Wyścigi wielbłądów, których tradycja sięga VII wieku n.e., przeżywają swój renesans, szczególnie w Dubaju. Stanowią pomost pomiędzy lokalną tradycją, o której przetrwanie martwią się autochtoni, a współczesnymi realiami jednego z najdynamiczniej rozwijających się miast świata.
„Wielbłądy, potomkowie tych sprzed kilkuset lat, nadal biegają po pustynnych piaskach, ale dosiadają je specjalnie zaprojektowane w tym celu roboty. Małe i lekkie (ważą 2-3kg), są zdalnie sterowane przez dżokeja" – opowiada Marta Ali, mieszkająca w Dubaju Polka, która jest licencjonowanym przewodnikiem po tym mieście.
„Kiedy rozpoczyna się bieg, do wyścigu ruszają nie tylko wielbłądy, ale też mnóstwo terenowych samochodów. Wzdłuż toru wyścigowego ciągnie się szeroka jezdnia, po której pędzą auta, a w nich dżokeje zdalnie sterujący wspomnianym wcześniej robotami, właściciele, opiekunowie zwierząt i czasem nawet my – widzowie, bo niektóre z takich obiektów nie mają trybun" – wyjaśnia przewodniczka.
Właściciel najszybszego wielbłąda zabiera do domu ok. 5 tys. dirhamów i luksusowy samochód, co jednak nie wydaje się być zawrotną sumą, jeśli weźmiemy pod uwagę doniesienia o zakupie wielbłąda za 2,7 mln dolarów. Tak wysokie kwoty nie są jednak regułą – młodego dromadera można kupić już za ok. 3 tys. dirhamów.
Wyścigi organizowane są w piątki i soboty w sezonie zimowym, czyli od listopada do kwietnia. W Dubaju najpopularniejszym torem jest Al Marmoum. Bieg odbywa się na dystansie od 1 do 10 km, w zależności od grupy wiekowej i rozmiarów wielbłądów. Wstęp na zawody jest wolny. (PAP Life)