Jak dowiedział się w Brukseli Reuters, decyzja komisji jest pozytywna. Inna być nie może, bo Łotwa wykonała jeden z najbardziej rygorystycznych europejskich programów ekonomicznych, do tego w sytuacji, gdy w latach 2008-2009 straciła piątą część swojego PKB - przyznała KE.
Aby dostać się do strefy, w której od 2011 r. jest już sąsiad Łotwy - Estonia, Ryga obniżyła deficyt budżetowy najpierw do 3 proc. PKB, a w ubiegłym roku do 1,2 proc. Dług publiczny wynosi ok. 41 proc. PKB, czyli o wiele mniej niż wynosi kryterium KE równe - 60 proc.
Bruksela spodziewa się, że wejście Łotwy do strefy euro, będzie dla inwestorów sygnałem, że pomimo trzyletniego kryzysu, strefa będzie rosnąć, a nie rozpadać się. Przyłączenie Łotwy do strefy powinni teraz poprzeć liderzy Unii na szczycie w tym miesiącu. Potem jeszcze musi być opinia parlamentu europejskiego, a w lipcu ostatecznie wejście sformalizują ministrowie finansów Unii.
Łotewski łat od 2004 r. jest powiązany z euro sztywnym kursem. Rząd premiera Anpisa konsekwentnie dąży do przyjęcia euro, uznając, że w długiej perspektywie tylko to gwarantuje krajowi stabilność gospodarczą. Łat jest walutą zbyt słabą. Argumentem za euro są też wyniki Estonii, gdzie przyjęcie wspólnej waluty tuż po kryzysie wywoływało wiele obaw. Jednak kraj dobrze poradził sobie ze zmianą pieniądza i miał za 2011 r. rok najwyższy przyrost gospodarczy w Europie (+7,6 proc.).