„Nürnberger Nachrichten" relacjonując wydarzenie przypomniały, że „Katastrofy 1914/18 i 1939/45 przyczyniły się do gruntownego wytrzebienia z głów większości Europejczyków, a przede wszystkim dzielnych ojców-założycieli UE, złowrogiego nacjonalizmu. Nie do końca się to udało. Gauck i Hollande ostrzegali przed pospolitymi populistami, którzy, mówiąc źle o Europie, uderzają ponownie w szowinistyczny ton, osiągając zastraszające sukcesy wyborcze. W zasadzie są to fanatycy. Wystarczy wysłuchać ich „rozpalających umysły” wystąpień, by dostrzec, że nie chodzi tu o rozsądek, o rzeczową politykę, lecz o rozniecanie negatywnych nastrojów”.
Trudno byłoby zaprzeczyć oczywistemu faktowi narastania w Europie nastrojów nacjonalistycznych, o których wspomina niemiecka gazeta, pisząc jednocześnie o wytrzebieniu z głów większości Europejczyków złowrogich nacjonalizmów. Owszem, w krajach tzw. starej Europy lekcja „wytrzebienia” rzeczywiście miała miejsce i dała wymierne rezultaty. Społeczeństwo Zachodnie w absolutnej większości piętnuje postawy skrajnych nacjonalistów czy neofaszystów. I gdy w dobie kryzysu postawy nacjonalistyczne wzrastają w poszczególnych krajach europejskich, rośnie tam też opór opinii publicznej, elit politycznych wobec brunatnej ideologii. Weźmy chociażby Niemcy, gdzie w Dreźnie neofaszyści organizują swe marsze z okazji rocznicy odwetowego zbombardowania miasta przez aliantów. Manifestacja „podgolonych głów” jest natychmiast kontrowana przez przeciwników (których z reguły jest wielokrotnie więcej) brunatnej ideologii, którzy „witają” neonazistów hasłami w rodzaju: „Braune Schweine raus aus unseren Stadt” („Brunatne świnie precz z naszego miasta”). Politycy, media, autorytety moralne bez żadnych ogródek potępiają marsze spod znaku swastyki, która nota bene jest zabroniona w Niemczech, a ich uczestnicy znajdują się pod ogólnym pręgierzem.
Tymczasem na Litwie stało się już twardą rzeczywistością, że we wszystkie święta narodowe ulice dużych miast, jak Wilno czy Kowno, są okupowane przez marszowiczów, których ideologia i hasła są bardzo zbliżone do tych kultywowanych w Dreźnie przez „brunatne świnie”. W litewskich miastach może jest jeszcze nie tak odważnie i wprost jak w Dreźnie, ale duch jest niewątpliwie jednaki w obydwu przypadkach. Zresztą „łysogłowi” marszerowicze z Niemiec są miłymi gośćmi na marszach w Wilnie albo Kownie, o czym niejednokrotnie przekonaliśmy się. I cały problem Litwy polega na tym, że w tym kraju takich ekscesów nikt „nesureikšmina”. Marsze skrajnych nacjonalistów są w najlepszym przypadku bagatelizowane i przemilczywane przez polityków czy większość mediów. Szef litewskiej Saugumy, odczytując w Sejmie ostatni raport o zagrożeniach dla państwa, nie widział żadnego problemu w narastających w siłę szowinistycznych marszach czy, dajmy na to, rocznicach organizowanych w ksenofobicznym stylu przez „tautininkasów” z okazji odzyskania Wilna od Polski. Prezydent Dalia Grybauskaitė zapytana kiedyś przez litewskiego dziennikarza, co sądzi „o marszach nacjonalisów” odparowała do rozmówcy bez ogródek w stylu: „To Pan sądzi, że są nacjonalistami. Ja tak nie sądzę. Uważam ich za młodzież narodową”. Słowem „młodzież narodowa” na Litwie czuje się, jak ryba w wodzie. Zamiast słów potępienia od najwyższych rangą polityków słyszy słowa otuchy i afirmacji.
Czy zatem Europa odrobiła lekcję historii po dwóch krwawych wojnach, które słusznie nazywamy światowymi? Sądzę, że tylko po części możemy pozytywnie odpowiedzieć na to pytanie. W wielu krajach europejskich zwłaszcza spoza żelaznej kurtyny wirus skrajnego nacjonalizmu odżywa, szerzy się i znowu zaczyna truć. Na Litwie obserwujemy swego rodzaju mutację tej groźnej bakterii porażającej mózg przede wszystkim młodzieży. Dla opinii publicznej serwuje się coś w rodzaju podmiany pojęć. Państwowy agresywny nacjonalizm z supremacją jednego tylko państwowego języka jest powszechnie gloryfikowany, natomiast aspiracje mniejszości narodowych, by zachować przynajmniej to, co miały przed akcesją do UE (i co ma cała Europa zresztą), pokazuje się jako działania karygodne, skrajne, nieprzyjazne wobec państwa.
„Dzisiejsza Europa jest zabezpieczeniem od pokus i przemocy, zabezpieczeniem, nad którym trzeba stale pracować. Konflikty należy rozwiązywać w sposób pokojowy i bronić również wspólnych wartości takich jak wolność jednostki i równość wobec prawa. Są to główne nauki płynące z uwikłania się w wielką europejską rzeź sprzed stu lat", napisał „Frankfurter Allgemeine Zeitung” z okazji rocznicy wybuchu I wojny światowej.
To „zabezpieczenie” jak na razie nie działa na Litwie...
Tadeusz Andrzejewski
Komentarze
ja bardziej wierzę w naszą młodzież!
Musimy dbać o swoją tożsamość by nie zniknąć w kosmopolitycznej, zdemoralizowanej Europie.
no nieźle to sobie sauguma wymyśliła. My Litwini to jesteśmy niewinni jak baranki, a na Wileńszczyźnie czai się zło... Ciekawe tylko czemu te wszystkie bzdurne raporty wyciekają zazwyczaj przed wyborami? Zbieg okoliczności? Nie sądze....
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.