„Pierwszy na świecie dramat wojenny non-fiction" - takiego określenia używają twórcy - przypomniał na czwartkowej konferencji prasowej Ołdakowski.
Film, nad którym prace rozpoczęto ponad dwa lata temu, trwa 116 minut. Powstał dzięki połączeniu w jeden fabularny ciąg krótkich fragmentów powstańczych kronik. Z tych pochodzących z 1944 r. zdjęć skonstruowano fabularną historię dwóch głównych bohaterów filmu, braci-operatorów, dokumentujących przebieg powstania. Czarno-biały materiał poddano po montażu koloryzacji i udźwiękowiono.
Efekt jest taki, że film - w którym na kolejnych kadrach widoczni są powstańcy oraz ludność cywilna - wygląda, jakby nakręcono go współcześnie.
„Widzowie będą mieć do czynienia z czymś niezwykle wstrząsającym i fascynującym"- zapowiadała już kilka miesięcy temu Agnieszka Odorowicz, szefowa Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej, który dofinansował tę produkcję. Ołdakowski podkreślał zaś, że prace nad filmem wywołały duże zainteresowanie nie tylko w kraju, ale także za granicą - m.in. w USA, Wielkiej Brytanii, Francji, Nigerii, Kazachstanie, Chinach. „Pisały o nim gazety „Washington Post", „Daily Mail", „Le Figaro" - wymieniał.
Zdjęcia, z których film powstaje, wybrano z łącznie sześciogodzinnego oryginalnego materiału, pochodzącego z kronik nakręconych przez operatorów Biura Informacji i Propagandy Komendy Głównej Związku Walki Zbrojnej AK - m.in. przez Antoniego Bohdziewicza „Wiktora", Stefana Bagińskiego „Stefana" i Jerzego Zarzyckiego "Pika".
W pracach nad filmem „Powstanie Warszawskie" udział wzięli m.in. specjaliści od czytania z ruchu warg. Ich zadaniem było ustalenie, co mówili bohaterowie kronik, ponieważ materiał z kronik pozbawiony jest dźwięku. Ponadto do filmu wymyślono dodatkowe dialogi, a do ich zaprezentowania zaangażowano następnie aktorów, którzy użyczyli głosów bohaterom.
Ołdakowski podkreślał w czwartek, że nie jest to film dokumentalny; że krótkie fragmenty archiwalnych kronik twórcy filmu ułożyli kolejno w jedną całość, samodzielnie narzucając rytm fabularny. Ponadto prawdziwe wypowiedzi łączą się w filmie z fikcyjnymi - dodał szef muzeum.
„Jest to dramat wojenny non-fiction. Utworzyliśmy specjalną kategorię, ponieważ ten film nie ma odpowiednika. W sferze obrazu jest prawdziwy, realistyczny, jednak aby króciutkie kawałki kronik mogły być ułożone w całość, musieliśmy zdecydować się na fabularyzację, na nadanie tym fragmentom pewnego ciągu. Nie jest to w żadnym razie klasyczny dokument. Odtwarzamy, co naprawdę mówią bohaterowie, ale nasze główne dialogi to te, które wypowiadają operatorzy spoza filmu, dialogi wymyślone" - tłumaczył Ołdakowski.
„Musieliśmy stworzyć fabułę. Powstańcy oszczędzali taśmy, fragmenty ich materiałów są bardzo krótkie. Trzeba było narzucić jakiś rytm fabularny" - opowiadał.
W liczącej kilkadziesiąt osób ekipie, która pracuje nad filmem „Powstanie Warszawskie", znaleźli się m.in.: specjaliści ze Studia Produkcyjnego Orka (koloryzacja czarno-białego materiału i postprodukcja powstańczych kronik) oraz reżyser dźwięku Bartosz Putkiewicz, nadzorujący proces udźwiękowienia filmowego materiału.
„Materiały filmowe użyte w „Powstaniu Warszawskim" były mocno wyeksploatowane bądź zniszczone, dlatego w wielu przypadkach ciężko było dobrać właściwy kolor. Każde ujęcie wymagało, po wstępnym pokolorowaniu, dokładnego opisu i wielu godzin pracy konsultantów historycznych" - zaznaczyli twórcy.
Opisując prace nad udźwiękowieniem, podkreślili natomiast, że "setki godzin spędzone w studiu, „łowienie" dźwięków miasta, powstańczej ulicy, odgłosów wystrzałów, wybuchów czy współpraca z kryminologiem odczytującym słowa z ruchu warg to tylko część wyzwań, którym musiał sprostać Bartosz Putkiewicz".
Plakat do filmu „Powstanie Warszawskie" zaprojektował grafik Tomasz Opasiński, który pracował przy znanych hollywoodzkich produkcjach, m.in. „Incepcji" i „Ultimatum Bourne'a". "Zobacz prawdziwy obraz Powstania" - taki napis widnieje na plakacie. (PAP)
Komentarze
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.