Dzisiaj wiceminister energetyki Inga Žilienė, próbując zmusić tych mieszkańców, którzy jeszcze nie wybrali tzw. niezależnego dostawcy energii elektrycznej, do wybrania jednego z nich i wycofania się z publicznego dostarczania prądu.
Urzędniczka grozi mieszkańcom, że, jeśli zostaną w publicznym zaopatrzeniu w prąd, od stycznia będą płacić więcej.
„Od nowego roku cena publicznego zaopatrzenia w prąd na pewno będzie rosnąć” - grozi urzędniczka.
Z szacunków wiceminister, jak powiedziała sama, wynika, że 1 kilowatogodzina prądu może kosztować 74-76 centów.
„Cena publicznego zaopatrzenia bardzo się zbliża do ceny, którą oferują niezależni dostawcy energii. Mieszkańcy nie mogą liczyć na to, że bez pomocy państwa cena publicznego zaopatrzenia będzie niższa niż ta, którą oferują niezależni dostawcy” – do podpisania umowy z przedsiębiorcami handlującymi energią elektryczną próbuje skłonić urzędniczka, która, oficjalnie, zarabia 5163 euro miesięcznie brutto.
„Taryfa ta bez ulgi nie będzie prawdopodobnie niższa niż 50 centów za kilowatogodzinę” – ostrzega Žilienė.
Obecnie kilowatogodzina prądu kosztuje 33 centy, jest ustalana co pół roku – od stycznia i od lipca.
Mieszkańcy, którzy podpisali umowy z handlowcami prądem, płacą więcej niż płacili przed podpisaniem umowy.
Na Litwie trwa tak zwana liberalizacja rynku energii elektrycznej, której nierzadko towarzyszą skandale i afery. Kolejna afera wybuchła w tym kontekście na początku bm., kiedy to tzw. niezależny dostawca energii elektrycznej „Perlas Energija”, poinformował, że jednostronnie przenosi klientów, którzy wybrali plany z cenami stałymi, do planu cenowego „Giełda”. Spółka zawiadomiła, że zawiesza działalność.
Komentarze
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.