Sądzę jednak, że niedługo zwrot ten może być skutecznie zastąpiony innym porzekadłem np. namolny jak konserwatysta.
Na etymologię nowego potencjalnego porzekadła na Wileńszczyźnie konserwatyści sami sobie solennie zapracowali. Zachowując się trochę tak, jak ta naprzykrzająca się mucha już po raz bodajże czwarty zgłosili w Sejmie projekt o powołaniu specjalnego funduszu dla Litwy Południowo-Wschodniej. Przy tym symptomatyczne jest, że chce im się spec. fundusz zakładać zawsze, jak tylko są na horyzoncie jakiekolwiek wybory w naszym kraju. Było tak np. w roku 2012 przed wyborami sejmowymi, zdarzyło się też w roku 2015 przed wyborami samorządowymi. Potem to samo powtórzyło się też w roku 2016, gdy wyborcy ponownie wybierali Sejm RL. „Natrętna mucha” za każdym razem była odpędzana od Wileńszczyzny przez większość sejmową, jednak - jak to ma ów owad sobie w naturze - zrobił on tylko kółko, by ponownie zbliżyć się do obiektu swej udręki.
Po raz kolejny konserwatyści przypuścili atak już w nowym 2017 roku witając go radosnym hasłem: „Z Nowym Rokiem – z nowym funduszem!”. Sejm jednak na ich nieszczęście i na szczęście Wileńszczyzny projekt po raz czwarty wyrzucił do kosza, ale ja wcale nie jestem pewien, czy przekonało to definitywnie „insekta”. Uważni czytelnicy pewnie też zapytają w tym miejscu autora o wybory, których w styczniu na Litwie nie ma, a projekt funduszu i tak został zgłoszony. Teoria więc o przedwyborczej akcji konserwatystów jakby się w tym przypadku nie zgadza. Niezupełnie jednak tak. Na Litwie, owszem, wyborów nie ma, są jednak w samej partii konserwatywnej, a tam konkurencja do stolca przewodniczącego też jest duża. Patriotyczny gest więc nie zawadzi.
Bo warto przypomnieć w tym miejscu raz jeszcze, po co w ogóle konserwatyści projekt funduszu dla Wileńszczyzny tak uparcie próbują przepchnąć przez parlament. No chyba nikt z Państwa nie wierzy, że robią to dla dobra mieszkańców Wileńszczyzny, jak propagandowo zapewniają. Chodzi o coś zupełnie innego. Po pierwsze, pokazać swym potencjalnym wyborcom (w tym ostatnim przypadku wewnątrzpartyjnym), że tylko konserwatyści są tak bardzo czujni, jeżeli chodzi o los i bezpieczeństwo ojczyzny, której – wiadomo – ciągle potajemnie zagrażają ci, którzy chcą nielitewskich nazwisk, tablic ulicznych i ogólnie specjalnych praw.
Po drugie, poprzez państwowy fundusz, który przecież celowo ma omijać demokratycznie wybrane lokalne samorządy, uzyskać możliwość finansowania swoich jurgieltników pokroju „garśwów” i „garśwopodobnych”. Wariant to już jest zresztą przećwiczony. Pamiętamy, kto był finansowany przez analogiczny Fundusz Litwy Południowo-Wschodniej, który już swego czasu przecież działał. Czy może zwykli mieszkańcy Wileńszczyzny? Może lokalni przedsiębiorcy? Może studenci? Wolne żarty. Pieniądze były pompowane wyłącznie w szkoły z państwowym językiem nauczania tak, by nie brakło im basenów i innych luksusów.
Inną sprawą jest, że konserwatyści do tej pory nie mogą wyjść z szoku po ostatnich wyborach. Teraz, jak podają media, w oddziałach partii trwa intelektualna dyskusja na temat, czy Tevynes Sajunga ostatnie wybory, mówiąc dosadnie, przerżnęła, czy tylko je nie wygrała. Od odpowiedzi na to pytanie będzie pewnie zależeć los młodego Landsbergisa, który stara się o reelekcję jako polityk – co tu dużo gadać – niespełniony. A konkurencja mu rośnie tymczasem. Bo do stolca pirmininkasa chrapkę mają zarówno starzy wyjadacze, jak i młode wilczki. Oczywiście mając na względzie wiedzę, że dzisiaj w polityce modne jest słowo „zmiana”, które to słowo suponuje potrzebę czegoś nowego, to wyjadaczom sukcesu raczej nie wróżymy. (No bo o Ażubalisie, Stundysie czy Kubiliusie powiedzieć, że to coś nowego, to tak jakby rzec, że kłumpie – to najnowszy hit w branży obuwniczej). O stolec więc raczej zawalczą wilczki: Landsbergis junior, Paulius Saudargas, Agne Biliotaite, Żygimantas Pavilionis.
Wszystkim życzymy sukcesu. A przy tym jednak obiecujemy uważnie śledzić sejmowy kalendarz, by nie przegapić w nim kolejnego wniosku konserwatystów o powołanie funduszu dla Wileńszczyzny. Będzie to dla nas nieomylnym znakiem, że Litwę bankowo oczekują jakieś kolejne wybory...
Tadeusz Andrzejewski
Komentarze
Niestety trzymają łapska dosłownie, na zagrabionej ziemi należącej do Polaków prawowitych właścicieli. Tak jak Landsbergis
Niech trzymają łapska jak najdalej od Wileńszczyzny.
A ja nawet wobec zielonych jestem sceptycznie nastawiony. Jeszcze przed wyborami Karbauskis i Skvernelis wypowiadali różne zdania apropo spraw polskich.
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.