„My jak poruszymy (problemy mniejszości – ta.), to poruszymy też wielką wodę – nie tylko największą mniejszość, ale też największą większość. Nie możemy poróżnić narodów”, mówił zawile na temat problemów litewskich Polaków nowy przewodniczący Sejmu Viktoras Pranckietis dla rozgłośni radiowej. Zapowiadał przy tym owszem, że nowa większość zamierza pochylić się nad problemem pisowni nielitewskich nazwisk, wysuwając przy tym własny alternatywny do dotychczasowych wariant (według niego obydwie wersje - i oryginalna, i litewska byłyby pisane na pierwszej stronie dokumentu tożsamości). Chwalebne jest to (to znaczy sama inicjatywa), a i propozycja – moim zdaniem – też byłaby do rozważenia. Nie podoba mi się jednako, że Pranckietis tak indywidualne i wydawałoby się niezbywalne prawo każdego człowieka łączy z wolą (dobrym samopoczuciem) „wielkiej wody”, czyli dominującej narodowości w naszym kraju. Trochę to mi marksizmem-leninizmem trąci, gdzie prawa jednostki były niemal całkowicie podporządkowane władzy, a ściśle – woli partii. W skrajnych przypadkach wzorowy obywatel, piastujący jakieś tam stanowisko w Kraju Rad, to nawet w sprawie poślubienia niewiasty o pozwoleństwo kierownictwa partyjnego musiał pytać.
Ponadto w sposób odmienny nieco z panem marszałkiem rozumiemy chyba pojęcie „poróżnienia narodów”. W odróżnieniu od przewodniczącego Sejmu uważam, że poróżnienie ma miejsce w sytuacji, kiedy między narodami zaistniała jakaś nieprawda, krzywda, jakaś kardynalna niesprawiedliwość. Trzeba ją anihilować, by się pojednać. Tymczasem Pranckietis mylnie, moim zdaniem, sugeruje, że poróżnienie może nastąpić dopiero, jeżeli spróbujemy z nieprawdą walczyć.
Dalej litewski marszałek nawołuje, by „nie tonąć w drobiazgach”, tylko na relacje narodów patrzeć z szerszej perspektywy – rozwiązywać sprawy bardziej globalne. Bardzo się zgadzam. Tylko jest jedno „tylko”. W moim pojęciu, by nie tonąć w drobiazgach, sposobem najlepszym na to byłoby rozwiązanie problemu „iš esmės”, kompleksowo – tak bym powiedział. Niestety marszałek tego nie powiedział. Zamiast tego proponuje problem mniejszości zepchnąć na boczny tor, wyautować poza nawias bieżącej polityki. „Być może z tymi drobnostkami byśmy tak uczynili, żeby one szły niejako obok jako zagadnienie, które nie jest rozwiązywane od tylu lat. Nie możemy w tym utknąć, musimy robić sprawy większe, ważniejsze”, przekonuje profesor i świeżo upieczony polityk. Niestety tak się nie da. Tego jestem pewien równie niewzruszenie jak i faktu chociażby, że choinka jest zawsze zielona. Z jednego zresztą bardzo prostego powodu. Bo żeby robić rzeczy wielkie, trzeba mieć do siebie zaufanie. A w Biblii przecież jest napisane, że „jeżeli kto w drobnej rzeczy wierny będzie, ten będzie wierny i w wielkiej”. A kto w małej jest oszustem, kto mu powierzy wielkie rzeczy, chciałoby się zapytać. I tego zapytania chyba wystarczy na argument potwierdzający, że tak się nie da, jak proponuje Pranckietis.
Od nowej władzy, którą suweren (wspomniana „wielka woda”) obdarzył ogromnym zaufaniem, oczekujemy zatem odważnych i kompleksowych rozwiązań zarówno w sprawach gospodarczych, społecznych, jak i międzynarodowych. A tych ostatnich nie da się zruszyć z martwego punktu bez wcześniejszego rozwiązania sprawiedliwych i uzasadnionych oczekiwań mniejszości narodowych. Bez tego po prostu nie da się odpowiedzialnie prowadzić normalnej polityki zagranicznej, bo – przypomnę – do Skandynawii z ominięciem Polski już chodziliśmy. Tam nam, mówiąc brutalnie, pokazano gest Kozakiewicza (prezydent Finlandii bez ogródek rzekł przecież, że w razie czego na nas nie liczcie). Zagadać problemu też się już nie da, bo limit zagadywania dawno wyczerpały poprzednie ekipy. Zostaje więc tylko działać.
Rok 2017 jest dobrym czasem, by wreszcie powiedzieć trochę za amerykańskim prezydentem: „Yes we can”.
Tadeusz Andrzejewski
Komentarze
ale to jacyś wszechmogący panowie sę, że tak zaszkodzili Polakom na Litwie? oni są w jakiś organizacjach co mają wpływ na te problemy Polaków?
od około cwierć wieku AWPL mowi wszystkich Polakom ze broni walczy o prawa Polaków na Litwie.
I na kazdym zjezdzie Partii mowi ze ma fantastyczne sukcesy. To ja pytam jakie?
Problemy od lat te same, a AWPL ma sukcesy.
Na dodatek Tomaszewski stwierdził, że problem tabliczek został rozwiązany. No żeby taki fałsz rzucić w twarz Polakom. To obraza inteligencji.
ale jeśli nie wiesz czyja to "zasługa" to znaczy że się nie znasz na sprawach wileńskich.
- usunięcie j. polskiego na egzaminie
- negatywne zmiany w szkolnictwie
- zabranie Lelewelowi szkoły
- degradacja szkoły Konarskiego
- brak tablic polskojęzycznych miejscowosci i ulic
- brak nazwisk w oryginale
- brak ziemi dla prawowitych wlascicieli.
są jakieś jeszcze inne "sukcesy"?
"fundusz pomocowy" made ind Landsbergis. Wsadźcie sobie w ... wiecie co!!!
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.