Każdy chyba doświadczył ekscytacji i mobilizacji związanej z planowaniem ciekawych lub ambitnych przedsięwzięć i euforii, jaką daje osiągnięcie takiego celu, ale i poczucia zniechęcenia, braku wiary w powodzenie rozpoczętego zadania, odkładania na później. Taka jest natura motywacji, przychodzi i odchodzi falami. Spadki motywacji są czymś naturalnym. Nasz organizm nie wytrzymałby poziomu pobudzenia pozwalającego stale działać na najwyższych obrotach. Sytuacje zawodowe często jednak wymagają umiejętności przełamywania własnego zniechęcenia. Musimy dostarczać wyniki na równomiernym poziomie, podejmować trudne decyzje, dbać o motywację podwładnych czy współpracowników, podczas gdy sami nie jesteśmy "na fali". Dlatego zdolność motywowania siebie staje się jednym z kluczowych warunków skutecznego działania i osiągania sukcesów.
Skąd zatem czerpać energię do działania nawet w trudnych sytuacjach? I jak utrzymać jej wysoki poziom aż do osiągnięcia celu?
Najważniejszy jest początek. Należy rozumieć go jednak nieco szerzej niż zrobienie pierwszego kroku. Początek treningu samomotywacji powinniśmy zaplanować na minimum dwadzieścia dni. Średnio tyle czasu potrzebujemy, aby nowa czynność stała się nawykiem. Po tym czasie przestajemy walczyć ze sobą każdego dnia, np. wstając o świcie i zakładając buty do biegania. Nawyk staje się przyzwyczajeniem, naturalnym działaniem, a potem charakterem. Większość postanowień noworocznych nie przechodzi próby dwudziestu dni.
Motywacja karmi się nagrodą, dlatego kolejnym krokiem milowym w budowaniu umiejętności samomotywowania się jest umiejętność aranżowania sytuacji w taki sposób, aby nagroda przyszła w odpowiednim momencie. Jeśli postawimy sobie za cel przebiec maraton, a zabraknie nam tchu na pierwszym kilometrze, nasz plan ma dużą szansę, aby skończyć tak, jak kończy większość postanowień noworocznych. Jeśli jednak przez trzy tygodnie naszym celem będzie tylko to, by wytrzymać np. pół godziny, biegnąc i maszerując naprzemian, jesteśmy wygrani. Tak przychodzi euforia sukcesu i wiara, że wszystko się uda. One także, jak każde działanie, mogą stać się nawykiem myślowym i posłużyć jako element treningu umysłowego w chwilach, gdy cały świat wydaje się być przeciwko nam.
Jednym z ważniejszych źródeł motywacji jesteśmy my sami. Dialog, jaki stale ze sobą prowadzimy, i treść naszych myśli wpływa na jakość funkcjonowania silnika, którym jest motywacja. Nie namawiam tu do odprawiania rytuału słania uśmiechów do własnego odbicia w lustrze i powtarzania, że jesteśmy świetni. Chodzi o wyrobienie w sobie nawyku przywoływania pozytywnych doświadczeń, ich wizualizacji w trudnych momentach oraz zdolność znajdowania mocnych, pozytywnych aspektów nas samych i takich umiejętności oraz cech charakteru, które nam sprzyjają, kiedy działamy sprawnie i pewnie. A jeśli mimo wszystko mamy trudność z opanowaniem malkontenctwa, jeśli zadanie jest wyjątkowo trudne i nie możemy uporać się z niepokojem o jego powodzenie albo kiedy cel jest niepewny lub zbyt odległy? Adam Małysz mawiał, że na rozbiegu nie myśli o Pucharze Świata, tylko o wykonaniu tego jednego dobrego skoku.
Na koniec jeszcze kwestia spójności. Służby wywiadowcze doskonale wiedzą, że najskuteczniejszą drogą do pozyskania najlepszych agentów jest motywacja ideologiczna, nie finansowa. Działanie zgodnie z przekonaniami, w obszarze, który może być jednocześnie źródłem pasji, który powoduje przepływ pozytywnych emocji związanych z tym, że mamy na coś wpływ, że robimy coś ważnego lub słusznego, to najbardziej sprzyjająca droga do rozwijania własnej motywacji i zarażania nią innych. Najlepsi menedżerowie nie zmieniają pracy z powodów finansowych, ale szukają środowiska, które będzie wspierać ich wartości, styl działania i najmocniejsze atuty, szukają obszarów z gwarancją rozwoju. Warto to wziąć pod uwagę, planując kolejne wyzwanie zawodowe.
Lucyna Pleśniar forbes.pl
www.L24.lt