Szacuje się, że w Morzu Bałtyckim zatopiono nawet 50 tys. ton broni chemicznej. Kontakt z nią oznacza śmierć, ciężkie nieuleczalne choroby i zmiany genetyczne. Poprzez spożywane ryby i inne owoce morza trucizny te mogą dostawać się do organizmów ludzi niemających żadnych związków z morzem. Podmorskie trucizny wpływają też na stan podwodnego ekosystemu, szkodzą bioróżnorodności i bezpieczeństwu.
Według raportu Rady Państw Morza Bałtyckiego z 2016 roku, jeśli pojemniki z bojowymi środkami trującymi i produktami ich rozpadu zaczną się masowo rozszczelniać, życie biologiczne w Bałtyku może w ogóle przestać istnieć.
Do tak dramatycznego scenariusza jest dość daleko. W wielu przypadkach kontakt używanych niegdyś do celów wojskowych trucizn z wodą powoduje ich degradację, a powstałe produkty nie są już tak toksyczne. Ale nie zawsze tak jest. Sygnałem alarmowym jest każde przypadkowe natrafienie na chemiczną amunicję lub pojemniki z truciznami, większość z nich leży wciąż na dnie i nie o wszystkich wiadomo.
– W razie wyłowienia bomby, pocisku lub beczki zawierającej niebezpieczne substancje w ramach zarządzania kryzysowego problem będzie kierowany do likwidacji przez wojska obrony przed bronią masowego rażenia (OPBMR). Należy jednak rozważyć możliwość dopuszczenia do usuwania skażeń powstałych na skutek jakiejkolwiek awarii związanej z zatopioną bronią chemiczną również wyspecjalizowane, profesjonalne firmy prywatne lub państwowe – uważa prof. Stanisław Popiel z Wojskowej Akademii Technicznej. – Na pewno potrzebne byłyby również zmiany ustawowe w tym zakresie, aby także inne instytucje, oprócz wojsk OPBMR, mogły uczestniczyć w usuwaniu skutków skażeń powstałych wskutek rozszczelnienia skorodowanych jednostek amunicji chemicznej – dodaje nasz rozmówca.
W ostatnich dekadach odnotowano dwa przypadki wyłowienia broni chemicznej przez polskie statki, a także aż 24 przypadki kontaktu ludzi z niebezpiecznymi substancjami. Znany jest incydent z 1997 r., kiedy to rybacy wyłowili sześciokilogramową bryłę, którą wzięli za bursztyn. Okazało się, że to iperyt. Został wyrzucony na zwykłe wysypisko śmieci, a potem zabrało go wojsko. Nie jest jasne, czy został prawidłowo zniszczony.
Piotr Falkowski