„Będziemy dużo jeść, tańczyć i bawić się na całego" – zapowiadają organizatorzy.
W programie: muzyka na żywo, stoły serwowane przez restaurację "Pan Tadeusz", konkursy z nagrodami, palenie marzanny oraz niespodzianki!
6 lutego 2015 r. godz. 19:00
7 lutego 2015 r. godz. 17:00
Cena - 25 EUR
Bilety do nabycia w DKP, pokój 203.
Polskie Zapusty to nic innego niż okres karnawału, który zaczyna się wraz z dniem Nowego Roku lub Świętem Trzech Króli i trwa aż do środy popielcowej. Do Polski tradycję świętowania karnawałowego przywiozła najprawdopodobniej królowa Bona. W okresie Zapustów wyjątkowe są oczywiście trzy dni ostatnie przed wielkim postem. Nazwano je również „mięsopustami", czyli pożegnaniem mięsa.
W różnych rejonach kraju mówi się o nich także jako o ostatkach, kusych, kusakach czy dniach zapuśnych. Samo słowo karnawał ma dokładnie takie samo znaczenie. Włoskie słowa carne vale oznacza również obrzędowe pożegnanie mięsa. Polskie tradycje zapustne mają korzenie śródziemnomorskie, nawiązują do greskich i rzymskich tradycji wiosennego święta Dionizosa (Bachusa – boga życia, słońca i miłości) obchodzonego pod koniec lutego. To z niego wywodzą się weneckie bale maskowe, rzymskie festyny karnawałowe czy maccoletti – zabawy z pochodniami i sztucznymi ogniami.
W Polsce z okazji karnawału również organizowano hulanki, często krytykowane przez duchownych. „ (...) większy zysk czynimy diabły trzy dniu rozpustnie mięsopustując, aniżeli Bogu czterdzieści dni nieochotnie poszcząć." - pisał kaznodzieja Grzegorz z Żarnowca.
W miastach podczas karnawału organizowano tzw. Reduty, czyli bale maskowe. Jako pierwszy na ten pomysł wpadł mieszkający w Warszawie Włoch Salwador, który pierwszą redutę zorganizował w swoim lokalu. Część z nich miała charakter zamknięty dla określonej grupy społecznej, jednak na większość wstęp mieli wszyscy niezależnie od stanu, pod warunkiem, że prawdziwą swą tożsamość skrywali pod maskami. W ten niezwykły czas można było zabaczyć zamożną damę tańczącą z zamaskowanym kuchcikiem. Liczyły się tylko umiejętności taneczne. Maski jednak nie wolno było pod żadnym pozorem zdjąć, co groziło usunięciem z balu. W czasach Augusta III wiele balów redytowych odbywało się w teatrach, w XIX wieku wiele z nich było wielką kwestą na cele dobroczynne.
Szlachta na wsiach uwielbiała także kuligi, czyli sannę prowadzoną przez wodzireja-arlekina. Zastępy sań zajeżdżały kolejno do domów sąsiadów, gdzie witano ich sutą wieczerzą i mocnym napitkiem. Gdy już się wybawiono i wygrzano, ruszano w dalszą drogę, korowodem powiększonym o kolejne sanie i jechano dalej, z dźwiękiem muzyki i pobrzękiwaniem janczarów, aż do późnej nocy.
„Takowe uciechy działy się po pańskim domach między przyjaciółmi i zaproszonymi. I te cieszyły wszystkich pozostawiając po sobie dobre i miłe wspomnienia. Inaczej jednak wyglądały kuligi szlachty niższej fortuny... Poczynały się te kuligi zwyczajnie, w przedostatni tydzień zapusty i trwały do Wstępnej Środy. Że takowe takowe kuligi najwięcej bawiły się pijaktyką i obżarstwem, przeto mniej dbając o tańce, przestawali na jakim takim skrzypku, czasem z karczmy porywanym albo spośród służącej czeladzi wynalezionym; chyba że gospodarz miał domową kapelę albo też rozochocony posłał po nią gdzieś do miasta. Najsławniejsze co do pijatyki i brawury te kuligi były w województwie rawskim... Takie kuligi pozostawiały po sobie tylko spustoszenie i straty." Jędrzej Kitowicz
Bibliografia: B. Ogrodowska, „Ocalić od zapomnienia polskie obrzędy i zwyczaje doroczne", Muza SA, Warszawa 2007