływania na środowisko już nie jest pożądana...
Wniosek Departamentu Ochrony Środowiska określa także warunki działalności prywatnej firmy. „Torfobiorcy" mają prawo na całego korzystać z obecnej infrastruktury, a naturalną tarczą, która osłaniającą mieszkańców Madziun od podnoszonego przez pracujące w kopalni maszyny kurzu i hałasu będzie... las. Gdy zaś wszystek torf zostanie wywieziony, teren można rekultywować w zbiorniki wodne, nadające się do hodowli ryb... Zdaniem Marii Gołubowskiej oraz Waleriana Jusionisa, te postulaty można potraktować tylko jako urąganie zdrowemu rozsądkowi.
Wyimaginowane dobra
W rozmowie Arunas Dzigas, kierownik wydziału administrowania rolnego samorządu rejonu trockiego był rzeczowy.
– Maksymalna głębokość zasobów torfowych w Madziunach – 1,5 m. Na głębokości 1 m już są wody gruntowe. Tutejsze złoża torfu nie są perspektywiczne i nie nadają się do produkcji brykietów paliwowych. Torf przydatny do spalania powinien być jasnobrązowy, suchy. Ten zaś jest zmineralizowany, ciemny, o dużej wilgotności – ocenił Dzigas.
Według Dzigasa, samorząd rejonu trockiego w rekonstrukcję przeprowadzonej w latach 60. minionego stulecia melioracji omawianych obszarów w 2006 roku zainwestował 1 mln 520 tys. Lt. Środki samorządowe stanowiły 10 proc. wartości projektu, resztę pokryły pieniądze unijne.
– Sądzę, że tutaj istotą rzeczy nie jest torf. W rejonie trockim mamy kilka eksploatowanych torfowisk, które nie wzbudzają żadnych problemów. Nie dziwi mnie to, że spółki prywatne tak się zachowują, ale jestem zaskoczony, że urzędy państwowe wydają zgodę na taką działalność i nic nie robią, aby im zapobiec – konkluduje.
"Łakomy kąsek"
– Towarzystwo Ornitologów Litwy, które reprezentuję, kategorycznie nie popiera planów wydobywania torfu, ponieważ na łąkach w Madziunach wylęgają się rzadkie gatunki ptaków, których na Litwie pozostało bardzo mało. Są to bekasy, rycyki, krwawodzioby, łąkowe błotniaki, przepiórki. Dla wielu gatunków ptaków z okolicznych lasów te łąki są bazą pokarmową. M.in. dla orlika krzykliwego, bielika olbrzymiego, czarnej kani . Jest to też miejsce tokowania cietrzewi.
Z Walerianem Jusionisem dobrze się układa współpraca. On do lipca chroni nasze ptaki. Nie kosi tam, gdzie się gnieżdżą. To nie do pomyślenia, że departament nie widzi potrzeby dokonania oceny oddziaływania na środowisko – z oburzeniem mówi Egle Pakštyte, badaczka Towarzystwa Ornitologów Litwy.
Według Pakštyte, uchronić te obszary od zakusów przedsiębiorców mogłoby jedynie nadanie im statusu „NATURA 2000". Jednakże, jak zaznacza, nie jest to sprawa jednego dnia, wymaga zaangażowania ze strony wszystkich właścicieli ziemi i miejscowej społeczności. Towarzystwo Ornitologów pójdzie w ślady spółki rolnej „Merkys" i wniosek Departamentu Ochrony Środowiska zaskarży w sądzie.
– Ta ziemia – to łakomy kąsek niedaleko Wilna. Obecnie trwa proces skupowania gruntów i co poniektórzy spodziewają się drogo sprzedać je obcokrajowcom. Wszelako ziemia dzisiaj – to majątek. Tutaj jednym zamachem chcą sprawę ukartować, aby ktoś włożył pieniądz do kieszeni. Nie wiem, kto stoi za tym „projektem", ale nawet w resorcie środowiska mówi się, że jest on z napędem podpychany do przodu – odpowiada Pakštyte.
Dwojaka postawa
Przedstawiciele starostwa, spółki, wspólnoty mieszkańców szukając rozwiązania trudnej sprawy pukają w każde drzwi, prosząc o obronę przed tym, rzekomo korzystnym dla państwa, interesem. Według Waleriana Jusionisa, urzędnicy samorządu, politycy w sejmowym komitecie ds. wsi rozumieją problem i są gotowi pomóc, ale realnie nikt jak na razie nie dał rady przeciwstawić się jawnie grabieżczym, a już na pewno niekorzystnym ani dla państwa, ani dla ludzi planom.
W ubiegłym tygodniu problem naświetliła Państwowa Telewizja Litewska, zawitał tutaj także wiceminister środowiska. Sprawą nareszcie zainteresował się minister środowiska Valentinas Mazuronis, który powiedział, że jest zdziwiony dwojakimi decyzjami podwładnego resortowi departamentu.
Irena Mikulewicz
www.L24.lt